Najtrudniejsze wyzwanie

Niedziela, XXIII Tydzień Zwykły, rok A, Mt 18,15-20

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik. Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, cokolwiek zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. Dalej, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwóch z was na ziemi zgodnie o coś prosić będzie, to wszystko otrzymają od mojego Ojca, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich».

 

Dzisiejsze Słowo Boże dotyka chyba najważniejszego współcześnie wyzwania dla chrześcijanina. Jak kogoś upominać w czasie, kiedy wszystko jest „osobiste”, „moje”, „własne”… Bardzo popularny obecnie sprzęt elektroniczny w nazwie ma angielskie „I” [aj], czyli mój telefon, mój komputer, mój czytnik itp. Praktycznie wszystkie nowo powstające osiedla mieszkaniowe w dużych miastach są zamknięte, odizolowane, strzeżone. Ludzie płacą za to, żeby nie spotykać „niepotrzebnych” ludzi. Reklamy mówią nam, że mamy być najlepsi, pierwsi, wyjątkowi. Liczę się tylko ja i moje sprawy, a dziś Jezus każe mi spojrzeć na kogoś, kto jest obok mnie, i do tego ma problemy.

Kościół

Po co mam kogoś upominać? Jezus mówi, że po to, aby „pozyskać swego brata”. I tu dotykamy tak naprawdę istoty Kościoła, wspólnoty, rodziny. Bardzo często można usłyszeć opowieści wśród rodziny i znajomych o kimś, kto się życiowo pogubił, nie radzi sobie, popadł w tarapaty czy nałogi. Mam coraz częściej wrażenie, że te opowieści to raczej rodzaj „wypełniacza”, a nie są po to, żeby „podmiot” ratować, przyjść z pomocą, doradzić. To źle świadczy o naszym poczuciu wspólnoty. Nie boli mnie to, że ktoś mi bliski ma problemy, że moja wspólnota się rozpada, a raczej ekscytuję się tym, że ktoś się coraz bardziej stacza. To jest bardzo złe! I zawsze trzeba sobie stawiać pytanie, jak to zmieniać, co my możemy zrobić. Jak postępować, żeby nie zatrzymywać się tylko na opisywaniu rzeczywistości, ale konkretnie coś zmienić, żeby po prostu było lepiej?

Jesteś moim przyjacielem…

Bardzo polecam lekturę książki „Radykalni”, czyli rozmowy Marcina Jakimowicza z muzykami rockowymi na temat ich nawrócenia. Z tej książki zapamiętałem szczególnie jedną opowieść. Jeden z rozmówców opowiadał o swoim życiu na kocią łapę. Pewnego dnia, idąc po rybę (!) do sklepu, spotkał swojego kolegę księdza, z którym nie widział się już wiele lat. Zaprosił go do siebie do domu. Kiedy gość przybył, muzyk przedstawił mu towarzyszkę swojego życia, a kapłan przywitał ich takimi słowami: „żyjecie w grzechu!”. Normalnie powinni się obrazić i wizyta powinna się zakończyć…, a zamiast tego został określony „najlepszym przyjacielem”, tym, który jako pierwszy powiedział prawdę. Nie poklepywał po ramieniu, nie udawał, że nie widzi problemu i nie twierdził, że „najważniejsza jest przyjaźń”.

„Ostry” Ezechiel

„Jeśli jednak ostrzegłeś występnego, by odstąpił od swojej drogi i zawrócił, on jednak nie odstępuje od swojej drogi, to on umrze z własnej winy, ty zaś ocaliłeś swoją duszę”. Nawrócić kogoś ze złej drogi…; myślę, że każdy z nas by tego chciał. Według proroka Ezechiela nie jest to jednak tylko rodzaj przywileju, ale obowiązek, aby „ocalić swoją duszę”. Trzeba to wyraźnie powiedzieć, że mam obowiązek upominać błądzącego, ale uwaga, według recepty ewangelicznej. Mam obowiązek interesować się tym, co dzieje się za moją ścianą czy u sąsiada zza płotu. Mam obowiązek troszczyć się o zbawienie mojej rodziny, przyjaciół, znajomych, wspólnoty. Mam obowiązek!