Niech się zaczną dzikie harce

W 2014 roku, 50 lat po amerykańskiej premierze, nakładem wydawnictwa Dwie Siostry ukazała się w Polsce książka „Tam, gdzie żyją dzikie stwory”. Maurice`a Sendaka. Zaczyna się niewinnie: niegrzeczny Max zostaje odesłany przez mamę do łóżka bez kolacji. Tylko, że gdy trafia do swojego pokoju, zaczyna tam rosnąć las... W wyniku licznych przygód, które treściwie opisane są zazwyczaj jednym zdaniem, Max w pewnym momencie zostaje królem wszystkich dzikich stworów, które spotyka. Wtedy też pada słynne: Niech się zaczną dzikie harce. Chłopiec, który zjadł ziemię, uwielbia to zdanie w owej książce.

Co właściwie można zrobić, gdy widzisz, jak dziecko zjada ziemię z ziemi? Można: a) wrzasnąć: Dlaczego zjadasz tę ziemię? Wersja krótsza: Co ty robisz? b) Można nie pytać, tylko stwierdzać: oszalałeś! c) Można się naprawdę zdziwić i zadać (tylko komu) dręczące tak wielu rodziców pytanie:

Czy to jest normalne?

Stephen James i David Thomas w swojej książce “Dzikie stwory. Sztuka wychowania chłopców” podkreślają, że to pytanie w ich pracy pojawiło się już setki, jeśli nie tysiące razy. I pocieszające jest to, że w większości przypadków odpowiedź na nie brzmi: tak. Jedyne, co trzeba sobie na początku ustalić w procesie wychowania chłopców, to ową definicję „normalności”.

„Zasadniczo chłopców wychowuje się trudniej niż dziewczynki. Niełatwo nad nimi zapanować. Trudniej ich czegokolwiek nauczyć. Ciężko się z nimi porozumieć. Trudniej ich uświadamiać i prowadzić” – dalej autorzy książki cytują znanego pisarza G.K. Chestertona „Okres chłopięctwa jest czymś w najwyższej mierze złożonym i niepojętym. Nawet ci, którzy przez niego przeszli, nie rozumieją go. Mężczyzna nigdy do końca nie zrozumie chłopca, mimo że sam kiedyś nim był”.

Czy to faktycznie oznacza, że chłopcy są w jakimś sensie gorsi? Inni, by zapytali: ciekawsi? Nie. I nie powinniśmy zapominać, że chłopcy, tak jak i dziewczynki, są po prostu darem Bożym, bo są dziećmi! Autorzy „Dzikich stworów” dostrzegają jeszcze kilka istotnych aspektów, które są bardzo przydatne w procesie budowania duchowości u chłopców. Jeden z nich został opisany w taki sposób: „chłopcy stanowią wyjątkowy obraz naszego nieposkromionego, radosnego i pełnego wyobraźni Stwórcy. Skoro Bóg postanowił objawić się nam poprzez swoją relację ze swoim synem – Jezusem, wierzymy, że istnieje pewien szczególny rodzaj duchowości w chłopcach i ich kontaktach z rodzicami, duchowości, która może nas czegoś nauczyć na temat naszej własnej relacji z Bogiem Ojcem”.

Również ks. Marek Dziewiecki w swojej książce „Od urwisa do bohatera. Wychowanie duchowe, moralne i religijne chłopców” zwraca uwagę, że „wychowanie chłopców nie jest możliwe bez formowania w nich dojrzałości duchowej”, a to właśnie dzięki niej „chłopcy stają się zdolni do tego, by pomyśleć, zanim zaczną działać”.

Oczywiście, choć między etapem zjadania ziemi, a tym, kiedy coraz intensywniej pojawiają się pytania: kim jestem? skąd i od Kogo pochodzę? dokąd i do Kogo zmierzam?, rozciąga się cały księżycowy krajobraz, to żadnego z tych odcinków na drodze dochodzenia do owych pytań nie wolno lekceważyć.

I czasem trzeba pamiętać, że chłopcy nie tyle co są „jacyś”, ile „stają się”. Raz zdobyta wiedza o nich, pięć minut później nie ma już żadnego znaczenia. Dostrzeżenie tego faktu może pomóc w zapobieganiu nieustannym frustracjom i zmotywować do dalszych działań badawczych w tym temacie. Po prostu ocenianie i wartościowanie (no, zobacz Karolek, jak Marysia grzecznie siedzi w kościele), trzeba zastąpić chęcią poznania i towarzyszenia. O zrozumienie może być faktycznie trudno we wszystkich momentach.

Na koniec jeszcze jedna scena. W pewnym kościele podczas Eucharystii, pewna zakonnica wyraźnie zirytowana dobiegającymi głosami dzieci, wstaje i idzie w kierunku, skąd dobiega hałas. Tuż za filarem dostrzega czterech postawnych ojców próbujących okiełznać czworo małych dzieci w wieku od roku do 3 lat. Zakonnica nie daje za wygraną. Podchodzi do jednego z ojców i zwraca mu uwagę. Biedak bezradnie wzdycha. Troje z biegających (mimo setnego: nie biegaj), pełzających (mimo setnego: kościół to nie plac zabaw), wspinających się („tato my nie bawimy się w ganianego, tylko w chowanego”), to chłopcy.