List do dziewczyny z 1b

Droga gimnazjalistko, licealistko, uczennico, której ojciec wypisał zwolnienie z zajęć, że niby konkretnie na czarny poniedziałek, google ci podpowie, co to człowiek. Nie pytaj więc doktora Chazana, ale też i Krystyny Jandy, daruj sobie mocno zrozpaczone oczy Mai Ostaszewskiej. Wystarczy, że zrobisz to, co większość kobiet oczekujących po raz pierwszy na narodziny: zajrzysz do Internetu. Nic trudnego, tak samo jak do tej pory, gdy wpisywałaś hasła typu trądzik itp. Na marginesie: narodziny to takie duże słowo, lekko napompowane, ale pewnie dlatego, że rodzi się wtedy ktoś ważny –  człowiek. 

A zatem droga gimnazjalistko, licealistko, uczennico, której ojciec wypisał zwolnienie, dziewczyno, która wzbudziłaś mój ogromny niepokój w poniedziałkowy wieczór, kiedy przerzucałam stacje telewizyjne namaszczone wszelkimi opcjami politycznymi w celu poszukiwania mianownika wspólnego, którym okazałaś się ty właśnie. Pokazały cię stacje z prawej i z lewej, a właściwie też te z liberalnego środka. I ty na tych przeróżnych ekranach, ale w jednym telewizorze; mówiłaś same zatrważające głupoty, że precz, że chcesz mieć wybór. Nawet pytałaś retorycznie, czy ktoś wie, co to znaczy urodzić chore dziecko? O, to nawet urocze było – takie przejmujące pytanie, a w nim tyle zaangażowania. Poza tym tak pięknie gwizdałaś i śpiewałaś.

Czasem miałaś twarz bardziej, a czasem mniej sympatyczną, ale wzbudziłaś, jak już mówiłam, mój największy niepokój. I nawet nie dlatego, że

nie byłaś matką, która urodziła,

matką, która poroniła, 

ani matką, która abortowała,

ale dlatego, że

każdego dnia walczysz ze swoją mamą, że ciuchy nie te, że na obiad za dużo kalorii, że powinniście wszyscy, dosłownie całą rodziną, przejść na wegetarianizm, a może i weganizm. Za każdym razem, kiedy twoja matka prosi cię, byś posprzątała, ugotowała, uważasz to za jej wymysł, a może i niewolniczy wyzysk.

Nie masz zielonego pojęcia, co twoja mama przeszła, kiedy dowiedziała się, że się poczęłaś, kiedy zobaczyła cię po drugiej stronie brzucha, kiedy wzywała pogotowie o pierwszej w nocy, bo miałaś takie napady duszności, a była zima, kiedy zasuwała z tobą do logopedy po przedszkolu, żeby koledzy się nie śmiali z lekko sepleniącej, ale całkiem ładnej blondyny.

Niepokoi mnie Twoja obecność na tym marszu bardziej niż walka polityczna w tym kraju, bardziej niż głos kobiet, które z różnych powodów chcą zniesienia tego nieszczęsnego tzw. kompromisu, bo jeśli chodzi o polityków, mogę wyłączyć telewizję, a jeśli chodzi o te kobiety, mogę czasem z szacunkiem pomilczeć wobec ich argumentów tak mocno opartych na prawdziwych i uwaga – przeżytych (!) historiach. Ale co ja mogę zrobić z tobą dziewczyno z 1b?

Przecież mi nie uwierzysz. Nawet, jak ci sieć podpowie, że u człowieka w 10 tygodniu: „Głowa wciąż dominuje nad resztą ciała. Znikły błony między palcami rąk: widać już palce z opuszkami, dłoń ma właściwe proporcje. Palce stóp są widoczne, ale jeszcze zrośnięte. Wyraźnie rozwinęły się ramiona, ręce zginają się w łokciach. Powstały już wszystkie narządy wewnętrzne. Od tej pory będą tylko rosnąć i dojrzewać”. O, albo to: „W 10 tygodniu ciąży dziecko potrafi już wychwytywać twoje emocje – i te trudne (niepokój, zdenerwowanie), i pozytywne (radość, spokój, zadowolenie). Jeśli czujesz się szczęśliwa, dziecko dowiaduje się o tym dzięki przenikającym z twojego krwiobiegu do jego krwi hormonom i… również jest szczęśliwe. Dlatego uśmiechaj się jak najczęściej!”. Kochana, co zrobisz, jak to przeczytasz? No roześmiejesz się. Niestety nie śmiechem serdecznym, a szyderczym i ironicznym. 

Kochana z 1b, ja to nawet rozumiem. Też siedziałam w tej ławce... Miałam jednak odrobinę szczęścia w życiu i dane mi było chociaż przez chwilę doświadczyć macierzyństwa przy mojej mamie, której może nie nakręcałam na wegetarianizm, ale.. coś w tym stylu. Więc kiedy miałam to szczęście, i kiedy mogłam w duchu powiedzieć: „o rety”, i kiedy to bezradne „o rety” zmieniło sposób patrzenia na historię mojej mamy, zmieniło się wszystko, bo wtedy zadziało się to magiczne zdanie: macierzyństwo, rodzicielstwo, czyli po twojemu bycie mamą i tatą, wszystko zmienia. I ty kompletnie o tym nic teraz nie wiesz. I to nie jest oskarżenie, to fakt. I musisz wrócić do domu. Nie możesz być głosem żadnych kobiet, ani z jednej, ani z drugiej strony. Nie możesz być głosem tych za i tych przeciw. Idź do domu, na drugi dzień do szkoły, ale kochana z 1 b, nie bądź głosem, bo uwierz mi, że nie masz jeszcze nic do powiedzenia. 

Nie przekonam cię, wiem. Wiem, że nie pójdziesz do domu. Nawet, jak ci opowiem historię 3 cm truskawki, o którą matka walczyła w szpitalu, to będzie dla ciebie, opowieść s-f. Bo nie wiesz, nie masz pojęcia, że kobiety w tym kraju tracą dzieci w toaletach we własnym domu, albo w szpitalach, gdzie od razu bez żadnego wsparcia wypisywane są do domu i nikogo nie obchodzi, że jest godzina 19.00, a ta, która straciła dziecko, mieszka jakieś 80 km od szpitala i na drugi dzień musi wrócić do niego rano, do 11.00, bo „po coś tam”. Co mam ci powiedzieć, że kobiety w 10 tygodniu głaszczą się po brzuchu i cieszą najbardziej na świecie. Opowiadają swoim dzieciom, że będzie kolejne rodzeństwo? I teraz uważaj: potem z tymi samymi dziećmi, jak na hoolywódzkim filmie ubierają się całkiem elegancko w zwiewne białe i różowe suknie, dziewczynki mają na głowach kokardy, brat wkłada elegancką koszulę i rozsiadają się wokół maleńkiego grobu, bo trochę to już wszystko trwa, a oni mali, więc rozsiadają się na zielonej trawie i wpatrują w napis zrobiony na krzyżu dla brata: Urodzony dla Nieba. Tylko oni się tak rozsiedli, ale zupełnie nie wiedzą, że ich mama przez tydzień walczyła w szpitala o akt zgonu i przekonywała, że nie chodzi jej o pieniądze z zasiłku pogrzebowego, ale o to, by jej rodzina nie miała tajemnic, historii szeptanych, które przez pokolenia robią wyrwy. Walczyła, by móc w spokoju, gdy ktokolwiek zapyta ją o ilość dzieci, powiedzieć: a tak, mam, pięcioro, w tym jedno czeka już nas w Niebie. 

No więc nie pójdziesz do domu. Pewnie cię jeszcze nie raz sprowokują i dzielnie staniesz w obronie praw kobiet wszelakich. I co ja mam z tobą zrobić, dziewczyno z 1b?

Mimo wszystko pozdrawiam cię ciepło. I wierzę, że do zobaczenia po tamtej stronie brzucha. Pięknie tam jest. Czasem ciężko jak cholera, ale pięknie. I z całego serca życzę ci, byś tam się kiedyś znalazła.

Mama