Nieskończona miłość Boga

Środa, I Tydzień Zwykły, rok I, Hbr 2,14-18

Ponieważ dzieci mają udział we krwi i w ciele, dlatego i Jezus także bez żadnej różnicy otrzymał w nich udział, aby przez śmierć pokonać tego, który dzierżył władzę nad śmiercią, to jest diabła, i aby uwolnić tych wszystkich, którzy całe życie przez bojaźń śmierci podlegli byli niewoli. Zaiste bowiem nie aniołów przygarnia, ale przygarnia potomstwo Abrahamowe. Dlatego musiał się upodobnić pod każdym względem do braci, aby stał się miłosiernym i wiernym arcykapłanem w tym, co się odnosi do Boga – dla przebłagania za grzechy ludu. Przez to bowiem, co sam wycierpiał poddany próbie, może przyjść z pomocą tym, którzy jej podlegają.

 

co sam wycierpiał poddany próbie, może przyjść z pomocą tym, którzy jej podlegają

Próba, której został poddany Jezus, to doświadczenie cierpienia: niewinnego, niezasłużonego, wyrafinowanego i najbardziej poniżającego, jakie znano w tamtym czasie. Takiego cierpienia, które kończy się oddaniem życia – śmiercią. Taka była cena bliskości Boga okazanej człowiekowi.

Skoro człowiek jest zdolny skazać na okrutne cierpienie Boga, to co dopiero drugiego człowieka.

Dlaczego Bóg na to pozwala? Bo człowiek jest naprawdę wolny. A Bóg chce pokazać swoją granicę przyjęcia człowieka i miłości do Niego. Bóg kocha człowieka, z całą jego zdolnością odrzucenia Go. Co więcej, pozwala sobie na takie doświadczenie, by „przemówić” tym samym do człowieka, który też może doświadczyć czegoś podobnego i tym samym przyjść z pomocą. Przez doświadczenie okrutnego cierpienia Bóg mówi: przeżyłem to, też tak miałem; chcesz dać radę, chcesz kochać kogoś również w cierpieniu? Patrz na Mnie, chwyć się Mnie tak, jak ja uchwyciłem się wtedy Ojca. 

Dzisiaj krzyż nie jest już tylko znakiem okrutnego cierpienia, ale jest wyrazem nieskończonej miłości Boga. 

Cierpienie przeżyte po Bożemu, a nie po ludzku to nie tylko ból, to znak, ile warte jest to, za co/ za kogo cierpię.