Lockdown na święta

Święta w perspektywie panującej pandemii to dość osobliwe zjawisko. Wszem wobec uprasza się, by mimo wszystko postarać się powstrzymywać od licznych zgromadzeń rodzinnych, a jednak trudno nam święta wyobrazić sobie tylko w zaciszu swojego domu. Niestety przedsmaku takiego stanu rzeczy mogliśmy doświadczyć przy pierwszej fali zachorowań. Były to właśnie święta Wielkiej Nocy w 2020 roku.

Kiedy jest się mamą, święta stają się wydarzeniem roku. To właśnie wtedy tworzymy dzieciom wspaniałe wspomnienia. Uczymy tradycji rodzinnych, szacunku do nich, do historii naszych przodków. Tym razem mamy po raz kolejny poczucie, że ktoś nam je odbiera, że psuje nam całą radosną atmosferę świąteczną. A jednak zdajemy sobie sprawę z powagi sytuacji. 

Mocno przeżyłam ostatnie Święta Wielkanocne. Wszyscy tak bardzo byliśmy przestraszeni, że nikt nie protestował przed zamknięciem nas w domach. Jednak najbardziej zabolała mnie niemożność uczestniczenia w Triduum Paschalnym. Dla mnie jako katoliczki to czas niezwykły. Dopiero od paru lat, mam wrażenie, te akurat święta wygrywają z bożonarodzeniową atmosferą. Myślę, że dojrzałam do nich, lepiej zrozumiałam ich sens i istotę. Wśród dzieci mimo wszystko Boże Narodzenie wywołuje więcej emocji, jednak poprzez duchowy rozwój dojrzewamy do Wielkanocy. W tamtym czasie święta miały dla nas charakter zdalny, ponieważ wszyscy zasiedliśmy przed telewizorem i w ten sposób uczestniczyliśmy w obrzędach Wielkiego Tygodnia i Świąt. Jeszcze wtedy obowiązywały mocne obostrzenia co do ilości wiernych w kościele, więc praktycznie oprócz księdza, służby liturgicznej i organisty w kościele nie było nikogo. Zabrakło dialogu, wspólnego śpiewu, radości przeżywania. A przede wszystkim zabrakło możliwości przyjęcia Komunii Świętej. Chyba nigdy wcześniej tak bardzo nie czułam pustki, kiedy uświadomiłam sobie, jakie spustoszenie przynosi brak możliwości pójścia do kościoła, wyrażanie swojej wiary i obrzędowości.

Inaczej wbrew pozorom odczuliśmy święta spędzone w naszym małym gronie. Nie ukrywam, był jakiś taki niedosyt, żal i smutek, że nie jesteśmy wszyscy razem, dziadkowie, ciocie, wujkowie, przyjaciele. Niemniej jednak były to nasze pierwsze od dawna święta spokojne, bez poczucia winy, że czegoś się nie zrobiło, a przede wszystkim bez pośpiechu, niepotrzebnych kłótni i dzielenia czasu na odwiedzenie wszystkich naszych najbliższych. Może to dość okrutne stwierdzenie, ponieważ nasi rodzice i dziadkowie w sposób szczególny odczuli brak bliskich. Nam jednak potrzebna była taka pauza w tym całym zabieganiu. Zwłaszcza przy tak małych dzieciach nie sposób się nudzić. Zawsze coś będzie do zrobienia, poprawienia czy posprzątania. Ktoś powie, że można sobie odpuścić, bo i tak jeszcze chodzimy do rodziców na święta i gros przygotowań leży po stronie naszych bliskich. Sztuki odpuszczania non stop się uczymy, ale nie wyobrażam sobie nie mieć w swoim domu przedsmaku świątecznej atmosfery. Tym razem nasz synek, myślę, wczuł się bardziej w świąteczną symbolikę. Na spokojnie mogliśmy podejść do tematu. Bardzo go zaaferowały przygotowania świąteczne, ozdoby, przygotowanie potraw, już nie tylko wybranych, symbolicznych, ale pełnego zestawu. Poza tym mieliśmy czas, by razem obejrzeć film, poczytać książkę, pośpiewać. Na szczęście lukę po spotkaniach z bliskimi pomogły nam wypełnić media społecznościowe – byliśmy w stałym kontakcie z najbliższymi.

Trzeba jeszcze sobie uświadomić, że dzieci w wieku naszych takie zabieganie, ciągłe zmiany miejsc, prezenty, hałas przy świątecznym stole mocno męczy i rozstraja. Nieraz tego doświadczaliśmy, że po dniu jakiejś uroczystości rodzinnej nasze dzieci musiały odespać, były bardzo marudne, nieskore do współpracy. Święta w czasie pandemii trochę pozwoliły nam tego wszystkiego uniknąć. Nasze dzieci miały dawkowane emocje i łatwiej sobie radziły z rozdrażnieniem. 

Oczywiście zauważyliśmy, że nasz synek, który nota bene mocno związany jest z naszą najbliższą rodziną, zaczął już odczuwać tęsknotę za babciami, dziadkami i ulubionymi ciociami i wujkami. Tym bardziej że niestety nie ma wokoło siebie zbyt wielu rówieśników i praktycznie wychowywany jest wśród dorosłych. Pandemia niestety tylko pogłębiła jego poczucie samotności. Trudno czasem było mu zrozumieć, co się dzieje, że trzeba szczególnie uważać na dziadków i ich zdrowie. Z czasem i z nastaniem wiosny, lata nasze kontakty z najbliższymi w końcu mogły wrócić na właściwy tor. Nadal bardzo uważamy i pilnujemy siebie i już chyba nasz synek nieco przywykł do pandemicznej sytuacji. Myślę, że z pewnością dzieci starsze, w wieku szkolnym mają więcej do stracenia, więcej powodów do gorszych myśli, samopoczucia. A rok pandemii niestety można uznać za stracony, bo czytając różne opracowania osób zajmujących się tematem wpływu pandemii na dzieci, widać, że już się mówi o długotrwałych negatywnych skutkach obecnej sytuacji. Winnych takiej sytuacji można owszem wskazywać, jednak zamiast tego lepiej teraz skupić się nad odbudowaniem poczucia bezpieczeństwa naszych dzieci. 

Sytuacja pandemiczna niestety nie zmierza ku końcowi i wydaje się, że już trzecie święta przed nami w zupełnej bądź częściowej izolacji. Co zatem dalej? Jak się do nich przygotować? Z pewnością pomimo izolacji trzeba pamiętać, że czas świąteczny to czas właśnie na pogłębienie relacji. Wszyscy jesteśmy zgodni co do tego, że w imię odpowiedzialności nasze grono przy świątecznym stole może być uszczuplone, ale nie należy się zamykać i poddawać złym myślom. Dzieciom jest trudno bez poczucia bliskości, niemniej jednak warto zadbać o to, by przekierować ich myślenie na działanie, na wspólne zabawy, wykonywanie ozdób, potraw czy pisanie listów, laurek do starszych członków rodziny. Dzieciom z pewnością należy mówić o tymczasowości danej sytuacji. Najtrudniej jednak chyba z dziadkami. Często ludzie starsi popadają w myślenie już o ostatecznych sprawach, nie dają sobie pomóc ani sami sobie nie dają przyzwolenia na mimo wszystko radosne spędzenie świąt. Od nas tak wiele zależy. Pamiętajmy o telefonie, o rozmowie na video, o wspólnej modlitwie i daniu każdemu poczucia, że jest ważnym członkiem rodziny. Nie zasmucajmy dzieci swoim przygnębieniem, a starszym dajmy możliwość przeżywania swoich rozterek, ale nigdy w samotności. Dajmy im poczucie, że myślimy o nich, że nie są sami. 

Jesteśmy już bogatsi o nowe doświadczenia. Poznaliśmy swoje obawy, lęki. Mogliśmy już przeżyć pierwszy szok i rozgoryczenia związane z ograniczeniami, izolacją w święta. Czas, by po raz kolejny wynieść wiedzę z otrzymanej lekcji i przeżyć święta Wielkiej Nocy najpiękniej i możliwie najpełniej duchowo. Tego sobie i wszystkim czytelnikom życzę.