Marność nad marnościami

Czwartek, XXV Tydzień Zwykły, rok II, Koh 1,2-11

Słońce wschodzi i zachodzi, i na miejsce swoje spieszy z powrotem, i znowu tam wschodzi. Ku południowi ciągnąc i ku północy wracając, kolistą drogą wieje wiatr i znowu wraca na drogę swojego krążenia. Wszystkie rzeki płyną do morza, a morze wcale nie wzbiera; do miejsca, do którego rzeki płyną, zdążają one bezustannie. Mówienie jest wysiłkiem: nie zdoła człowiek wyrazić wszystkiego słowami. Nie nasyci się oko patrzeniem ani ucho napełni słuchaniem. To, co było, jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie: więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem. Jeśli jest coś, o czym by się rzekło: Patrz, to coś nowego - to już to było w czasach, które były przed nami. Nie ma pamięci o tych, co dawniej żyli, ani też o tych, co będą kiedyś żyli, nie będzie wspomnienia u tych, co będą potem.

 

Czy Kohelet był pesymistą? Może był realistą, a może mistykiem? Wiemy jedno, Bóg chciał, żeby Kohelet wypowiedział się w Biblii. Jednocześnie wierzymy, że Kohelet chciał, żeby Bóg przemawiał przez niego.

Co tu wiele tłumaczyć, skoro nie zdoła człowiek wyrazić wszystkiego słowami. Nie odkryjemy niczego, co by nie było odkryte. Marność nad marnościami, wszystko marność, jakie to szczęście, bo nie będzie nam żal, gdy to utracimy, a cieszyć się będziemy Kimś niezwykłym i nieodkrytym - Bogiem, naszym Ojcem.