Koniec wakacji? Czyli jak poradzić sobie z jesienną gehenną? Część 2

Pora na część drugą…

Przed tygodniem poruszyliśmy temat pożegnań. Pożegnań lata i wszystkiego, co się z nim wiąże. Wakacji, wspólnych spacerów bosymi stopami po gorącej łące, kąpieli w ciepłych jeziorach czy wreszcie górskich wędrówek po szlakach z osłoniętymi kapeluszami głowami. Wspomnienia, nostalgia, tęsknota. Trudno przed tym uciec, bez wątpienia.

Postawiliśmy więc sobie przed tygodniem pytanie, czy taki koniec wakacji, jak obecnie przeżywamy, i koniec lata zarazem (koniec lata, który to już tuż-tuż), musi oznaczać same tylko smutki i tęsknoty. Jak wejść możliwie łagodnie w ten jesienny czas obowiązków i znanych nam zwyczajów? Co zrobić, aby nie wpaść w niebezpieczną powakacyjną nostalgię? Co robić, aby to twarde lądowanie po eskapadach nad jeziorami, w górach czy nad morzem okazało się nieco bardziej miękkie? Co zrobić, by nie narzekać?

Przed tygodniem zaproponowałem nam wszystkim pierwsze rozwiązanie. Z jednej strony najprostsze, z drugiej jednak nad wyraz wymagające. I po ludzku często trudne. Chodzi o wdzięczność. O wdzięczność za wszystko to, co się w te wakacje zadziało. Po ludzku trudne, gdyż w sytuacji, gdy coś się nam kończy zwykle ciężko rozpalonej od emocji głowie docenić wszystko, co było. Podziękować. Pocieszyć się z tego, co już za nami. Po szczegóły odsyłam do poprzedniego materiału (znajdziecie go TUTAJ).

To jednak zaledwie jedno z przynajmniej kilku rozwiązań, jakie chciałbym nam zaproponować. Czy są inne? Tak. A przynajmniej tak mi się wydaje.

Co więc możemy jeszcze zrobić, aby to jesienne lądowanie było ciut łagodniejsze? Jak to co? Marzyć, planować, analizować. Zacznijmy może od tego ostatniego. Wyjmij z przysłowiowej szuflady zdjęcia, które zrobiłeś/zrobiłaś w tym roku nad morzem, w górach, nad jeziorem czy gdziekolwiek indziej. To po pierwsze będzie piękna okazja do okazania wspomnianej wyżej wdzięczności. Bo często dopiero spojrzenie na coś z nieco dalszej perspektywy czasowej pozwala na w pełni docenienie tego, co się otrzymało. A następnie, gdy już powspominamy i pouśmiechamy się do swoich wakacyjnych doświadczeń, pomyślmy, co moglibyśmy za rok zmienić. Żeby było jeszcze lepiej. Zastanówmy się, gdzie zmarnowaliśmy w te wakacje czas. Czego żałujemy? A co chętnie byśmy dodali do tegorocznego bilansu wakacyjnego. W ten sposób, zamiast żalić się nad tym, jak ten czas szybko leci, łatwo przejdziemy do praktyki: do konkretnego planowania kolejnego lata. A wierzcie mi: już samo planowanie wakacyjnych wyjazdów może sprawić mnóstwo frajdy.

Co jeszcze? Ano jest jeszcze coś, co warto rozważyć. Pocieszmy się tym, co przed nami. Za chwilę piękna jesień. Macie w ogóle świadomość, jak bardzo zazdroszczą nam tej pory roku ci, którzy nigdy jej nie przeżywali? Ot, choćby mieszkańcy tropikalnych szerokości Ameryki Południowej. Tam, gdzie cały rok jest wyłącznie ciepło. Notorycznie bez zmian. A jedyna różnica w pogodzie jest taka, czy mamy akurat okres suchy, czy deszczowy. Zmiana liści na kolorowe? Leżące na ziemi szeleszczące sitowie? Spadające z drzewa żołędzie i kasztany? Kwitnąca jarzębina? Tego ci mieszkańcy nigdy na oczy nie widzieli. W zmienności także może być atut.

Owszem, nie będę koloryzował. Ja także wolę lato od jesieni. To oczywiste. I śmiem twierdzić, że większość to czytających ma podobnie. Doceńmy jednak, że obiektywnie rzecz ujmując, ta jesień naprawdę ma urok. Naprawdę ma pewną niepowtarzalną woń.

I na koniec rzecz ostatnia. Pamiętajcie, że jak by nie patrzeć, od teraz każdy kolejny dzień zbliża nas do wiosny. I do kolejnych wakacji. A oczekiwanie może być przecież tak fascynujące. Prawda?

czerniecki.net