Niedziela Misyjna – dziś to nie tylko teoria

Druga niedziela Wielkiego Postu była w Kościele na całym świecie przeżywana jako Niedziela Misyjna. Przeżywana w bardzo różny sposób. Kwesty pod świątyniami, aby wesprzeć dzielnych misjonarzy. Płomienne nauki z ambon dotyczące sensu i potrzeby misji. Rozmowy i wywiady z tymi, którzy na misjach spędzili wiele czasu. Albo nadal tam są. Wszystkie te przejawy troski były i są niezwykle potrzebne, to jasne. Dobrze jest jednak, gdy myślimy o misjach, spróbować zajrzeć nieco głębiej. Dać sobie szansę, aby choć troszkę unaocznić sobie codzienność pracy misjonarza. Choćby na przykładzie jednego konkretnego wydarzenia. Takim wydarzeniem może być na przykład to jedno, o którym poniżej…

Ojciec Sławek posługiwał w Brazylii już bardzo długo. Jeździł do selwy, aby głosić o Chrystusie tamtejszym Indianom. Uczył dzieci w najbiedniejszych dzielnicach Manaus. Zbierał środki, aby na lekcje mogli przychodzić także ci zamieszkujący okoliczne fawele, dzielnice nędzy.

Pewnego dnia do salezjanina dotarła informacja o tragicznym wypadku jednego z chłopców, którego uczył. Chłopiec pochodził z pobliskiej faweli Bairro do Céu. Był jednym z tych, którego rodziców udało się namówić na to, aby ich syn mógł uczęszczać do salezjańskiej szkoły. A właściwie namówić samą tylko matkę. Ojciec chłopca od dawna nie mieszkał już z rodziną. Był alkoholikiem uzależnionym dodatkowo od narkotyków. Chłopiec poszedł na basen pod opieką cioci. W pewnym momencie zaczął się topić. Ratownicy prędko przewieźli chłopca do szpitala. W tej chwili, gdy do ojca Sławomira docierała ta wiadomość, trwała akcja mająca na celu uratowanie chłopcu życia. Duchowny nie mógł dłużej czekać. Zdecydował się pojechać do szpitala. Nie sam. W towarzystwie ojca chłopca.
– Paulo… – duchowny przerwał panującą w samochodzie ciszę. – Mogę cię o coś zapytać?
– Niech ojciec pyta… – odpowiedział markotnie mężczyzna.
– Chciałbym wiedzieć, czy Lucas był ochrzczony.
Mężczyzna tylko schylił głowę. Moment ciszy trwał kilka dłuższych chwil. Wreszcie spoglądając na widok za oknem samochodu, mężczyzna odpowiedział:
– Nie, nie miał chrztu.
– To teraz kolejne pytanie, Paulo… – Twarz salezjanina spoważniała jeszcze bardziej, a oczy szukały kontaktu z milczącym rozmówcą.
– Tak?... – Mężczyzna, wyczuwając atmosferę rozmowy, także spojrzał wreszcie na księdza.
– Czy chcesz, żebym ochrzcił Lucasa?

To pytanie wbiło mężczyznę w fotel. Nie spodziewał się, że jadąc do szpitala, ksiądz poruszy ten temat. Nawet o tym nie myślał. Dopiero teraz wszystko zaczęło składać się w logiczny ciąg. Po policzku Paulo zaczęła spływać duża łza.
– Tak, ojcze. Bardzo bym chciał – odpowiedział szeptem. Przełykając ślinę, ze ściśniętym gardłem od płaczu, zaraz się poprawił. – Bardzo chciałbym cię o to prosić.

Gdy przyjechali do szpitala, Lucas był już odłączony od aparatury. Leżał w śpiączce. Ksiądz Sławek, nie czekając na pozwolenie, prędko namaścił chłopca. Po chwili nastąpił chrzest święty. Przejęci rodzicie chłopca obserwowali wszystko w milczeniu i skupieniu.

Dwa dni później ze szpitala przyszła wiadomość, że chłopiec właśnie zmarł. Ksiądz Sławek pojechał do domu pogrzebowego. Widok maleńkiej białej trumienki na środku pomieszczenia sprawił, że duchownemu niemal pękło serce. Salezjanin dowiedział się, że Msza pogrzebowa Lucasa miała mieć miejsce za tydzień. W kaplicy na faweli. Tej samej, do której salezjanin regularnie przychodził, aby się modlić. Tym razem prócz niego oraz kilku kobiet i starców gromadzących się zwykle na niedzielnej Eucharystii będzie na niego czekać zupełnie inny widok.

W dniu Mszy tłum mieszkańców faweli był nie do ogarnięcia wzrokiem. W samej kaplicy od chwili, gdy kapłan zaczął dzwonić na Mszę, zdążyło zgromadzić się już blisko siedemdziesięcioro dzieci. Ci, którzy nie mieścili się w środku, stali na zewnątrz. Salezjanin miał nawet obawy, czy aby drewniane mostki i kładki, na których stała kaplica, jak i okoliczne domy, w ogóle wytrzymają takie obciążenie. Wszystko wkoło trzeszczało. Podtrzymujące rusztowanie pale zaczynały się miarowo kołysać. W pewnym momencie zebrane w chórek dzieci zaczęły intonować pieśń.
– Paraíso, paraíso… Eu prefiro o paraíso! (Raj, raj… Ja wolę raj!) – Pomimo braku nagłośnienia słowa pieśni z łatwością wydostawały się poza kaplicę. Po chwili pieśń nieśmiało zaintonowali także dorośli mieszkańcy faweli stojący na zewnątrz. Zaraz za nimi kolejni. Większość z nich nie śpiewała od dziesiątek lat.

Tego dnia, przemienionego przez pewnego jedenastoletniego malca w wielkie miejscowe święto, fawela „Niebo” (tak bowiem tłumaczona jest popularna nazwa faweli Bairro do Céu) długo nie zapomni. Może nawet nigdy…

Gdy dziś słyszę o Dniu Misyjnym w Kościele, przypomina mi się właśnie ta historia. Tragiczna historia wypadku jedenastoletniego Lucasa. Ale zarazem piękno jej finału. I wdzięczność, że zdążył w swoim krótkim życiu poznać polskiego misjonarza, ojca Sławomira. Ilu takich Sławomirów posługuje dziś na całym świecie? To wie już tylko dobry Bóg. Ja wiem jedynie to, że ich misja jest dziś jedną z najważniejszych rzeczy, jakie dzieją się w Kościele. I że ich harówka i codzienne wyrzeczenia (w oderwaniu od rodziny, bliskich, własnej ojczyzny) przynoszą często plon stukrotny. Choć tak często niewidoczny gołym okiem. Ludzką statystyką.

Dlatego tak cenne wydają się takie inicjatywy jak choćby ta nazywana „Misjonarz na Post”. Mająca na celu modlitewne wspieranie polskich misjonarzy. Aby wziąć w niej udział, wystarczy wejść na stronę internetową www.misjonarznapost.pl i wypełnić krótki formularz. Każdy indywidualnie może wybrać formę duchowego wspierania wylosowanego misjonarza lub misjonarki. Lista osób została przygotowana przez Komisję Episkopatu Polski ds. Misji. Znajdują się na niej biskupi, duchowni, siostry i bracia zakonni, a także świeccy. Wszyscy posługują w krajach ad gentes.

Akcja oficjalnie rozpoczęła się w Środę Popielcową, ale dołączyć można do niej w dowolnym momencie Wielkiego Postu.

Jak informuje Katolicka Agencja Prasowa, do akcji dołącza co roku kilkanaście tysięcy osób, a dodatkowe stałe wsparcie dla misjonarzy deklaruje ponad 43 tys. Przyjaciół Misji Oblackich. W tegorocznej zaś edycji bierze udział już ponad 50 tys. uczestników.