Najważniejsze działanie – słuchanie Słowa - Lectio Divina

 

Lectio
    Podczas naszego lectio starajmy się po prostu zawrzeć przyjaźń ze słowem. Z przyjacielem pragniemy przecież przebywać bez przerwy i nie chcemy się z nim rozstawać ani na chwilę. Taka nierozłączna niech będzie nasza przyjaźń ze słowem, które dziś do nas kieruje Bóg.

Meditatio
    Teraz to zaprzyjaźnione z nami słowo niech przemówi, niech wskaże nam ukrytą w nim prawdę, niech objawi nam prawdę o nas samych, a my starajmy się ją przyjąć i uwierzyć w nią. Chciejmy na naszej medytacji zrozumieć nasz tekst i to, co do nas przez niego mówi Bóg. Starajmy się skoncentrować nie na nas samych, ale na słowie, które do nas przemawia i na prawdzie, którą ono niesie.
    Słowo Wcielone, które przemawia i naucza jest w drodze i nawiedza różne wioski i miasta, gdzie mieszkają ludzie, którzy zechcą Go przyjąć i ugościć. Możemy stwierdzić, że Słowo jest w ciągłej i nieustannej drodze, ciągle podąża, poszukuje miejsc Mu przychylnych, domów, w których zostanie przyjęte oraz serc, w których nie tylko będzie ugoszczone, ale przede wszystkim wysłuchane.
    Jezus jest w drodze do Jerozolimy i jak to czytamy u tego samego ewangelisty, czyli u św. Łukasza tylko rozdział wcześniej  (9, 52-53), nie zawsze z tego powodu udzielano mu gościny. Czasem nie zostawał przyjęty, tak jak to było w przypadku niegościnnych Samarytan, a święta na wschodzie reguła gościnności była łamana. Jezus jednak się nie zraża i dalej idzie wypełnić swoje posłannictwo, z wytrwałością zdążając do celu.
Nie wszyscy jednak okazują Mu brak gościnności. Dziś znajduje przyjęcie u Marty, która „przyjęła Go do swojego domu”. Na meditatio zastanówmy się, co oznacza przyjąć Jezusa do siebie. Z czym się wiąże zaproponowanie gościny Jezusowi w naszym sercu.
    Zobaczmy, dlaczego czasem Mu jej nie udzielamy. Zaraz na początku naszej medytacji postarajmy się dostrzec, dlaczego nie przyjmuję Słowa do siebie, czego się boję, co mi przeszkadza w udzieleniu Mu gościny. Dlaczego czasem może jestem bardziej podobny do niegościnnych Samarytan niż do Marty i Marii, które Go przyjęły. Czy tylko dlatego, że Jezus idzie do miasta świętego do Jerozolimy? Co mi przeszkadza w udzieleniu gościny Jezusowi. Wymieńmy te przeszkody bardzo konkretnie.
    Przyjąć kogoś we własnym domu nie jest czymś zwyczajnym. Dzisiaj jest łatwiej zaprosić kogoś na obiad do restauracji, postawić pizzę czy zapiekankę „na mieście” niż zaprosić do własnego domu, pozwolić przekroczyć próg własnego mieszkania. Prawdziwe spotkanie z Jezusem i Jego słowem może się jednak odbyć tylko i wyłącznie w naszym domu. Bo tylko takie spotkanie do czegoś zobowiązuje, tylko takie spotkanie w naszym sercu ma przemieniającą moc. Tylko kiedy spotkamy Boga w sercu, to możemy się nawrócić.
    Inne spotkania także mogą dojść do skutku, ale nie będą miały tej siły perswazji, spotkanie ze słowem w szumie i hałasie miasta, szkoły, zakładu pracy zawsze będzie można łatwo przerwać w najbardziej „dogodnym dla nas momencie”, zawsze będziemy mogli wytłumaczyć się jakimiś zajęciami, pilnymi sprawami i obowiązkami, zawsze znajdziemy pretekst, by Go nie słuchać, bo będziemy mieli ważniejsze sprawy na głowie, tak jak Marta. Tymczasem… potrzeba nam tylko jednego.
    To, czego potrzebujemy najbardziej, to, co jest najważniejsze w naszym życiu, to jest słowo Boże, które mamy przyjąć i usłyszeć. Na tym polega właśnie najprawdziwsza i najlepsza gościnność, na słuchaniu. Niegościnność jest zaś czymś całkowicie odwrotnym, jest niesłuchaniem, obojętnością na to, co do nas mówi drugi człowiek, nasz gość, Bóg, który przekroczył próg naszego serca. Bardzo łatwo jest kogoś obrazić, okazać niegościnność tylko poprzez to, że nie będziemy słuchali tego, co do nas zaproszona osoba mówi, kiedy będziemy obojętni i lekceważąco potraktujemy to, co pragnie nam powiedzieć.
    Jezus w ewangelii wg św. Łukasza został przyjęty w gościnę dwa razy przez faryzeuszów 7, 36 nn i 14, 1 nn. Za każdym razem spotkała Go tam krytyka. Został też ugoszczony dwa razy przez grzeszników 5, 27 nn i 19, 1 nn. Tam został natomiast przyjęty z radością.
    Teraz coś podobnego dzieje się w domu Marty. Przyjmuje Go ona, ale prawdziwej gościnności Jezusowi udziela jej siostra Maria. Marta obwinia swoją siostrę i krytykuje Jezusa, zaś Maria nic nie mówi, tylko siedzi u stóp Nauczyciela i słucha Jego nauczania. 
    Dostrzegamy zatem dwa sposoby przyjęcia Jezusa. Pierwszy polega na przygotowaniu przyjęcia, zajęciu się wieloma sprawami, by okazać szacunek gościowi, by nie zaniedbać niczego, tak jak to uczyniła Marta. W całym tym zabieganiu i zafrasowaniu nie zauważa jednak, że Jezus już jest, że przyszedł do jej domu, że oczekuje prawdziwego przyjęcia Go do serca, że chce, by Marta Go posłuchała.
    Drugi sposób przyjęcia Jezusa i okazania mu gościnności może wydawać się nam dziwny. Niczego bowiem nie oferuje, nic mu nie proponuje i nic mu nie daje. Tylko na pozór. Maria zaoferowała swojego gościowi coś najwartościowszego i najpiękniejszego. Swoją uwagę! Jezus był dla niej tak ważny, że wszystko inne dla niej przestało istnieć, nic już nie było ważne, żadna czynność nie mogła ją odciągnąć od tego, co było najistotniejsze, a mianowicie od słuchania Jezusa i Jego słów.
    Św. Łukasz opisując to spotkanie Chrystusa z siostrami pragnie nam powiedzieć, że konieczność słuchania słowa Bożego w sposób pokorny i w spokoju oraz ciszy, siedząc u Jego stóp, ma ogromne znaczenie dla naszego życia wewnętrznego. Po pierwsze kiedy Chrystus mówi do Marty, że potrzeba jej tylko jednej rzeczy stwierdza, że gościnność polega przede wszystkim na spokojnym słuchaniu Jego nauki. Po drugie zaś, że każdy z nas w naszym życiu, które czasem przypomina aktywizm Marty, musi znaleźć moment ciszy, spokoju i skupienia, by posłuchać słów Jezusa, gdyż wszystko to, co robimy i wszystko, czym z taką intensywnością się zajmujemy w porównaniu ze słuchaniem Słowa, staje się względne.
    Dzisiejszy tekst też wyraźnie nam pokazuje, co powinno być priorytetem w naszym życiu. Wymienia on najpierw Martę jako tę, która przyjęła Słowo w gościnę. Potem urywek ewangeliczny wskazuje na Marię, „która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie”. Jest nazywa siostrą Marty, ale jednocześnie św. Łukasz wskazuje na to, co Maria czyniła – słuchała słowa. Potem jest powiedziane, co czyniła Marta. „Uwijała się koło rozmaitych posług”. Na naszym meditatio przypatrzmy się też naszemu życiu. Do której z sióstr jest ono bardziej podobne. Kogo jest więcej we mnie, Marty czy Marii? A może któraś ze sióstr wcale nie jest obecna?

Oratio
    Podczas modlitwy powinniśmy sobie uzmysłowić, że Bóg ze swoim słowem ciągle nas poszukuje, nieustannie puka do drzwi naszego serca, ciągle nas nawiedza i pragnie zagościć w naszym życiu oraz do nas przemówić. Czy zastanie nas słuchających? Dziękujmy na naszym oratio za Jego pragnienie nieustannego nawiedzania nas w Jego słowie, za to, że ciągle do nas przybywa i przemawia. Prośmy też o zdolność do słuchania i zrozumienia tego wszystkiego, co Jego słowo nam objawia.
    Obmódlmy na naszym oratio wszystkie przeszkody, które zauważyliśmy na naszym meditatio, a które nam nie pozwalają wsłuchać się w Słowo. Nie tylko przeprośmy za brak gorliwości w ich pokonywaniu ale także poprośmy, byśmy z odwagą przyznali, że przeszkody, które mi nie pozwalają wejść w stan słuchania słowa Bożego, są do pokonania i do przekroczenia.
    Prośmy o tę zdolność zdystansowania się do trosk, które niesie nasza codzienność, byśmy umieli jak Maria pozostawić je wszystkie i usiąść w ciszy u stóp Chrystusa i słuchać. Błagajmy Boga, by codzienne zabieganie i hałas naszej powszedniości nie zagłuszył nauczania samego Jezusa Chrystusa, który nawiedza nasze serce i głosi nam swoje słowo.
    Na naszej modlitwie wychwalajmy Boga za moc, którą posiada Jego nauczanie, za potęgę Jego słowa, za to że nieustannie nas naucza, że słowo Chrystusa praktycznie codziennie do nas dociera, a także za to, że są ci, którzy nam to słowo przepowiadają i dzielą się nim z nami. Wreszcie wychwalajmy Boga za to, że doświadczamy jego słowa, które niesie prawdę.
    Módlmy się także o zdolność wyszukiwania w naszym życiu tych momentów ciszy, podczas których będziemy się pochylali na słowem Bożym, słuchali Go i medytując, kontemplowali. Prośmy o to, byśmy umieli obronić te momenty przed atakami hałasu, zagonienia i zewnętrznego lub wewnętrznego rozdygotania.
    Podczas naszego oratio możemy także prosić, byśmy w naszym całym życiu dawali zawsze pierwszeństwo słuchaniu słowa, a kolejne miejsca, by zajmowało nasze działanie. Módlmy się więc, byśmy nie tylko umieli przyjmować słowo do naszego serca, ale także byśmy umieli się w nie wsłuchać zanim podejmiemy jakieś działania. Pierwszym i najważniejszym naszym zaangażowaniem niech więc będzie słuchanie słowa Bożego.

Contemplatio
    Podczas tego ostatniego, ale najważniejszego etapu naszego Lectio divina, starajmy się trwać przed Bogiem i modlić się słowem, które najbardziej do nas przemówiło podczas dotychczasowej modlitwy. Niech ono w nas  przemawia, niech pobrzmiewa w naszym sercu, niech nas nawiedza.
    My starajmy się milczeć, a słowo niech w nas się modli, niech ono przemawia. Milczenie niech dotyczy także naszego ciała, które powinno być w bezruchu. Trwajmy tak w miłości, którą objawia słowo Boga do nas skierowane. Pozwólmy się nieść temu słowu, niech uczucia zrodzone pod jego wpływem nami zawładną. Niech na tej cichej, ale miłosnej kontemplacji dotrze do naszego umysłu, ale przede wszystkim serca wiedza o tym, czego nam tak naprawdę potrzeba. Niech miłość nam objawi to jedno, jedyne, co jest nam najbardziej potrzebne.

Fot. sxc.hu