Mężczyzna - istota samotna
Spróbuję pokazać kilka zaobserwowanych cech mężczyzn zarówno w Kościele Powszechnym jak i Kościele Domowym. Pierwszą, która niejako sama mi się nasuwa, jest samotność.
Kontrą dla tematu niniejszego tekstu częstuje mnie sam Bóg, mówiący w Księdze Rodzaju: "Nie jest dobrze, aby mężczyzna był sam" (Rdz 2,18). Trudno, bym nie zgadzał się z moim Stwórcą. Jednakowoż ten sam Bóg najpierw umieścił mnie w Edenie samego. Dopiero po czasie dał mi odpowiednią dla mnie pomoc. Czy zrobił to przypadkowo? Nie sądzę.
Samotny, ale nie sam
Dość powiedzieć, że Kościół zbudowany został na samotności Jezusa na Golgocie. Jest to odniesienie wręcz mistyczne, ale faktem jest, że ta swoista samotność Jezusa była potrzebna do zbawienia ludzkości. Znajdziemy w Ewangelii fragmenty, gdy Chrystus modlił się w odosobnieniu. Mężczyźnie, by zbawić siebie i swój dom, też potrzebna jest samotność. Jaka? Chrystusowa. W Nim szukająca wzorca.
Ojcowie Kościoła potrzebowali wielu dni samotności, wychodzenia i przebywania na pustyni, by tymi ojcami być. I sądzę, że nie przesadzę, gdy powiem, że ojcami rodzin też powinni zostawać mężczyźni wychodzący na pustynię. A niestety, współcześnie w Kościele jesteśmy zmuszeni częściej pytać, czy ojcem zostaje w ogóle mężczyzna, czy raczej duży chłopiec.
Jak było na początku? Nie sądzę, by był to szowinizm ze strony Pana Boga, że to mężczyzna pierwszy pojawił się na świecie. Myślę, że Bóg chciał go nauczyć wchodzenia w relację z Samym Sobą i panowania nad tym światem oraz chciał wyrobić w nim nawyk dochodzenia do pewnych wniosków na temat swojego życia w samotności.
Kobiety nie trzeba było uczyć wchodzenia w relację z kimkolwiek. Ona to po prostu ze swej natury potrafi. Widzimy zresztą, jaką przewagą ilościową wobec mężczyzn dysponują kobiety w kościołach. Kobieta pojawiła się niejako" na gotowe", gdy świat był już ukształtowany i mogła zająć się co najwyżej detalami, co nieco z boku doradzić. Myślę, że zamysł był taki, by mężczyzna nad tym światem panował, a kobieta ten świat czyniła pięknym. Niestety grzech to wszystko powywracał i pomieszał, ale czyż nie mamy dążyć do tego początkowego zamysłu Boga?
Sądzę, że Bóg chciał i nadal chce samotności w męskim sercu. Oczywiście nie takiej, która ucieka od relacji i jest egoistyczna. Samotność mężczyzny ma go przygotowywać do relacji. Bóg chce dla niego takiej samotności, która pozwoli na widok kobiety zakrzyknąć z zachwytem. Chce samotności, która jest odizolowaniem się w konkretnym celu - by wrócić lepszym. I nie chodzi tu o częste wyjazdy na rekolekcje ignacjańskie. Chodzi o godzinkę w garażu sam na sam z zepsutym motorem, pół godziny sam na sam ze Słowem Bożym, czy po prostu otworzenie pustego pudełka w naszym męskim mózgu i kilka chwil myślenia kompletnie o niczym. Potrzebujemy samotności, która będzie środkiem do celu.
Pustynia
Wiemy, że człowiek bez relacji się nie rozwija. Ale żeby przeżywać zdrową relację, musimy od czasu do czasu stanąć z boku i zastanowić się. I naprawdę jest na to czas. Pytanie, jak go pożytkujemy. Bo możemy praktykować samotność "meczową", samotność "piwną", "pubową" itp. Ona może być, ale nie musi. Natomiast samotność, którą roboczo nazwałem samotnością Chrystusową, być bezwzględnie musi. A w niej musi być prawda. Prawda o nas. A gdzie ta prawda o nas jest zawarta? W książce o nas? Jakiej? Oczywiście w Biblii. Dlatego bardzo ważne jest, by tę potrzebę męskiej samotności obficie zaspokajać osobistym kontaktem ze Słowem Bożym.
Bóg widzi nas bez żadnych masek. Pytanie, czy my chcemy tego widoku. Jeśli tak, to bez wychodzenia na pustynię możemy się z nim pożegnać. Mężczyzna zapyta: no dobra, ale co to znaczy w praktyce wyjść na pustynię? Osobiście uważam, że dokładnie to samo, co dosłowne wyjście na pustynię. W końcu ta przenośnia nie wzięła się znikąd. A zatem: nic atrakcyjnego w oczach świata. Nikogo dokoła, żadnych rozpraszających bodźców, Pismo Święte w ręku, brak możliwości zajęcia czasu czym innym. Trzeba dać sobie warunki dla skupienia się tylko, ale to tylko na rozmowie z Bogiem.
Mojżesz
Dla Mojżesza to na pustyni, w jej głębi, zaczęło się prawdziwe życie. Później ta osobista relacja z Bogiem była nieodzowna. Mojżesz jest postacią, w której odnaleźć się może wielu współczesnych mężczyzn. Bo nie oszukujmy się Panowie, jesteśmy powołani do tego, by dowodzić. Mamy być dowódcami, którzy dają się prowadzić Bogu. Tak, jak Mojżesz. Mnóstwo mężczyzn, tak jak on, ma kompleksy i uważa za szczyt swojej misji życiowej zapewnienie chleba rodzinie. Czy nie jest to minimalizm? Dlaczego nie mamy się przede wszystkim starać o zbawienie naszych rodzin? Bóg nas do tego wzywa, mimo naszych wewnętrznych ograniczeń. Tak, jak wezwał Mojżesza, by uwolnił Jego lud.
Bóg, aby nas wezwać do naprawdę wielkiej życiowej misji, musi się przebijać przez szereg naszych wymówek i kompleksów. Ułatwmy Mu to! Na pustyni jesteśmy w stanie napotkać krzew gorejący i wejść z Bogiem w prawdziwą zażyłość. Wtedy nasze ograniczenia schodzą na dalszy plan. Bo pamiętajcie, że Bóg nie wybiera uzdolnionych, ale uzdalnia wybranych.
Czytając te słowa, zastanów się proszę, do jakiej wielkiej misji wybiera Cię Bóg. W jakim wymiarze masz panować nad tym światem? Do czego chciałby się uzdolnić? A może już Cię uzdolnił, tylko Ty wolisz zakopać ten kapitał i oddać Mu nienaruszony, żeby przypadkiem czegoś nie zepsuć. Nie bój się! Bóg jest potężniejszy niż Ty i Twoje słabości, i ograniczenia.
***
Zapraszam Cię tym tekstem w Wielkim Poście na pustynię, byś tam doświadczył prawdziwie męskiej samotności. Takiej, która będzie środkiem do celu: objęcia dowodzenia w swoim życiu, w swojej rodzinie i prowadzenia tej rodziny wprost do zbawienia.
Poniżej link do pewnej ciekawej i wypróbowanej propozycji w tym temacie. Może to być dobra inspiracja.
http://przymierzewojownikow.pl/index.php/inicjatywy/nocne-wyzwania