Kongo, ziemia męczenników, cz. 8.

Urząd Policji w Kisangani, na lewym brzegu rzeki Kongo

     Wczas rano więźniowie usłyszeli warkot ciężkiego samolotu transportowego, który przelatywał nad nimi. O godzinie siódmej rano, gdy już wiadomym było o przybyciu spadochroniarzy belgijskich na prawy brzeg miasta, usłyszeliśmy następujące polecenie: „Schodzić wszyscy do piwnicy” Było to małe pomieszczenie, liczące 4 metry na 4 i służące jako cela więzienna. Był już w niej uwięziony jeden Simba. Korytarz, którym szło się do tej celi, mieszczącej się za blaszanymi drzwiami, służył za ubikację. Odór odchodów ludzkich nie pozwalał wątpić, co do tego. W tej małej sali będzie przebywało w następnych dniach aż 35 uwięzionych osób.
     Pani Taylor i trójka jej dzieci zostali na parterze budynku. Około godziny 9 Simba przyprowadzili do tej sali wszystkich księży i wszystkie siostry z misji św. Marty, jak również 7 sióstr zakonnych, które wcześniej były odesłane do Franciszkanek. Misja św. Marty znajduje się blisko domu, w którym przetrzymywani byli misjonarze z Ubundu. Znajdowali się wśród nowoprzybyłych: Ks. Fr. Bosch, Holender; Brat Marcin Brabers, Holender; cztery siostry dominikanki narodowości hiszpańskiej i dwie siostry Franciszkanki Misjonarki Maryi, jedna Hiszpanka, a druga Włoszka.

     Byli to Europejczycy, nie Belgowie, którzy aż do tego czasu byli na wolności. Wszyscy Belgowie byli już od dawna uwięzieni, lecz przebywali na prawym brzegu Kisangani, gdzie zostaną uwolnieni przez belgijskich spadochroniarzy. Przez następne godziny nie działo się nic nadzwyczajnego. Czasem słychać było odgłos przelatującego samolotu.

     Nagle, było to już chyba w godzinach popołudniowych, słychać było wycie syren z dworca kolejowego i jazgot karabinu maszynowego oraz odgłosy moździerzy. Była to odpowiedź na atak samolotu, który przybył ze strony prawobrzeżnej i atakował pozycje rebeliantów po lewej stronie miasta Kisangani. Rebelianci ustawili karabin maszynowy za domem, w którym przetrzymywali uwięzionych misjonarzy. Gdy ostrzał zbliżał się w stronę uwięzionych, rebelianci ukryli się w salonie domu, i przez okna strzelali w stronę samolotu. Naraz słychać było bliskie wycie samolotu, obstrzał domu uwięzionych i wybuch pocisku z granatnika nad misjonarzami. Zatrzęsły się mury domu, karabin maszynowy ucichł, lecz księżom nic się nie stało, gdyż byli w piwnicy domu. Pani Taylor, zakrwawiona, wybiegła w panice na taras domu ze swoimi dziećmi, lecz Simba zmusili ją do zejścia do piwnicy.

       Późnym wieczorem rebelianci zaczęli krzyczeć:
    „Niech jedna siostra wyjdzie tu do góry”. Krzyk staje się coraz bardziej natarczywy i stanowczy, w końcu zaczęli wrzeszczeć:, „ Jeżeli żadna nie wyjdzie, to wszyscy będziecie rozstrzelani”. W końcu jedna z sióstr decyduje się na wyjście, była to siostra świeżo przybyła i nie rozumiała jeszcze dobrze języka suwahili. Słychać szarpaninę, krzyki… Wszystkie niewiasty, jakie są na dole mają wyjść do góry. Simba ukazują całą swoja dzikość. Siostra Alberta powiedziała na korytarzu do księdza Schustera: „Znieważają wszystkie siostry!...”

     Siostry, mimo znieważenia ich stanu zakonnego, mają jeszcze siły, aby pomagać innym. Dozorca więzienny przyniósł trochę wody w kasku, którą siostry obmywają rany dzieci Pani Taylor i podają im parę aspiryn do spożycia. Przez całą noc siostry opiekowały się tymi dziećmi, utulając ich i opatrując rany ich mamy, Pani Taylor. W nocy, przy zapalonej zapałce widziano dzieci na rękach sióstr. Tak minęła noc. Nikt nie spał, gdyż w małej sali więziennej było zbyt ciasno.

     W środę rano znów słychać było strzelaninę, warkot samolotów, wybuchy pocisków z moździerzy.
O godzinie 9 przyniesiono więźniom trochę bananów do jedzenia. Siostry nie wzięły nic z nich dla siebie, lecz przeznaczyły wszystkie banany dla księży, tłumacząc się tym, że same zjadły posiłek wczoraj, a księża już od dawna nic nie jedli. Każdy z mężczyzn  otrzymał po pół banana. Dla księdza Schustersa, który w poniedziałek wieczorem zjadł kromkę chleba, miało wystarczyć to pożywienie na 5 dni, czyli aż do chwili jego wyzwolenia, do piątku rano. Po południu podali im trochę wody do picia w kasku. Następnie wezwano wszystkich do wielkiej sali na parterze, gdzie ukazano im okropna scenę zmasakrowanych Simba; leżało ich na ziemi może 10, lub więcej we krwi już zastygłej, z poszarpanymi ciałami. Jeden z rebeliantów powiedział do więźniów: „Spójrzcie, co wasi przyjaciele zrobili z nimi. Wy następnie będziecie się spotykać w Europie i będziecie się wyśmiewać z nas. Wynieście pomordowanych bojowników na taras, na zewnątrz domu i wysprzątajcie wszystko. Wydział higieny przyjdzie sprawdzić waszą pracę”.

     Więźniowie przenosili ciała na wskazane miejsce, na ten sam taras, na którym parę godzin później złożone zostaną ich własne ciała. Następnie czyścili podłogę z krwi odrobiną wody deszczówki, którą znaleźli w starej beczce. Około godziny 16 prace czyszczenia były skończone i więźniowie wrócili do piwnicy.

Fot. sxc.hu