Kto pożądliwie patrzy na kobietę...

W interpretacji manichejskiej słowa Jezusa „kto pożądliwie patrzy na kobietę”, wskazują na grzeszność samych pragnień seksualnych, rozbudzania się, namiętności. Utożsamienie zła i grzechu z psychoseksualnymi reakcjami ludzkiego ciała wywraca całkowicie duchowość chrześcijańską. Oznacza to, że Jezus zaostrzył ocenę moralną do tego stopnia, że złe i nieczyste są nie tylko czyny, ale i pragnienia seksualne utożsamiane z sercem człowieka. Oskarżenie ciała, czyli psychoseksualnych reakcji człowieka, prowadzi do specyficznego rozumienia czystości, która oznacza rezygnację z przyjemności seksualnej. Prawdziwa, dana od Boga, czysta miłość małżeńska ma miejsce tak długo dopóki małżonkowie nie rozpalą w sobie ognia zmysłowości. Narastające podniecenie zabija delikatność i czystość duchowej miłości. Dlatego gdy małżonkowie podejmują akt seksualny, to powinni mieć intencję poczęcia dziecka, która nada moralny sens współżyciu i usprawiedliwi zło rozbudzania się. Trzeba jednak zrobić wszystko, aby się nie rozbudzać ponad to co konieczne i tym samym ograniczyć na ile to możliwe przeżywanie przyjemności. W niektórych kulturach zalecane jest współżycie tylko w nocy, aby nie widzieć ciała współmałżonka albo współżyje się zawsze w ubraniu pozwalającym tylko na minimalny, bezpośredni kontakt z nagim ciałem drugiej osoby. W Polsce jest jeden ksiądz, który publicznie głosi, że w czasie współżycia seksualnego „czyści” małżonkowie nie powinni nigdy całować się namiętnie, np. z języczkiem. Nie wolno urozmaicać aktu seksualnego różnymi pozycjami seksualnymi, nie wolno stosować silno rozbudzających pieszczot np. stymulować się oralnie w czasie gry wstępnej1. Tym bardziej nie można niczym uatrakcyjniać współżycia seksualnego, bo to wszystko koncentruje na przyjemności bycia razem i zabija prawdziwą miłość i duchową jedność. Rezygnacja małżonków z namiętnych pocałunków czy silnie rozbudzających pieszczot, czyli z takich zachowań, które dostarczają dużej przyjemności, choć jest bolesnym wyrzeczeniem, to jednak koniecznym, aby rozkwitała między nimi prawdziwa miłość duchowa. Wybrane małżeństwa, które poszły drogą tak zdefiniowanej ascezy, mogą dojść nawet do takiego poziomu „świętości”, że całkowicie zrezygnują ze współżycia seksualnego.  
Są to poglądy gnostyckie i manichejskie, które opierają się na dualistycznym założeniu, że to co prawdziwie duchowe nie może być cielesne, zmysłowe, a tym bardziej seksualne i erotyczne. Ponieważ gnostycy są ludźmi bardzo religijnymi myleni są z chrześcijanami. Troska o prawdziwą duchową, aseksualną miłość prowadzi do formułowania rygorystycznych zasad moralnych, których przekroczenie jest zawsze sankcjonowane najsurowszą karą - grzechem śmiertelnym. Ciężkość grzechu jest oceniana na podstawie niepotrzebnie wywołanego rozbudzenia seksualnego. Doskonała czystość oznacza panowanie nad sobą i wstrzemięźliwość seksualną.

Taki ideał życia seksualnego można osiągnąć tylko za  pomocą bardzo rygorystycznej ascezy nakierowanej na tłumienie wszelkich pragnień seksualnych, podtrzymywaniu negatywnej wizji aktywności seksualnej jako czynności bezbożnej, nie mającej nic wspólnego z Panem Bogiem, czyli oddalonej od Boga i tym samym grzesznej. Przekaz ten jest wzmocniony propagowaniem zagrożeń jakie są związane z aktywnością seksualną.
Niszczenie i tłumienie seksualności kształtuje dewiantów i kastratów. Rodzi silne konflikty między wiarą a seksualnością. Owocuje nerwicami, patologicznym poczuciem winy, agresją wobec pobudzonego ciała, głęboką nieakceptację siebie. U kobiet rodzi często oziębłość seksualną, którą ideologizuje się jako cnotę doskonałej czystości. U mężczyzn negacja seksualności rodzi nie do wytrzymania napięcia psychiczne.
Lęk przed wszystkim co seksualne fanatycznie radykalizuje bezkrytycznych zwolenników takich poglądów. Erotyzacja współczesnej kultury, którą gorliwie krytykują, uwiarygodnia ich w Kościele jako ostoję katolickiej moralności w zepsutym świecie. Pozwala im to na zwalczanie chrześcijańskiego spojrzenia na ludzkie ciało i seksualność, pod przykrywką obrony prawdziwej wiary.
W rozumieniu erotomańskim pożądanie jest synonimem braku opanowania seksualnego, hedonistycznego stylu życia, który charakteryzuje się szukaniem przyjemności dla niej samej, poza relacją z drugim człowiekiem, poza więzią, poza odpowiedzialnością za kochaną osobę, poza małżeństwem.
Wśród przyczyn erotomanii wymienia się m.in. brak kochającej rodziny, rygorystyczny dom wymagający od dzieci bycia doskonałymi (78% erotomanów pochodzi z takich domów), warunkowa miłość rodziców. „Rygorystyczna postawa rodziców idzie często w parze z krytycznym zapatrywaniem na seks i wszystko co się z nim wiąże. Obok stawianym dzieciom ogólnie nierealnych wymagań, rodzice ci mają szczególnie negatywne podejście do seksualności”2.  Seks jest przez nich uważany jako coś bardzo niebezpiecznego, co powoduje, że dziecko stawia znak równości między seksem a grzechem, co znowu oznacza, że pragnienia i potrzeby seksualne należy w sobie zwalczać, aby osiągnąć zbawienie duszy. Dziecko z takiej rodziny – z niskim poczuciem wartości, dramatycznie przeżywające swoje trudności seksualne, traktujące je jako grzechy ciężkie, strasznie się ich wstydzące, jest bardzo dobrym kandydatem na erotomana. Poczucie wstydu związane z poczuciem własnej beznadziejności i z nieakceptacją swojej seksualności, może być łatwo zrekompensowane seksem prowadzącym do uzależnienia. Niektórzy erotomani wierzą, że są źli z powodu samego przeżywania pragnień seksualnych. Wielu erotomanów uważa, że „ten kto jest dobry w seksie, musi być złym człowiekiem”3 .

Zagrożenie życia seksualnego pojawia się wtedy, gdy człowiek szuka przyjemności dla niej samej, czyli poza kontekstem miłości i budowania więzi z drugim człowiekiem. Przejawem takiego podejścia jest masturbacja, pornografia, przygodne stosunki seksualne. Człowiek najczęściej szuka przyjemności z ciekawości i chęci poznania nowych doznań, chęci eksperymentowania, nudy, oczekiwań grupy, poszukując miłości i bliskości…. Te zachowania nie muszą prowadzić do erotomani. Mają jednak charakter uzależniający, czyli łatwo prowadzą do kompulsywnych wzorców zachowania. Na uzależnienie od seksu są podatne osoby, które wykorzystują innych, dążą do podporządkowania ich sobie, podchodzą do nich instrumentalnie. Traktowanie innych jako obiektów seksualnych rodzi poczucie niezaspokojenia i pustki, wstyd i potrzebę skrywania prawdy, generuje strach. Pusta, bez miłości „relacja” z drugim człowiekiem, którego się nie umie się kochać, nie daje spełnienia. Równocześnie człowiek przyzwyczaja się do odczuwanych doznań i zaczyna szukać coraz silniejszych bodźców erotycznych. Do tego potrzebuje nowych wrażeń, które dadzą mu większą satysfakcję seksualną. Z taką motywacją (pożądliwe serce) sięga po coraz mocniejsze filmy porno, uprawia seks z przedmiotami, korzysta z usług prostytutek, praktykuje podglądactwo, pojawiają się nietypowe zachowania w czasie współżycia seksualnego, np. zadawanie bólu, szukanie fetyszów. Towarzyszy temu coraz wyraźniejsza obsesja na punkcie seksu, bezsilność wobec siły popędu i potrzeba uśmierzania bólu poprzez aktywność seksualną. W którymś momencie człowiek traci kontrolę nad swoją seksualnością, staje się egoistyczny - skoncentrowany jedynie na redukowaniu złego samopoczucia za pomocą wszelkiego rodzaju czynności seksualnych. Potrzeba zaspokojenia seksualnego jest tak silna, że nie liczą się żadne zasady. Cierpienie erotomana jest tak wielkie, że jest gotowy dopuścić się nawet przestępstwa, ryzykować zdrowie czy nawet życie, byleby zaznać chwilowego ukojenia i poczuć się „na haju”.
Istnieje ścisły związek między manichejskim i erotomańskim podejściem do seksu. Łączy je poniżenie ciała ludzkiego. Psychiczny kastrat zagłusza „złą” seksualność „doskonałym” życiem. Erotoman zagłusza „złe” życie „doskonałym” seksem. Choć na pierwszy rzut oka wydaje się, że te dwa sposoby przeżywania swojej seksualności diametralnie się różnią, to jednak wzajemnie się zasilają. Osoby wychowane w niechrześcijańskim rygoryzmie moralnym próbują nieustannie sprostać niemożliwym do realizowania normom narzucanym im przez autorytety. Nauczone ignorować własne potrzeby, pragnienia i uczucia nie dojrzewają do osobistego wyboru wartości. Nie integrują ich w sobie. W którymś momencie te wszystkie pragnienia i potrzeby przez lata ignorowane i zaprzeczone dochodzą do głosu. „Tama nie wytrzymuje naporu spiętrzonych wód i pęka, powodując katastrofę – gwałtowne zalanie i zniszczenie wszystkiego” 4.  Erotoman niszczy nie tylko swoje życie, ale innych osób. Jego współmałżonek po okresie zgadzania się na nadaktywność seksualną, posłusznego spełniania jego fantazji, ulegania upodobaniom, zaczyna się bronić przed osobą uzależnioną, usztywniać zasady, a nawet popada w seksualną anoreksję, np. odmawia współżycia, rozbiera się poza zasięgiem wzroku uzależnionego współmałżonka. Rodzi to kolejne reperkusje. 
Erotomański model życia jest aktualnie dominujący w naszej kulturze. Można czasami odnieść wrażenie, że przekaz medialny jest sterowany przez Wielkiego Erotomana, który nadaje kierunek sposobowi mówienia o seksualności. Alternatywą nie jest jednak represyjne podejście do seksualności albo wyciszanie tematyki seksualnej, w myśl manichejskiej zasady, że o tych „świńskich” rzeczach przyzwoici ludzie nie powinni rozmawiać publicznie, ale propagowanie chrześcijańskiego spojrzenia na ciało i płciowość.  
Interpretacja chrześcijańska słów Jezusa nie ma nic wspólnego z zakwestionowaniem reakcji ludzkiego ciała, która pojawia się i u manichejczyków i u erotomanów. Dla chrześcijanina ciało ludzkie jest dane od Boga, także w wymiarze przeżyć psychoseksualnych. Od Boga pochodzi miłość, wzajemna fascynacja mężczyzny i kobiety, pragnienie zjednoczenia seksualnego, przyjemności, rozbudzania się, namiętności. Dlatego Jezus wskazał na serce jako źródło zła i grzechu. Serce, to centrum decyzyjne człowieka. Nasze serce po grzechu pierworodnym jest grzeszne, niezdolne do kochania. Wszelkie grzechy: chciwość, gniew, rozpusta seksualna, wypływają z serca człowieka. Ujawniają się w ciele i poprzez ciało.
Jezus uświadamia słuchaczom, że jeżeli człowiek chce się nauczyć poprzez seksualność okazywać dojrzałą miłość, to musi nauczyć się dostrzegać co się dzieje w jego sercu. Grzech nie pojawia się automatycznie wraz z pojawieniem się reakcji psychoseksualnej. Może się zdarzyć, że pod wpływem silnych bodźców dochodzi do rozbudzenia, ale miłość podpowiada, że w tych okolicznościach nie jest dobrze dążyć do spełnienia seksualnego. Czekanie na czas współżycia seksualnego w chrześcijaństwie jest dyktowane miłością, która nadaje sens okresowej wstrzemięźliwości seksualnej. Ta sama miłość troszczy się także o możliwie częste i regularne współżycie seksualne.

Ocena moralna wielu problemów seksualnych wymaga dużej delikatności i roztropności. Istotne jest nie tylko określenie obiektywnych kryteriów zaistnienia zła moralnego, ale także pytanie się o serce człowieka – o jego aktualną świadomość i dobrowolność podjętych przez niego decyzji.  
Decyzje jakie człowiek podejmuje zależą od jego rozumienia sensu życia, jego odniesień do drugiego człowieka, relacji do Boga, do ludzkiego ciała, rozumienia znaczenia seksualności. Dużą rolę odgrywają wzorce bycia mężczyzną czy kobietą, mężem lub żoną, ojcem lub matką. Nie zawsze każdy z tych wzorców jest elementem tożsamości i stanowi dla człowieka wartość, którą chce realizować. Z tego też względu formacja chrześcijańska jest ustawiona pozytywnie – pomaga w budowaniu więzi, poznawaniu swoich temperamentów, uczy dialogu, badania intencji, przypatrywania się swoim pragnieniom i potrzebom, dokonywania odpowiedzialnych wyborów, uczy zaufania Bogu, życia modlitwą i sakramentami, ale także poznawania fizjologii swojego ciała - nie tylko rozpoznawania rytmu płodności, ale także miejsc erogennych… Pod wpływem takiej formacji, dotyczącej pracy nad więzią, małżonkowie uczą się dostrzegać momenty, gdy serce ulega pożądaniu. „Pożądanie” oznacza „redukcję” całego bogactwa osób do jednej wartości, którą jest sama płciowość „jako przedmiotu własnego zaspokojenia seksualnego”5 . Jeżeli drugi człowiek staje się tylko narzędziem zaspokojenia seksualnego relacja między mężczyzna a kobietą zostaje bardzo zawężona. Płciowość i seksualność (i przyjemność bycia ze sobą) nie przestają z tego powodu być wartością, która rodzi fascynację męskością lub kobiecością. Problem jest nie w seksualności, ale w tym, że jej wartość została oderwana od całego bogactwa osoby.  Problemem jest więc oderwanie przyjemności jako elementu relacji z drugą osobą od innych ważnych elementów - budowania więzi, miłości, odpowiedzialności za drugiego człowieka, często od szacunku dla naturalnego rytmu płodności kobiety. A często także od wspólnoty małżeńskiej, która zakłada trwałość i wierność. W podobny sposób można oderwać rodzenie dzieci od miłości i małżeństwa, co nie zmienia wartości jaką jest urodzenie dziecka. Wartość ta jest jednak wyjęta z całego bogactwa dobra jakie niesie trwała wspólnota życia i miłości. Ten w pełni ludzki kontekst zaplanowany przez Boga dla mężczyzny i kobiety występuje w życiu wielu małżeństw. Dlatego szukanie i cieszenie się przyjemnością nie jest problemem i zagrożeniem dla normalnego małżeństwa. W tym kontekście kochającym się małżonkom nie zaszkodzi, jak sądzą manichejczycy, urozmaicanie i uatrakcyjnianie współżycia (ładna bielizna, perfumy, olejki do masażu erotycznego, romantyczna atmosfera, eksperymentowanie z pozycjami seksualnymi czy silno rozbudzające pieszczoty w czasie gry wstępnej). O dobru moralnym nie decyduje odmowa szukania przyjemność, podobnie jak jej szukanie i cieszenie się nią nie decyduje o złu, ale decydują wewnętrzne wartości, którymi człowiek żyje i które mają wpływ na budowanie coraz głębszej więzi miedzy mężczyzną a kobietą. W rozumieniu Jezusa Chrystusa moralność „tworzy się w wewnętrznym dostrzeżeniu wartości” 6, w odkryciu miłości jako daru, którą człowiek umie wyrazić poprzez swoje ciało i seksualność.
Akt seksualny jest w normalnym małżeństwie doświadczeniem miłości, oddania, intymności, bliskości osoby kochanej, wzajemności, wspierania się, jest dzieleniem się przyjemnością. Daje obopólne zadowolenie, poczucie szacunku i miłości do drugiej osoby. Tworzy duchowo-cielesną jedność małżonków, ale także otwiera na miłość samego Boga.

Czysty moralnie akt seksualny odbywa się zgodnie z reakcjami fizjologicznymi jakie zachodzą w ciele mężczyzny i kobiety. Ten szacunek dla cielesności człowieka stworzonej przez Boga oznacza, że w czasie gry wstępnej małżonkowie mogą się rozbudzać poprzez różne pieszczoty manualne i oralne ciesząc się wzajemnie przyjemnością. Powinni troszczyć się o orgazm jako dar od Pana Boga widząc, że dopełnia on w ciele duchowe spotkanie dwojga ludzi. Ważne, aby małżonkowie szanowali w pełni swoją cielesność i przez nią jednoczyli się ze sobą w pełnym akcie seksualnym. Szacunek dla ciała pochodzącego od Boga oznacza także respektowanie cyklu płodności i niepłodności pary małżeńskiej i decyzję nie ingerowania w anatomię i fizjologię ciała w celu uczynienia aktu seksualnego bezpłodnym. Gdy małżonkowie nie planują dzieci mogą wykorzystywać do współżycia czas niepłodny.
Jezus wskazując na serce jako źródło zła i dobra potwierdza, że ludzka seksualność jest stworzona i zaplanowana przez Boga i trzeba ją traktować jako Boży dar, wielkie dobro, które należy przeżywać mądrze i całościowo, w pełni po ludzku, duchowo i cieleśnie. Zadaniem małżonków chrześcijańskich jest przywrócić zagubioną seksualność Panu Bogu i odkryć Jego uświęcające działanie we więzi małżeńskiej. Dar seksualności mają uczynić więziotwórczym, pięknym i radosnym.

1. Ks. P. Leks, Spowiedź święta małżonków z grzechów przy współżyciu małżeńskim, www.lp33.de
2. P. Carnes, Od nałogu do miłości, s. 119
3. tenże, s.33
4. tenże , s. 129
5. Jan Paweł II, Teologia ciała, Katecheza: „Pożądanie – intencjonalna redukcja horyzontu myśli i serca”.
6. Jan Paweł II, Teologia ciała, Katecheza: „W świetle kazania na górze”, 16.04.1980.

Artykuł ukazał się w "W drodze", marzec 2011

Fot.sxc.hu