Lizbona 2023
Drogi dotarcia na Światowe Dni Młodzieży w Lizbonie są bardzo różne. Jedni, tak jak Ojciec Święty Franciszek, podróżują samolotem (robią tak pewnie również jego krajanie z Argentyny i obu Ameryk, a i pewnie wielu Europejczyków), niektórzy wybierają autokar lub podróż kombinowaną, czyli samolot plus autokar na miejscu. Inni z kolei ruszają własnym transportem, a są i tacy, którzy, żeby dotrzeć do Lizbony, potrzebowali aż dziesięciu dni łapania autostopu w całej Europie. Historię chłopaka, który przebył 3500 kilometrów, żeby być tam, gdzie bije żyjące serce Kościoła w tych dniach, zrelacjonował mi ksiądz Radosław Czerwiński z archidiecezji warmińskiej, kapłan związany ze Związkiem Harcerzy Rzeczypospolitej. Sam siebie określa mianem seniora, ma 37 lat, ale to chyba nie o metrykę w całym tym wydarzeniu chodzi.
Do Lizbony przyjeżdżają zresztą ludzie młodzi wszelkiego stanu. Przyjeżdżają ci, którzy nie należą do żadnej wspólnoty, ale i przyjeżdżają grupy zorganizowane, takie jak harcerze, wśród których jest ksiądz Radek, ale i choćby wspólnoty neokatechumenalne, oazowe, charyzmatyczne, ale znów – podobnie jak w przypadku wieku – jest to wtórne względem tego, po co się tam jedzie. Może to być, w przypadku wspólnot, pewna wartość dodana do wyjazdu, ale przecież nie musi. Magdalena Godzwon, studentka medycyny, która do Lizbony (przez Hiszpanię) wybrała się wraz ze swoją wspólnotą neokatechumenalną, opowiada mi w rozmowie, że wspólnota daje jej lepsze przeżywanie codziennej modlitwy Kościoła, wraz z odmawianiem brewiarza, wspólnym różańcem i Eucharystią, ale przecież i to można samemu sobie zorganizować.
Światowe Dni Młodzieży to coś większego niż konkretne wspólnoty, to spotkanie całego Kościoła, wspólnoty wspólnot, różnorodnego, kolorowego, wielojęzycznego i wielokulturowego. Właśnie doświadczenie takiego Kościoła jest kluczowe dla Magdaleny, która mówi, że „wszędzie na świecie są w Kościele ludzie nie ze względu na takiego czy innego księdza, czy wspólnotę, ale z doświadczeniem żywego Boga, z doświadczeniem Chrystusa. Ci ludzie chcą poczuć, że ich doświadczenie nie jest jednostkowe i że nie są jedyni, że nie są pępkiem świata, nie chcą żyć tylko dla siebie”. I myślę, że właśnie o to w tych Światowych Dniach Młodzieży chodzi, żeby pokazać żywy Kościół, który się nawraca do Chrystusa bez względu na kolor skóry, język czy wiek. Magdalena wspomina, że w drodze do Lizbony ich grupy wyjątkowe było to, że w mijanych miastach, w których się zatrzymywali, robili to, co dla neokatechumenatu typowe, czyli ewangelizację na placach. Jest to dla niej doświadczenie tego, że to wydarzenie nie może być wpisywane w jakąś polityczną agendę, a Kościół jest większy od polityki i wcale nie jest byle jaki, jak chce się tu i ówdzie przekazać. Ale to tylko margines. Serce bije gdzie indziej, w ludziach, którzy spotkali Chrystusa bądź jadą do Lizbony, żeby Go spotkać.
Często mówi się, że Kościół jest coraz płytszy, że nie ma w nim głębi, że godzimy się na niską jakość, a to strojów liturgicznych, a to jakichś innych kościelnych widocznych powierzchowności i temu młodemu pokoleniu przypisujemy tę bylejakość, poprzestawanie na pozorach. Moja rozmówczyni twierdzi, że jest zgoła odwrotnie, że młodzi ludzie, których ona spotkała na ŚDM, zupełnie nie zwracają uwagi na to, co zewnętrzne, ale są spragnieni głębi relacji. Kościół to głębia relacji między Bogiem a ludźmi, ale również między ludźmi. Można je budować na tym, co widoczne, ale to zawsze będzie tylko na chwilę. Prawdziwym fundamentem tych relacji jest cel tych dni – pokazać młodym ludziom, że Chrystus prawdziwie zmartwychwstał, żeby przeprowadzić ich ze śmierci do życia, i to się dzieje tu i teraz, w głębi serca. Naszym wyborem jest to, czy za tym pójdziemy. Magdalena mówi mi: „Bardzo mnie porusza, że wcale nie jest tak, jak mogą niektórzy mówić, że młodzi na łatwiznę idą (jeśli już to każdy człowiek, bo każdy jest leniwy), że te dni to byle jakie i tylko o ekologii. Dla tych młodych ludzi ze mną, których dziś poznałam z USA, Brazylii, i dla mnie samej istotą tych ŚDM nie tylko jest sam cel i może różne, abstrakcyjne dla wielu osób siedzących w domu rzeczy, które czytają w mediach – dla nas istotą jest właśnie rozeznanie woli Boga w życiu, doświadczenie żywego Kościoła, poznanie ludzi, którzy są w Kościele, którym też zależy na relacji z Jezusem, i właśnie tego wielu z nas tu doświadcza. Czasem to są bardzo proste rzeczy i "znaki" troski Pana Boga o nas (że dostaliśmy rano zgodę na Mszę w katedrze w Salamance, co było dla nas dużym zaszczytem i piękną liturgią), jak i takie wielkie rzeczy, które dzieją się w nas, w sercu, gdzie wiele osób, zanim dotarliśmy jeszcze do Lizbony, daje świadectwo, że widzą, że Pan Bóg jest w ich życiu i że chcą za Nim iść”.
Wielkim doświadczeniem tych młodych ludzi jest to, że obecny z nimi jest Ojciec Święty, który po przylocie do Lizbony w jednym z wywiadów powiedział, że to wydarzenie go odmładza. Już w niedzielę ogłoszone zostanie miejsce kolejnych Światowych Dni Młodzieży, które – da Bóg – znów okażą się okazją do poznania Kościoła poza własnymi opłotkami, znów okażą się niewygodne dla naszych przekonań o tym, jacy to my jesteśmy akuratni katolicy. Potrzeba nam oddechu żyjącego Kościoła, tego Kościoła zebranego w Lizbonie. Módlmy się, żeby to było tchnienie Ducha Świętego.