Nędzarz, sługa czy przyjaciel

Wtorek, VIII Tydzień Zwykły, rok II, J 15,9-17

 To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna. To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili i by owoc wasz trwał, aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali.



         Sługa, mimo że jest blisko pana, nie jest nigdy z nim na równi. Tylko z przyjacielem jest się na równi, dzieli się wszystko, co się ma, czym się żyje i przeżywa; pięknem i dobrem, ale również troskami i cierpieniem. Jezus bardzo świadomie mówi, że jest dla nas jak przyjaciel, że my nie jesteśmy już dla niego jak słudzy, ale przyjaciele, ponieważ oznajmił nam wszystko, co usłyszał od Ojca swojego (J 15,15). „Oznajmił nam wszystko”!

       Wyobrażam to sobie tak. Jako nędzarz, który nic nie posiada, staję u bram pięknego zamku, w którym mieszka bogaty i szczęśliwy król. Potężne drzwi zostają otwarte przez królewskiego syna. On sam wychodzi do mnie i mówi: „oto dom mojego ojca staje przed Tobą otworem. Nareszcie dotarłeś do domu. Czekaliśmy na Ciebie. Jesteś u siebie. Mamy tak wiele sobie do powiedzenia (i nie chodzi tu o moment śmierci, ale wydarzenie, które ma się stać się moim udziałem dzisiaj, każdego dnia).

         I tak ku mojemu zdziwieniu, zaskoczeniu, ale i „pełnej radości” (J 15, 11) to, co należało do Jezusa, należy do mnie. Życie na własną rękę – niezależnie od Boga - sprawia, że stajemy się więźniami nienawiści i śmierci (R. Cantalamessa). Nędzarzami. Ale dzięki otwarciu bram łaski i chwały przez Jezusa Chrystusa każdy jest zaproszony, aby na nowo stać się Jedno z Bogiem – w Chrystusie. Stać się bogatym i pięknym wiecznie. Każde słowo Chrystusa, które objawia On sam jest przykazaniem, dzięki któremu, możemy upodobnić się  do Syna. Jezus – wierny słowu Ojca - nigdy Go nie opuścił, ani Ojciec nie opuścił Jezusa. Nawet w krzyżu. Dlatego nawet cierpienie i krzyż obfitują w owoce niezwykłe i wiecznotrwałe.

        Jeśli król ziemski, a dziś myślimy o świętym Kazimierzu (1458-1484), staje się przyjacielem Chrystusa, owoce mogą i są imponujące. Wystarczyło 26 lat życia na owocowanie dla Polski, Europy i konkretnych ludzi, również ubogich. Autor życiorysu św. Kazimierza, odczytywanego w liturgii Kościoła tak określił postawę świętego króla, wynikającą z jedności z Bogiem: „Niewypowiedziana i najszczersza miłość ku Wszechmogącemu Bogu w Duchu Świętym tak bardzo ogarniała serce Kazimierza, tak obfitowała i wylewała się na zewnątrz z głębi serca ku bliźnim, iż nic nie było dlań przyjemniejszym, nic bardziej upragnionym, jak wszystko swoje, a także i siebie samego oddać ubogim Chrystusa, podróżnym, chorym, więźniom i strapionym”.

        Żyć pełnią może tylko przyjaciel. Sługa, choć bardzo blisko, ma jednak swoje sprawy, służbę pełni z drżeniem, a może i lękiem. To nie prowadzi do radości doskonałej, ponieważ nie ma jedności doskonałej. Codziennie, każdy chrześcijański władca, król, prezydent, premier…, ale i najbiedniejszy z ludzi, może wybierać pomiędzy byciem nędzarzem – niezależnym od Boga, ale również pomiędzy byciem sługą lub przyjacielem samego Boga. Wybieramy więc, a wybór ten jest widoczny, odczuwalny wobec świata i najbliższych. Właśnie widzimy to w wydarzeniach na Ukrainie, w Rosji, w Europie i reakcji ludzi tego świata. Św. Kazimierzu, królu i przyjacielu Jezusa Chrystusa, módl się za nami!

Fot. sxc.hu