Najmądrzejsza „zemsta”

Od kilku lat o włoskim księdzu Dolindo Ruotolo robi się w naszym kraju naprawdę głośno. Do tego stopnia, że to właśnie dzięki masowym odwiedzinom polskich pielgrzymów jego grobu w niewielkim kościółku przy Via Salvatore Tommasi biskup Neapolu wznowił proces beatyfikacyjny tego niezwykłego kapłana.

Szacuje się, że kościół św. Józefa, gdzie to w prawej nawie pochowane jest ciało włoskiego kapłana, odwiedziło przed pandemią ponad półtora tysiąca polskich grup pielgrzymkowych. A wszystko to w ciągu zaledwie dwóch i pół roku. Wszystko to sprawiło, że w końcu w 2021 roku Franciszkanie Niepokalanej oddali zawieszony i mocno zakurzony proces beatyfikacyjny ojca Dolindo samej diecezji Neapolu. Jej nowy metropolita, abp Domenico Battaglia, podpisał zarazem nowy dekret. W ten sposób wyznaczony został nowy postulator, a całość procesu zaczęła przybierać bardziej określony kształt.

Piszę o tym na początku nieprzypadkowo, gdyż w dzisiejszych rozważaniach o męstwie chciałbym właśnie oprzeć się na zachowaniu, odruchach i motywacjach tego – w moim odczuciu – świętego kapłana.

Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że jego biografia wyraźnie wskazuje, jak mało wystarcza, by zmienić to, co najważniejsze. Własne serce. Dziś chciałbym wam opowiedzieć o pewnym wydarzeniu z życia tego człowieka w perspektywie jednej z największych pokus, na jaką my, panowie, jesteśmy narażeni. Pokusy rewanżu.

Żeby ciut lepiej przygotować się do odczytania sensu historii ojca Dolindo, którą zaraz tu przytoczę, chciałbym, abyście wczuli się wpierw w postacie dwóch zaaranżowanych historii. Wyobraź je sobie i przemyśl, jak zachowałbyś się w tych sytuacjach.

Historia pierwsza. Kumpel w pracy zazdrości ci awansu. Widzi, że kierownictwo obdarza cię coraz większym zaufaniem. Zleca nowe projekty, oferuje podwyżki. Wreszcie z zawiści postanawia podłożyć ci świnię. Przeprowadza szeroko zakrojoną na całą firmę intrygę. Rzecz jasna, niemającą nic wspólnego z rzeczywistością. W konsekwencji w kilka tygodni zostajesz postawiony przed zarządem firmy, musząc tłumaczyć się z czegoś, co jest wierutną bzdurą. Odwracają się od ciebie koledzy z firmy. Kolejne wydarzenia następują jeszcze szybciej. Zostajesz zdegradowany. Wreszcie zaś wyrzucony z pracy. Lądujesz na bezrobociu. I teraz wyobraź sobie, że spotykasz tego człowieka, który posługując się kłamstwem i szeroko zakrojonymi kontaktami, jest winny sytuacji, w jakiej się znalazłeś. Jesteście sami tylko we dwóch. Żeby było jasne: ten człowiek wcale nie żałuje swego czynu. Jest z siebie szczerze zadowolony. Osiągnął cel. Co robisz? 

I historia druga. Wyobraź siebie, że spotykasz się z piękną i naprawdę dobrą dziewczyną. Kochasz ją i powoli widzisz, jak trudno wyobrazić ci sobie życie bez niej. Aż pewnego dnia na horyzoncie pojawia się on. Jej były. Chłopak rozpowiada kłamstwa na twój temat, manipuluje wolnością twojej dziewczyny, spotyka się z jej rodzicami, rozpowiadając fałszerstwa o tobie, sieje ferment w środowisku, w którym obraca się dziewczyna. Wkrótce wszyscy jej znajomi nie chcą mieć z tobą nic wspólnego. Sama dziewczyna coraz częściej ma przed tobą tajemnice. Zdarza się, że gdzieś znika, nie odzywając się do ciebie przez dłuższy czas. Twój „życzliwy” wreszcie osiąga cel; dziewczyna zostawia cię, wracając do swego byłego.

I znów, jak w przypadku poprzedniej historii: po kilku tygodniach stajesz przed nim. Jesteście tylko wy dwaj. Facet za grosz nie żałuje swojej postawy. Mało tego: opowiada ci ze szczegółami, co robili z dziewczyną na ostatniej rance, jak było im ze sobą dobrze. Napawa się przy tym wszystkim twoim bólem i cierpieniem. Co robisz?

Po takim wstępie, jako tako przygotowani, możemy teraz przejść do sedna. Gdy ksiądz Dolindo spotkał po latach o. Domenico Fenocchiego – tego samego, który w sposób kłamliwy oskarżał go przed Świętym Oficjum, który uruchomił wobec niego lawinę prześladowań w Rzymie, który przekazywał donosy – po prostu zaczął go… pocieszać. Jeszcze inaczej zachował się wobec sióstr Irmy i Lii Corsaro, swoich córek duchowych. Kobiet, które zdecydowały się go zdradzić i donieść na niego do Świętego Oficjum. Przez te donosy ksiądz Dolindo przez lata nie będzie mógł sprawować Mszy św. Przez moment zakażą mu nawet spożywania Eucharystii! Gdy po latach spotka zdrajczynie, w ich własnym domu, do którego uda się w pokorze: uklęknie przed nimi i nie czyniąc im żadnego wyrzutu, poprosi o wybaczenie.

Wkrótce obie kobiety zaangażują się w ewangelizację. Jedna wstąpi do Akcji Katolickiej, druga założy Kongregację Małych Misjonarek Eucharystii. Tej drugiej trwa dziś proces beatyfikacyjny. Myślisz, że trwałby, gdyby ks. Dolindo postąpił według naszego (a przynajmniej mojego), iście „męskiego” schematu działania? Mam wątpliwości.

Dla mnie to niezwykle cenna lekcja. I jakżeż trudna do przyswojenia.

Stefan Czerniecki
czerniecki.net