Konsekrowane

Z pozoru dzieli nas wszystko – stan cywilny, sposób życia, a nawet sposób ubierania. Pozory jednak mają to do siebie, że mylą. I tak jest w tym przypadku. Choć z pozoru jesteśmy tak różne, to tak naprawdę wiele rzeczy nas łączy. Dla mnie to zaszczyt, że wśród bliższych i dalszych znajomych mam siostry zakonne.

Kiedy moje dzieci były jeszcze małe, tak potrafiły dać mi w kość, że czasem sobie myślałam: gdybym wiedziała, że macierzyństwo to taka ciężka robota, wybrałabym życie w zakonie. U mnie w domu ciągle hałas, że nawet własnych myśli nie da się usłyszeć, prawie nic nie da się zaplanować, snu jak na lekarstwo, a za klasztorną klauzurą cisza, spokój, modlitwa. Prawie jak sanatorium, gdzie można ukoić skołatane nerwy czy podreperować zdrowie. Czego chcieć więcej? Było to jednak bardzo fałszywe i dość stereotypowe myślenie, bo im więcej osobiście poznawałam sióstr zakonnych, im więcej z nimi rozmawiałam, tym bardziej weryfikowałam swoje zdanie na temat życia zakonnego. Bo to życie wcale nie jest takie idealne, jak mi się wydawało. Podobnie jak życie świeckich kobiet także naznaczone jest kryzysami, gorszymi dniami, konfliktami, mniejszymi czy większymi trudnościami. A także tęsknotą chociażby za macierzyństwem czy bliskością z drugim człowiekiem. Miałam to szczęście, że mogłam to życie obserwować z bliska, kiedy przeprowadzałam rozmowy z różnymi siostrami do swoich książek. Dziękuję im za to, że mi zaufały i opowiadały nie tylko o radościach związanych z życiem zakonnym, ale też o tych trudniejszych sprawach – o tęsknotach czy atakach agresji, których doświadczyły ze względu na przykład na swój habit. Dzieliły się też medialnymi stereotypami na temat zakonnic, które powodują, że żeńskie zgromadzenia zakonne nie mają dziś dobrej reklamy, co przekłada się niestety także na liczbę kandydatek do życia zakonnego. To były naprawdę bardzo szczere rozmowy, takie bez lukru. I dobrze, bo tylko w ten sposób można przekazać to, co najważniejsze, czyli prawdę.

Z opowiadaniem o życiu zakonnym jest podobnie jak z opowiadaniem o wielodzietności. Można mówić, że jest cudownie, bo dzieci wynagradzają wszelkie trudności i kłopoty, a można się użalać, że to życie takie ciężkie, trudne, a do tego ludzie patrzą na rodzinę wielodzietną jedynie przez pryzmat patologii. To są oczywiście skrajności, których także w swoim życiu doświadczamy. Na szczęście – tych przykrych momentów – niezbyt często. I podobnie w zakonie. Można lukrować rzeczywistość, a można po prostu szczerze opowiedzieć, jak jest, nie uciekając od kryzysów czy trudności, ale też pokazując, że można je pokonać i iść dalej w swoim powołaniu. I że ta droga również może być piękna, choć bywa czasem trudna czy wyboista.

A powołanie do życia zakonnego, tak jak zresztą każde inne, to wielka tajemnica. Niekiedy przychodzi ono nagle, spada na człowieka niczym grom z jasnego nieba. Rzuca wtedy człowiek wszystko i idzie za jego głosem, bo wie, że właśnie realizuje Bożą wolę w swoim życiu. Innym razem daje ono znać o sobie w sposób bardzo subtelny, wręcz nieśmiało. Czasem, choć jest ewidentne, bywa zagłuszane, wypierane. A czasem na drodze do jego realizacji stają bliscy i tłumaczą dziewczynie, która chce iść do zakonu, że zmarnuje sobie życie, bo nic dobrego jej tam na pewno nie spotka. To często są naprawdę bardzo dramatyczne historie. I wiele sióstr zakonnych musiało się z nimi zmierzyć.

Pan Bóg ma jednak swoje sposoby, najróżniejsze, za pomocą których prowadzi wybrane przez siebie osoby. I w pewnym momencie staje się jasne – życie zakonne to jest ta droga. Na początku, tak jak w przypadku zakochania, to życie bywa idealizowane, więc nierzadko zderzenie własnych wyobrażeń z rzeczywistością bywa bolesne. Jednak dzięki modlitwie, mądrym przełożonym czy mądremu kierownictwu duchowemu udaje się wiele przeciwności pokonać i ostatecznie zachwycić się tym życiem. W końcu przecież w naszych czasach nikt do zakonu za karę nie idzie. To jest zawsze wolna decyzja wolnej, dorosłej kobiety.

Dzięki pracy nad książkami poświęconymi siostrom zakonnym poznałam fantastyczne kobiety, spełnione, pełne zapału, radości, a przede wszystkim wiary i życiowej mądrości. Każda rozmowa z nimi to dla mnie zawsze piękna lekcja odkrywania woli Bożej, otwierania się na Jego działanie i Jego słowo. To dla mnie zaszczyt, że mogę przyjaźnić się z tak fantastycznymi kobietami. Rozmawiam z nimi i wiem, że ich życie wcale nie jest łatwe ani bezproblemowe. Wspieramy się, pocieszamy, potem każda z nas ucieka do swoich obowiązków. Jesteśmy tak różne, a tyle mamy wspólnego.