Męczennicy sercańscy, cz.1
Dzień ten jest obchodzony 26 listopada każdego roku, jest to dzień, w którym był zamordowany ksiądz biskup Wittebols, zakonnik ze Zgromadzenia Księży Najświętszego Serca Jezusowego, założonego przez Ojca Leona Dehon. Ksiądz biskup Wittebols był zamordowany razem z 7 współbraćmi w swojej diecezji Wamba (czytaj; Łamba). W listopadzie tamtego roku zginęło w Kisangani i Wamba 28 księży i braci zakonnych z naszego Zgromadzenia.
W liście z 31 maja 2004 roku nasz Przełożony Generalny, ks. Jose Ornales Carvalho wspominał również innych męczenników z naszego Zgromadzenia, zachęcając nas do pielęgnowania pamięci o tych współbraciach, księżach i Braciach zakonnych, aby stawali się dla nas wzorem do intensywniejszego przeżywania naszego posłannictwa w Kościele i w świecie współczesnym. Niech to oddanie życia naszych współbraci za sprawę Jezusa posłuży nam do lepszego przygotowania się na beatyfikację naszego Założyciela, Ojca Leona Dehon.
Można by się zastanawiać, jak nasi współbracia przeżywali momenty przed ich śmiercią; strach, tortury i samą śmierć? Czy myśleli wtedy o naszym Założycielu? Względnie o naszej duchowości sercańskiej? Czytając dwie książki: Oddanie całkowite oraz Ecce Ancilla, napisane przez księdza biskupa Wittebols, wydaje się, że duchowość, jaką przeżywali na co dzień, pomogła im bezsprzecznie znieść te wszystkie cierpienia w duchu oddania się Panu Bogu. Aby przekonać się o tym, proszę przeczytać wspomnienia nieznanego autora o księdzu biskupie Wittebols, Brukselczyku, współbracie dobrym jak chleb, biskupie misjonarzu i męczenniku.
Te wspomnienia złożone są z dwóch dokumentów, znalezionych w Prokurze Misyjnej Księży Sercanów w Brukseli. Pierwszy z nich, napisany przez współbrata o nieznanym nazwisku, opowiada o życiu ks. biskupa, a drugi, przedstawiający jego śmierć, napisany jest przez księdza Wolter’a i oparty na zeznaniach naocznych świadków. Jego świadectwo, godne zaufania, zatytułowane jest: Diecezja Wamba pod panowaniem terroru.
Opis męczeństwa przekazany przez księdza E. Wolter’a:
„Diecezja Wamba pod panowaniem terroru”.
Dnia 29 lipca, kończąc mój doroczny urlop, gdy wsiadłem do samolotu, aby udać się do Konga, nie miałem najmniejszego przypuszczenia, że lecę w stronę piekła.
Co prawda dzienniki umieszczały na pierwszych stronach wielkie tytuły, w stylu: „Rebelianci są 20 km od Kisangani”. Wiedziałem jednak, że mój biskup czeka na mnie na początku sierpnia i dlatego nie przyszła mi nawet myśl przedłużania mojego urlopu. Parę dni później byłoby to już rzeczą niemożliwą ze względu na środki komunikacji dostać się do Konga. Wsiadłem więc do samolotu, licząc na Opatrzność Bożą. W Kinszasie przesiadłem się na ostatni samolot, odlatujący do Kisangani i byłem na miejscu 30 lipca. Dnia 1 sierpnia byłem już w Wamba, odległym o 450 km od Kisangani. Czwartego sierpnia Kisangani znalazło się w rękach rebeliantów, prawie baz walki.
Księża z diecezji Wamba przebywali w tym czasie w Bafwabaka na dorocznych rekolekcjach. Ks. biskup Wittebols, wiedząc o upadku Kisngani, polecił swoim księżom wrócić do ich parafii po rekolekcjach, podobnie jak miało to miejsce w roku 1960.
Dnia 12 sierpnia przyszedł do biura Administracji Terytorialnej telegram następującej treści, zredagowany przez rebeliantów:
„ W przeciągu 3 dni będziemy w Wambie”. Dnia 15 sierpnia, po uroczystej Mszy świętej, Simba oficjalnie weszli do Wamba z hukiem wystrzałów z karabinów i broni maszynowej. Kilka jeep’ów jeździło bardzo szybko po mieście, szukając kilkunastu żołnierzy z Armii Narodowej Konga (ANC), którzy byli zobowiązani bronić miejscowej ludności przed wrogami. Oni jednak ukryci byli już w głębinach lasu tropikalnego. Nieco później pojawił się na misji pierwszy Simba i dał nam polecenie, aby wszyscy misjonarze i Siostry zakonne zebrali się w domu ks. biskupa. Byliśmy w liczbie 20 osób zebranych wokół naszego biskupa; było nas 3 misjonarzy i jeden Kongijczyk (trzech następnych Kongijczyków uciekło do lasu, słysząc tryumfalne wejście simba do Wamba). Było z nami 16 Sióstr zakonnych; 3 Belgijki, 4 Włoszki i 9 zakonnic tubylczych ze Zgromadzenia Sióstr Świętej Rodziny. Pytaliśmy się, co nas czeka.
Pół godziny później pojawiła się u nas cała grupa bojowników Simba, wyprowadzili nas na zewnątrz domu i zmuszali, bijąc nas kijami, do szybkiego biegu w stronę budynków Administracji Terytorialnej. Wszyscy Europejczycy, pracujący w Wamba, byli już na placu tych zabudowań. Kapitan armii Simba spisał nasze dane osobowe i zaczął się pastwić nad Wikariuszem Generalnym ks. Agwala, zarzucając mu, że jest współpracownikiem dawnego reżimu, ponieważ nosił szaty koloru fioletowego, przysługujące godności wikariusza generalnego. Wydawało się, że zabije go na miejscu, lecz mimo wszystko zostawił go jeszcze przy życiu. W tym czasie doszły do nas dziwne okrzyki radości; prowadzano bowiem na dziedziniec Administratora Terytorialnego. Wyglądał on jak strzęp człowieka. Gdy nas zauważył, rzucił się na kolana i zaczął głośno prosić: „Księża, ratujcie mnie”. Na znak dany przez kapitana, grupa żołdaków Simba rzuciła się na klęczącego Administratora, bijąc go kolbami karabinów i kopiąc butami, w końcu na oczach wszystkich zebranych dobito go serią kul. Następnie kapitan zwrócił się do nas z następującymi słowami: „Od roku 1960 misjonarze mieszają się ciągle do polityki, nie będzie to dalej tolerowane, trzeba z tym skończyć od teraz”. Następnie powiedział, że może nas odesłać do naszego domu, jeżeli będziemy posłuszni temu, co powiedział i wówczas nie spotka nas nic przykrego.
Posiłek przygotowany przez naszego kucharza wrócił nietknięty do kuchni. Wszyscy byli to tego stopnia wzburzeni, że nikt nie miał ochoty na jedzenie. Tego samego dnia Simba przyszli przeprowadzić rewizję w naszym domu, szukali żołnierzy ANC, którzy ukryli się w lesie. Jeden z bojowników Simba, przerażającym wrzaskiem spędził wszystkich księży do jednego pomieszczenia i polecił nas pilnować jednemu z żołnierzy, dobrze uzbrojonemu; inni w obecności jednego z księży penetrowali nasze mieszkania, przeglądając wszystko. Otwierali szeroko szafy, przypuszczając, że są tam ukryci żołnierze ANC. Podobne rewizje odbywały się każdego dnia, przez cały tydzień.