Kropla drąży skałę

Czy istnieje możliwość wyeliminowania pewnych szkodliwych i niebezpiecznych zachowań? Czy może z góry jesteśmy skazani na klęskę? Wierzę, że rzetelną edukacją możemy zmienić wiele.

Czterdzieści lat temu oczywiste było, że dzieci i ryby głosu nie mają. Miały być grzeczne, posłuszne, wypełniać polecenia dorosłych i nie dyskutować. A jeśli stawiały opór, sprzeciwiały się, to ponosiły za to karę. Jaką? Najczęściej fizyczną. Klaps był metodą wychowawczą w wielu domach, a i w szkołach nie brakowało sytuacji, kiedy nauczyciele uciekali się do stosowania przemocy fizycznej. Nie żartuję.

Ostatnio na zajęciach z psychologii rozwojowej prowadząca w ramach ćwiczeń zachęciła nas do powrotu myślami do czasów, kiedy mieliśmy po siedem, osiem lat i zaczynaliśmy przygodę z edukacją. Wielu z nas, w tym i mnie, przypomniały się zachowania nauczycieli, które dziś nosiłyby znamiona przestępstwa. Pamiętam długą, drewnianą linijkę, która leżała na biurku naszej wychowawczyni. Kiedy ktoś coś zbroił, zapraszany był na środek klasy i tą linijką dostawał po rękach. Bywało, że na środku stał cały rządek dzieciaków, bo akurat grupowo narozrabiali albo… tylko rozmawiali na lekcjach. Każdy powód  był  dobry, żeby ukarać. I tak, linijką po rękach i miał być spokój, a przy okazji nauczka dla innych. Jeśli ci inni nie będą przestrzegać reguł, czeka ich to samo. W starszych klasach, wraz ze zmianą wychowawcy, linijka została zamieniona na skakankę. Bolało nawet bardziej. Ale nawet nie o ból fizyczny chodzi, a o ten psychiczny – wstyd, niskie poczucie własnej wartości, upokorzenie. Intencje były szlachetne, przecież trzeba te dzieci na ludzi wychować, tyle czy sposób był właściwy? Śmiem wątpić.

Inna sytuacja – też przemoc fizyczna. Jedna z uczących mnie nauczycielek, kiedy ktoś rozmawiał na lekcji, podchodziła i chłopców ciągnęła za baczki (im krótsze, tym bardziej bolało), a dziewczynki za ucho. Swoich praktyk zaprzestała, kiedy pewnego razu pociągnęła kogoś zbyt mocno i to ucho naderwała. Polała się krew, zrobiła się afera, ale nauczyciela nam nie zmieniono. Pani uczyła nas dalej. Codziennością były też sytuacje, w których nauczyciele potrząsali dzieckiem (do dziś pamiętam towarzyszące temu hasło: „Koteczku, bo cię wstrząsnę”) albo używali uwłaczających porównań („Uczesz się, bo wyglądasz jak szczotka klozetowa”). I choć mięło od tego czasu tyle lat, wszystkie te sytuacje mam przed oczami. Wtedy, jako dziecko, uznałam, że tak ma być, że przecież dorośli mają rację, że jakoś trzeba nas nauczyć dyscypliny. Rodzice także jakoś bardzo się tym metodom nie sprzeciwiali. Bicie dzieci miało się świetnie.

Kiedy tak wracałam do czasów wczesnej podstawówki, przeraziłam się, że pamiętam przede wszystkim te sytuacje związane ze stosowaniem przemocy przez nauczycieli. Zazwyczaj byłam tylko ich świadkiem, a nie uczestnikiem, ale na samo wspomnienie tamtych wydarzeń czuję niesmak i ścisk w żołądku, że pewnego dnia i mnie to spotka. I faktycznie, z raz czy dwa i ja stałam na środku klasy, wystawiałam przed siebie rękę, patrzyłam, jak drewniana linijka uderza o skórę, a potem ukradkiem rozmasowywałam bolącą dłoń i ocierałam płynące z oczu łzy.

Bardzo się cieszę, że moje dzieci w swoich szkołach już nie są na taką przemoc narażone (przynajmniej ze strony nauczycieli, bo przemoc rówieśnicza to temat na inny felieton). W końcu my, dorośli, zrozumieliśmy, że to nie jest metoda wychowawcza, choć wielu z nas długo tak uważało. Praca nad mentalnością przyniosła efekty. Dziś w szkołach nie ma już miejsca na przemoc fizyczną wobec uczniów ze strony nauczycieli. A jeśli takie przypadki się gdzieś pojawiają, to bardzo szybko są wyciągane konsekwencje prawne.

Jeśli więc w kwestii przemocy fizycznej udało się zmienić społeczne nastawienie, ufam, że podobnie będzie w kwestii przemocy seksualnej. I nie będzie już nikogo, kto będzie zrzucał winę na skrzywdzone dzieci. Choć nieraz jeszcze słyszę gdzieniegdzie głosy, że to dzieci sprowokowały, że to one zwodzą dorosłych, to wierzę głęboko, że z każdym rokiem takich głosów będzie coraz mniej, a społeczeństwo będzie bardziej świadome konsekwencji takiej formy przemocy. Nie tylko dla osób pokrzywdzonych, ale także dla całego społeczeństwa. Dlatego warto się o te zmiany upominać, warto edukować, w myśl zasady, że kropla drąży skałę. Skoro pewne procesy udało się skutecznie zatrzymać, jest nadzieja, że z innymi też się uda.