Mężczyzna - istota z misją

 

Czy jesteś księdzem czy małżonkiem, po przyjęciu sakramentu rozeznawanie się nie kończy. Tak na prawdę ono się dopiero zaczyna. Czy kiedy używamy tej utartej zbitki: ksiądz z powołania, nie widzimy w takim człowieku misji, którą potrafił w tym powołaniu odkryć? Na marginesie, symptomatyczne jest, że nie słyszy się o nikim: mąż z powołania.

 

Powołany i co dalej?

 

Często skupiamy się z całych sił, by usłyszeć, do czego powołuje nas Bóg. Gdy nam się uda i zbierzemy się na odwagę, by odpowiedzieć pozytywnie na Jego powołanie, mamy sukces i może nam się wydawać, że  teraz to już będzie z górki. Cóż, kiedy mężczyzna ma nadzieję, że teraz będzie z górki, podświadomie robi wszystko, by rzeczywiście tak było i idzie na łatwiznę. Niestety, na tym świecie ma nam być raczej pod górkę. Tak to Pan Bóg zaprogramował, a u szczytu umieścił wspaniałą nagrodę.

 

Szukanie misji w powołaniu jest właśnie wybraniem dalszej drogi pod górkę. Owa misja to środek do celu, do nagrody, którą dostaniemy, gdy pod tę górkę w końcu wejdziemy.

 

Sakramentalny kontekst

 

Dlaczego dla niektórych małżonków lub kandydatów na małżonków to, co piszę, jest delikatnie mówiąc zagadkowe? Bo nie traktują małżeństwa jak sakramentu! Jest ono w oczach wielu mężczyzn pewnym społecznym przymusem. Podświadomie traktują je jako ratunek przed uwierającymi komentarzami o starym kawalerze czy nieślubnym dziecku. W takich warunkach rzadko kto myśli o przyjmowaniu wielkiej łaski Boga i daru w postaci drugiej osoby, z którą ma osiągnąć niebo. Tym bardziej więc nikt nie zastanawia się, jaka misja w tym małżeństwie jest przed nim postawiona.

 

Jeśli małżeństwo jest odarte w umyśle mężczyzny z godności sakramentu, to w konsekwencji często z sakramnetalnego życia odarta jest małżeńska codzienność. Jak Bóg ma do Ciebie dotrzeć z misją, którą Ci przygotował, jeśli nie ma Eucharystii, spowiedzi, właściwej relacji z najbliższymi? Pomijam wspólnotę, w której obecność i zaangażowanie często bywa bezpośrednią przyczyną usłyszenia głosu Pana Boga na temat misji mężczyzny. To w takich warunkach coś może do nas trafić. A jeśli będziemy trzymać się od Niego z daleka, to On owszem, nie przestanie nas wzywać, ale nie będziemy w stanie na Jego wezwanie odpowiedzieć.

 

Rozeznanie i przyjęcie misji przez mężczyznę, który żyje sakramentami, spotyka się ze Słowem Bożym, pości, potrafi się dzielić z innymi tym, co Pan Bóg mu daje i zwyczajnie z tymże Panem Bogiem o swojej misji rozmawia, jest po prostu naturalną koleją rzeczy. I nie oszukujmy się - pójściem na łatwiznę jest uznanie, że misją, którą stawia przede mną Bóg, jest po prostu osiągnięcie nieba. To, że masz tam trafić, jest oczywiste i bezsprzeczne. Tu chodzi o zamysł, jaki miał Bóg, powołując Cię do chrześcijańskiego życia, w tym konkretnym miejscu, w tym konkretnym czasie i z tymi konkretnymi zdolnościami. On wiąże z Tobą pewne nadzieje. Rozmawiaj z Nim o tym!

 

A tak konkretnie?

 

W  męskiej głowie stuprocentowo zrodzi się pytanie: a jak taka misja konkretnie miałaby wyglądać? Jakiś przykład? Pomińmy założycieli wspólnot, zgromadzeń, katolickich ruchów, które nierzadko inicjowali prócz duchownych świeccy. Są to w naszych oczach wielkie dzieła i zagadnienie misji w przypadku ich twórców wydaje się ewidentne, choć pamiętajmy, że żadne z nich nie powstało ot tak, a ich stworzenie zawsze wiązało się z szeregiem mniejszych misji, realizowanych z mozołem na co dzień.

 

Do mojej rodzinnej parafii przyszedł ksiądz, który potrafił inspirować do działania młodzież. Widział potrzebę stworzenia małej wspólnoty, która aktywizowałaby życie parafii, modliła się w intencjach ludzi. Nigdy nic podobnego w parafii nie działało i pierwszym krokiem było wytłumaczenie młodym ludziom, jaki jest w ogóle charakter ogólnie pojętej wspólnoty i jej znaczenie dla Kościoła. Prozaiczne? Owszem, ale o to właśnie chodzi.

 

Wydaje się, że świeccy mają trochę trudniej. Ich biskup nie posyła do pracy w tej czy innej zbiorowości, w której można dostrzec pewne potrzeby. Niemniej każdy z nas ma określone talenty i powinien pokazać Panu Bogu gotowość ich spożytkowania. A realizowanie talentów po Bożemu samo w sobie może być misją. Wypełnia ją rozmawiający uczciwie z klientami budowlaniec, który wie, że jeśli nie będzie miał wyrzutów sumienia, związanych z oszukaniem kontrahenta, skorzysta na tym jego żona, bo czyste sumienie sprzyja umacnianiu wzajemnej miłości. Dostrzeganie takich zależności jest bardzo pomocne. Misją może być doprowadzenie do sytuacji, w której będę żył z tego, co na prawdę umiem, czego wykonywanie sprawia mi przyjemność. Będzie mi wtedy łatwiej pielęgnować relację z żoną, bo nie będę sfrustrowany trudnym życiem zawodowym. A gdy uda mi się to osiągnąć, pytam Pana Boga: co dalej?

 

O wszystkim tym trzeba z Nim rozmawiać. On wie, jaka droga jest autentycznie Twoją i co powinno być w danym momencie Twojego życia przeznaczoną Ci misją.

 

Wróg nie śpi!

 

Zarówno poszukiwanie jak i wypełnianie misji mężczyzny to rzeczywistości, w których aktywnie działa szatan. On się pojawia zawsze tam, gdzie masz sznasę spotkać się z Żywym Bogiem. A rozeznając swoją męską misję, masz nawet nie tyle szansę, co pewność takiego spotkania. Nie miejmy zatem złudzeń i odpowiadając na wezwanie św. Piotra, bądźmy czujni (1P 5,8). Kiedy więc przestaniesz się oszukiwać, że szatan to taka maskotka z bajek dla niegrzecznych dzieci, przygotuj się na jego kłamstwa i przebiegłe sztuczki, które będą miały na celu wypuszczenie Cię na manowce.

 

Miej świadomość, że szatan będzie wokół Ciebie działał nawet, gdy swoją misję rozeznasz i z sukcesami będziesz ją wypełniał. On nie potrakuje tego jako swoją porażkę, ale jako nową okazję, by Cię zwieść. W momencie sukcesu pojawia się często w męskim sercu myśl o własnej wielkości. Cóż, pycha to chyba najbardziej przebiegle wdzierający się w nasze serce grzech. To, że rozeznałeś swoją misję, działasz na Bożą chwałę, przynosisz pożytek, jesteś kimś, to nic szczególnego, a już na pewno żadna Twoja zasługa. Sługą nieużytecznym jesteś - zrobiłeś to, co do Ciebie należało (Łk 17,10).

***

 

Rozeznanie i podjęcie misji w męskim powołaniu jest po prostu odpowiedzią na Boże wezwanie. Niczym innym - Twoją odpowiedzią na Boży plan. O Twoich zasługach ciężko tu mówić. Czy to jest niesprawiedliwe? Nie. To jest piękne. Prawdziwie szczęśliwy mężczyzna zna swoją misję, ale też zna swoje miejsce w szeregu, a gdy Bóg coś do niego mówi, on odpowiada. Ma przez to pod górkę, ale wiadomo: kto idzie pod górę, ten dochodzi na szczyt.