Masz obowiązek!

Na pierwszym zebraniu w przedszkolu usłyszeliśmy od nauczycieli, że nasze dzieci są niesamodzielne. Ponadto mają trudności z wykonywaniem poleceń. Pokutuje też przekonanie, że współczesne dzieci mają w ogóle trudności z wykonywaniem swoich obowiązków, są leniwe i słabe. Nie jestem do końca przekonana co do słuszności tej tezy i czy nie jest nieco krzywdząca i przesadzona. Gdybyśmy cofnęli się do swojego dzieciństwa, to przyznamy, że i w naszym przypadku bywały momenty, kiedy zaniedbywaliśmy swoje obowiązki. Zatem pojawia się pytanie o to, jak nauczyć dziecko wypełniania podstawowych obowiązków, bo przecież zgodni co do tego jesteśmy, że powinno je mieć, a także, czy jest jakaś granica wieku, od kiedy dzieci powinny mieć określone obowiązki.

W moim rodzinnym domu mieliśmy rozpisany grafik na różne obowiązki domowe. Wisiał na lodówce i każde z dzieci wiedziało, co danego dnia miało przydzielone. Głównie chodziło o zmywanie i wycieranie naczyń (tak, kiedyś nie było zmywarek i nie były tak bardzo rozpowszechnione) czy wyrzucanie śmieci. Czasem to rodziło bunt. Wiadomo, jak to jest z dziećmi. Rodzice nie musieli już strzępić języka, ciągle nawołując nas do zrobienia konkretnych czynności, bo wszystko już było rozpisane, a po drugie trzeba było jakoś poskromić czwórkę dzieci. Kiedyś powszechnie była stosowana metoda kar i nagród. Z własnego doświadczenia jednak widzę raczej więcej wad tej metody. Przede wszystkim uczy robienia czegoś tylko na akord, zabija chęci. A co, jeśli zabraknie nagród i kar? Z dzisiejszej perspektywy uważam, że dobrze było mieć w domu obowiązki i jasno ustalone zasady. Spisanie zasad jest dobre. To oznacza mniej awantur, krzyków, obrażania się, złości. 

To prawda, że od małych dzieci mniej wymagamy, jednak dwu- czy trzyletnie dziecko jest na tyle rozumne i cwane, że umie rozróżnić stwierdzenie od prośby. Teraz, kiedy synek jest w przedszkolu, widzę, że może za późno wprowadziliśmy zakres jego obowiązków. Zawsze w czymś pomagał, lubił się bawić w pomaganie i jest to najpewniej jedna z wielu dobrych metod uczenia obowiązkowości. Jednak myślę, że pewna konsekwencja i regularność zadań trochę by nam teraz pomogła. Dziś czasami potrafi nam dać do wiwatu, reaguje płaczem bądź złością albo słodko się przymila. Kiedyś wyczytałam, że jak ktoś mówi, że nie potrafi czegoś zrobić, to tak naprawdę ma na myśli, że nie ma ochoty tego zrobić.

Do znudzenia można powtarzać, że przyczyn, nazwijmy to na potrzeby artykułu, niedoskonałości zawsze niestety trzeba upatrywać w rodzicach. Każde nasze działanie podyktowane jest troską. Jednak troska w dobrej wierze może przynieść też negatywne skutki. Złym doradcą jest najczęściej pośpiech. Wówczas mamy tendencję do wyręczania dzieci. Są to nieraz proste rzeczy, jak ubieranie się przed wyjściem, mycie zębów. Wyganiamy dzieci z kuchni, bo boimy się, że się skaleczą albo narobią większego bałaganu. Jak już pozwolimy na samodzielne wykonanie czegoś, to często nasze zniecierpliwienie bierze górę. Zapominamy, że każda umiejętność wymaga czasu. 

Często mówi się, że dzieciom nie powinno się kazać, tylko zachęcać. Szczerze mówiąc, to powinno dotyczyć każdego – ucznia, pracownika. Co to znaczy zachęcać? Przede wszystkim przyjąć za punkt wyjścia, że małe dzieci szczególnie pragną pomagać i ich naturalne zapędy należy wykorzystywać, pozwalać na pomaganie w obowiązkach domowych. Ponadto są naszymi najlepszymi obserwatorami i uczą się przez naśladowanie. Ileż razy rozczulają nas dzieci, które próbują sprzątać czy gotować, przy tym trochę jeszcze nieudolnie posługują się naszymi akcesoriami. Jesteśmy dla nich wzorem. Dobrze podążać za swoimi dziećmi, wzmacniać ich samodzielność. Nie ma tu określonego wieku dziecka. Z pewnością należy angażować dzieci już od najmłodszych lat. Dziecko najlepiej angażuje się przez zabawę. Każdą nową czynność dobrze jest przećwiczyć właśnie w taki sposób. Nie bądźmy też hipokrytami, dzieci będą naśladować to, co rzeczywiście wykonujemy, więc nie starajmy na siłę być perfekcyjni i nie przytłaczajmy zadaniami, których sami byśmy nie zrobili.

Myślę jednak, że dziecko też zasługuje, by do kwestii obowiązków podejść rzetelnie i poważnie. Jak się z dzieckiem na coś umawiamy, to musimy dotrzymać danego słowa. Ponadto rozliczyć musimy i siebie, i dziecko. I być w tym konsekwentnymi. Warto z dzieckiem tak rozmawiać, by wiedziało, że polecone zadanie nie jest ważne tylko dla mnie, ale jest ważne dla ogółu, rodziny. Na przykładzie swoich umów z synkiem zauważyłam, że on lubi mieć określone zasady. Wie, kiedy co zrobić, a jak ma odmienne zdanie, to najczęściej stara się zainicjować rozmowę, by dodać coś do umowy. Nie awanturuje się od razu. Myślę, że określenie zasad czy nawet ich szczegółowe spisanie jest gwarantem bezpieczeństwa i z pewnością uczy konsekwencji i systematyczności. Należy jasno określić, co należy wykonać i w jakim czasie. Dobrze jest nie narzucać zadań, tylko zaproponować, a dziecko samo będzie wiedziało, co będzie potrafiło i chciało zrobić. Prośba „posprzątaj zabawki” czasem jest zbyt ogólnym pojęciem. Dobrze skonkretyzować ją lub spytać, co dziecko może wykonać samo, a przy czym będzie potrzebowało pomocy. I nadal zgodni będziemy co do tego, by zabawki w końcu zostały posprzątane. Z czasem tych zadań będzie dochodzić. Ponadto dobrze określić efekt końcowy obowiązków. A także zawsze porozmawiać o staraniach, co się udało, co jeszcze można poprawić. 

Lista takich obowiązków zawsze powinna uwzględniać moce przerobowe dziecka w danym wieku. Małym dzieciom, ale starszym też się czasem przyda zmiana zadania. Rutyna zabija kreatywność. Choć taka lista nigdy nam nie gwarantuje, że konkretne zadanie zostanie wykonane, więc czasami dobrze odpuścić, niech to będzie kierunek do wspólnego działania. Pamiętać należy, że dziecko pomimo wielkich pokładów energii, szybko ją spożytkowuje. Nierzadko jest zmęczone i to również trzeba uszanować. Wówczas dobrze dać mu czas na odpoczynek. My również oczekujemy od nich chwili wytchnienia po trudach pracy. 

Ucząc nasze dzieci obowiązkowości, samodzielności, zaradności zawsze zaczynajmy od siebie. Cała odpowiedzialność za to, jakie będą nasze dzieci, chcąc nie chcąc, spoczywać będzie na naszych barkach. Czy będziemy zbyt pobłażliwi, czy wręcz tyranami, nie dziwmy się, że im starsze dziecko, tym trudniej będzie nam od niego wyegzekwować pomoc i zaangażowanie w życie rodzinne.