Kongo, ziemia męczenników cz. 10
Następnie zawołał w języku holenderskim: „Święta Maryjo, Matko Boża” Brat Vanderbeek zaczął głośno kaszlać. Ks. Schuster obrócił się w jego stronę i widząc, że brat patrzy na niego całkiem świadomie; można by powiedzieć, że uśmiecha się do niego. Ksiądz wyszeptał do niego: ”Daję ci rozgrzeszenie”. Podniósł nieco rękę i wypowiedział słowa rozgrzeszenia do brata i do wszystkich powalonych na ziemi. Następnie opuścił swoja rękę.
Simba odwrócili pozycje sióstr w taki sposób, że były teraz obrócone plecami do leżących na ziemi księży. Ksiądz Schuster zobaczył dwie siostry podtrzymujące trzecią, upadała na ziemię. Wszystkie siostry zostały powalone na ziemie kulami, padając jedne na drugie, bez żadnego krzyku, czasem słychać było tylko głośne rzężenie. Siostra, która była naprzeciwko ks. Schustera, upadła mu na nogę, druga zwaliła się na nią. Na końcu zastrzelono leciwą panią, leżącą między dwoma rzędami. Jedynie ona i pastor byli zastrzeleni z całej rodziny Taylor.
Simba przystąpili teraz do dobijania wszystkich powalonych już na ziemię, zaczynając od ostatnich w rzędzie. Do każdego oddawali jeszcze jeden strzał. Przynajmniej połowa z nieszczęśliwców jeszcze żyła. Mordujący w ten sposób rannych więźniów zatrzymali się przed przystąpieniem do ks. Schustera… Prawdopodobnie magazynek karabinu był próżny.
„Otworzyć drzwi” krzyknął, któryś spośród bojowników Simba. Niech młodzież rewolucyjna i dozorcy zaniosą ciała na taras domu. „Amerykanie będą mogli popatrzeć na swoich przyjaciół”. Simba wzięli kaganek oliwny i świecę, udając się przez zewnętrzne schody na miejsce, gdzie ciała miały być złożone. Ksiądz korzysta z chwili ciemności i samotności, aby wyjąć swoja rękę spod ramienia jednej siostry, gdyż sprawiało mu to wielki ból. Inna siostra jeszcze żywa, powiedziała mu; „Niech ksiądz udaje zabitego”. Nie ruszał się więcej i udawał martwego.
Młodzież rewolucyjna po przybyciu na miejsce mordu przenosiła ciała na taras, jedno za drugim, poczynając od pierwszego w rzędzie. Lżejszych faktycznie przenoszono, a cięższych wleczono po ziemi. Dwóch osiłków wzięło księdza Schustera za nagi, a dwóch za ręce i nie wiedząc, że jest jeszcze żywym, zanieśli go na werandę i rzucili na jeden ze stosów ciał. Gdy transportowali księdza Nieuwkamp, ciągle jeszcze powtarzał: „ Księże proboszczu… i Święta Maryjo, Matko Boża”. Jeden z młodzieży powiedział; Trzeba z nim skończyć. Ksiądz Schuster śledził wyraźnie wyjmowanie noża i podrzynanie gardła żywemu jeszcze księdzu, tuż koło jego głowy. Urwał się jego głos i krew zalała mu całą twarz…”Tak zrobiliście z Lumumbą”, powiedział jeden z brygady młodzieży rewolucyjnej. „Jeszcze tę siwą głowę”, powiedział inny. Chodziło o głowę ks. Schustera. „Zostaw go, on już nie żyje”, dodał inny. Pierwszy wbił jeszcze nóż do jednego z ciał i poszli po następne ciało. Przynieśli ciało księdza van der Vegt i rzucili je na stos. Przecięli mu również szyję, nie mówiąc ani słowa przy tym. Ksiądz Schuster czuje spływającą na niego krew swojego kolegi, i czuje coraz słabsze ruchy jego kończyn. „Chodźmy stąd teraz, wrócimy później sprawdzić, czy wszyscy już pomarli”, powiedział jeden z młodzieżówki i odeszli w lewo przed domem, koło karabinu maszynowego, który wciąż strzelał w kierunku prawej strony miasta.
Po wydobyciu się spod rąk ks. Nieuwkamp, ksiądz Schuster usiadł na ciałach swoich towarzyszy. Nasłuchiwał on, co się działo wkoło i starał się coś dostrzec w ciemności, lecz wszędzie było cicho. (Nie mógł też wielu rzeczy zobaczyć, gdyż nie miał teraz okularów, a był krótkowidzem). Ułożył się znów na stosie ciał, położył ręce księdza na siebie i czekał pewną chwilę, następnie podniósł się i zaczął iść wzdłuż stosu ciał…nasłuchiwał jeszcze i starał się badać ciemności. Nic specjalnego! Wraca jednak na swoje dawne miejsce, kładzie się, jest niezdecydowany… Ksiądz czuje czyjąś rękę, która stara się usunąć jego nogę. Podnosi on swoja nogę i kładzie ją na lewej. Pozostaje on w tej pozycji dobrą chwilę, nie wiedząc, co dalej robić… Naraz usłyszał za swoimi plecami rzężenie niewieściego głosu…Inny głos, lecz nieco mocniejszy, doszedł go z drugiej strony. „Gdyby Simba wrócili tu jeszcze, popodcinają nam wszystkim szyje”. Jeżeli nie chcę umrzeć tutaj, muszę opuścić to miejsce, myślał ks. Schuster. Przyszła mu myśl udzielenia pomocy jeszcze żywym tu osobom, lecz w końcu uznał to za bezsensowne. Idąc za tą myślą podnosi się, zdejmuje swoja sutannę i kładzie ją z prawej strony stosu ciał. Idzie powoli w stronę balustrady kamiennej, przekracza ją, aby zejść z tarasu, lecz zdaje sobie sprawę, że Simba strzelający z karabinu maszynowego, mogą go łatwo zobaczyć.
Wraca i udaje się w stronę głównego wejścia. Sala była zamknięta, brakowało klamki z zewnętrznej strony drzwi, lecz na szczęście nie było jednej szyby w drzwiach i wsadzając tam rękę, ksiądz zdołał otworzyć drzwi. Przypomniały mu się podwójne drzwi boczne, zamknięte na rygiel u góry. Otwierając jedne z tych drzwi, ksiądz Schuster znalazł się na podwórku z tyłu domu, które było zamknięte ze wszystkich stron przez zabudowania. Naprzeciwko widać było wielki ciemny kwadrat, który powinien być wyjściem z podwórka, lecz na zewnątrz z lewej strony widać było słabe światło pod drzwiami. Ksiądz skierował się ku prawej stronie i zauważył otwarte okienko, rozejrzał się ostrożnie i wszedł. Nikogo nie było w tym pomieszczeniu, po przeciwnej stronie było drugie, takie samo okienko, zakratowane drutem kolczastym, lecz z wielką dziurą w kracie. Ksiądz odsunął delikatnie drut kolczasty, przedzierając przy tym koszulę na plecach, lecz po chwili był na zewnętrz domu.
Fot. sxc.hu