Muzyczna wrażliwość

Zespół Deus Meus powstał na początku lat dziewięćdziesiątych poprzedniego wieku. Uczestniczyłem w procesie kształtowania się tej grupy i nie mogłem przewidzieć, jakie będą tego konsekwencje dla mojego życia. 

Nikt nie zakładał stworzenia takiego zespołu. To była reakcja na doświadczenia, które nam wtedy towarzyszyły. Z jednej strony wielka pasja do muzyki i radość wspólnego tworzenia, z drugiej – głębokie doświadczenia duchowe mające znaczący wpływ na nasze życie i rozmaite decyzje, które podejmowaliśmy. Spotykaliśmy się razem na modlitwie, na próbach, jeździliśmy na koncerty – odkrywaliśmy, jaki jest „mój Bóg“.

Otaczała nas muzyka. Z pasją przyjmowaliśmy, że można śpiewać o Bogu, wykorzystując rozmaite współczesne gatunki muzyczne. Z ekscytacją słuchaliśmy kolejnych aranżacji przygotowywanych przez Marcina Pospieszalskiego i z zachwytem słuchaliśmy, jak poszczególne melodie interpretuje Mietek Szcześniak. Byliśmy jak dzieci, które zachwycają się nową zabawką. My zachwycaliśmy się pięknem, które dotąd było przed nami zakryte.

Jednocześnie cały czas uczestniczyliśmy we wspólnych Eucharystiach, na których śpiewaliśmy tradycyjne i współczesne pieśni liturgiczne. Dbał o to Ojciec Andrzej Bujnowski, dominikanin. Muzyka na Mszy i na koncertach ewangelizacyjnych była różna, ale czuliśmy, że towarzyszy nam ten sam Duch i że ten sam Duch daje nam żarliwość i otwiera nasze serca.

Kiedy dziś, po wielu latach, myślę o tym, co dało mi bycie w Deus Meus, stwierdzam, że jednym z najważniejszych elementów jest ta szczególna muzyczna wrażliwość na muzykę w Kościele. Ona budowała się przez lata, przez wiele rozmaitych doświadczeń. Sam dojrzewałem i myślę, że wciąż dojrzewam do jej głębi i jej znaczenia.

Zrozumiałem, że muzyka liturgiczna i muzyka wykorzystywana w rozmaitych działaniach ewangelizacyjnych czy podczas spotkań modlitewnych to dwie rzeczywistości, których nie trzeba sobie przeciwstawiać. To jak dwa płuca tego samego organizmu, jak dwa oblicza tego samego piękna. Dojrzałość osób i grup muzycznych działających w Kościele wyraża się dla mnie w zrozumieniu tej muzycznej komplementarności, tej muzycznej komunii.

Często przytaczam podczas warsztatów muzycznych sformułowanie Soboru Watykańskiego II, że „Eucharystia jest szczytem i źródłem życia chrześcijańskiego“. To niezwykle głębokie określenie pokazuje, że trudno sobie wyobrazić życie człowieka wierzącego bez zanurzenia w Eucharystię. Jednocześnie nie można sobie wyobrazić jakiejś głębszej i bardziej znaczącej rzeczywistości niż Eucharystia. Dla muzyków chrześcijan to prawdopodobnie jedna z najcenniejszych wskazówek w ich posłudze. Choćbym zagrał nie wiadomo jak pięknie poza liturgią, nigdy nie będzie to miało takiego znaczenia, jak zagranie podczas Mszy Świętej. Z drugiej strony samo piękne granie podczas liturgii, bez życia w Duchu z Bogiem, jest jak podziwianie ukochanej osoby przez szybę, bez możliwości spotkania. Czerpiąc szczerze i autentycznie z tego źródła, powinienem zrodzić owoce, które nie zamkną się jedynie w murach świątyni, ale będą mnie nieustannie popychać do prawdziwie chrześcijańskiego świadectwa wszędzie, gdzie się znajdę. Zwraca na to uwagę ostatni dokument Episkopatu Polski o muzyce kościelnej, pisząc o stałej duchowej formacji członków wszelkich grup muzycznych posługujących w liturgii oraz o tym, by wszyscy wykładający muzykę kościelną, myślę, że także wszyscy dyrygenci i liderzy takich grup, byli nade wszystko prawdziwymi świadkami wiary.

Moje zaangażowanie w muzyczną posługę w liturgii czy w innych dziełach Kościoła może i powinno stać się moją drogą wiary, na której Bóg prowadzi mnie do bliskości z sobą wykorzystując wrażliwość, którą mi ofiarował.

Choć dzisiaj już nie występuję z Deus Meus, zdaję sobie sprawę, jak ważne i kształcące było funkcjonowanie w tej grupie, jak wiele wniosło w moje życie i jak wiele znaczących furtek otwarło.

Życzę każdemu, kto jest zaangażowany w muzyczną posługę w Kościele, by przez nią i przez ludzi, z którymi działa, odkrywał realną obecność Boga w swoim życiu.