Nieumarli mają głos

Można wprowadzać świetne procedury, na papierze wszystko może działać, ale żeby zmienić mentalność, potrzeba wielu, wielu lat. Dlatego ciągle tak trudno jeszcze wielu ludziom wierzyć dziś tym, którzy w Kościele doświadczyli wykorzystania seksualnego. 

„Nikt ci nie uwierzy. Jesteś zwykłym, niezadowolonym dzieckiem, małą histeryczką, która zabawnie tupie nóżkami. Śmiało, tup sobie dalej. Wszyscy w ciebie zwątpią. Sama w siebie zwątpisz”. Taki przekaz od swojego krzywdziciela usłyszała Tośka Szewczyk. Taki przekaz słyszało nie raz wiele pokrzywdzonych osób. „Nikt ci nie uwierzy, jesteś nikim” – te słowa czasem dekady świdrowały im w głowach, tak bardzo, że sami zaczęli w to kłamstwo wierzyć. A jeśli na swojej drodze nie spotkali dorosłych, którym mogliby zaufać, którzy daliby wiarę skrzywdzonym, to tak naprawdę pozostawała im ogromna pustka i samotność. I znów te słowa: „Nikt ci nie uwierzy”. 

Tośka Szewczyk dała przejmujące świadectwo. Świadectwo osoby skrzywdzonej przez charyzmatycznego kapłana, lidera wspólnoty młodzieżowej. Nie było to dla niej łatwe. „Podczas (…) pisania, kiedy musiałam zetknąć się ze swoimi ranami (które po dziesięciu latach terapii wciąż mają się całkiem nieźle), towarzyszyło mi mnóstwo niespodziewanych objawów: bóle mięśni, głowy, brzucha, nudności, zawroty głowy. Pojawiły się obniżony nastrój, lęk, myśli samobójcze, anhedonia. To było jedno z trudniejszych doświadczeń w moim życiu” – pisze autorka we wstępie do swojej książki jakże wymownie zatytułowanej Nie umarłam. Od krzywdy do wolności, która ukazała się nakładem Biblioteki Więzi. Tym bardziej ogromne podziękowania dla niej, że postanowiła zmierzyć się z tym jakże trudnym tematem. Wracanie do krzywdy zawsze będzie boleć. Bo tak już z krzywdą jest. 

Nie jest łatwo opowiadać o krzywdzie, o doznanej traumie. Czasem trudno dobrać słowa, żeby oddać to, co się wydarzyło, jednocześnie nie epatując dokładnymi i zbyt naturalistycznymi opisami. Są takie książki na rynku i przebrnięcie przez nie bywa dla czytelnika trudne, a na pewno było bardzo trudne dla mnie. Książka Tośki Szewczyk jest inna. Tak, autorka wraca do traumatycznych wspomnień, opisuje to, co robił jej sprawca, ale jednocześnie czyni to w sposób bardzo subtelny, o ile można doznaną krzywdę w taki sposób oddać. Tośce się to udaje, ma świetne pióro, ale też nie koncentruje się wyłącznie na krzywdzie. Doskonale pokazuje mechanizmy działania sprawcy, to, jak uwodzi, jak zdobywa zaufanie rodziców dziewczyny, jak wykorzystuje swoją pozycję lidera wspólnoty i księdza, a także religię do tego, by manipulować. Autorka świetnie pokazuje także, jakie w głowie krzywdzonej osoby włączają się mechanizmy i dlaczego tak trudno z takiej relacji uciec. Dobrze by się stało, gdyby po tę książkę sięgnęli ci, którzy ciągle jeszcze wątpią w to, jak wielkim dramatem jest wykorzystanie seksualne, a także ci, którzy bagatelizują ten problem i bez cienia empatii przypisują ofiarom seksualnych nadużyć nieszczere intencje (np. że ujawniają krzywdę właśnie teraz, że przypomniało im się po latach, że chcą się zemścić na sprawcy, a to przecież taki świetny kapłan, że robią to dla pieniędzy, że gdyby nie chciały, toby tę relację zerwały). Warto też, żeby przeczytali ją księża, spowiednicy, pracownicy kurii. Tośka opisuje także swoje doświadczenia związane z wizytą u biskupa, działaniem delegata (obiecał, że zadzwoni i milczał), spowiednikami. I nie są to doświadczenia pozytywne. Dobrze, że Tośka miała odwagę o nich napisać, bo dzięki temu kolejny kapłan może wykaże się większą empatią i większym zrozumieniem dla osoby pokrzywdzonej, która ze swoją krzywdą przychodzi do konfesjonału. 

Nie umarłam to nie jest tylko książka o krzywdzie wykorzystania seksualnego, to też książka o Kościele, o domu, jak mówi o nim Tośka. Na pytanie, dlaczego jeszcze jest w Kościele mimo doznanych krzywd, odpowiada krótko: „Bo nie chcę być bezdomna”. Imponuje mi wiara tej kobiety, bo pewnie prościej byłoby pójść, trzasnąć drzwiami i już do Kościoła nie wracać. A ona jednak jest. I bardzo dobrze, bo dzięki temu może zmieniać ten Kościół od środka. I choć nie chce być reprezentantem osób skrzywdzonych w Kościele, dzięki swojemu świadectwu może ten Kościół zmieniać na lepsze. Bo to Tośka, która została w Kościele i przez człowieka Kościoła została skrzywdzona, daje nam siłę, by upominać się o Kościół empatyczny, nieosądzający, taki, w którym miejsce będzie także dla osób skrzywdzonych. Bo to też ich dom. 

Dziękuję Autorce za tę książkę i za jej świadectwo. I choć napisanie go kosztowało ją wiele, było warto. Bo Tośka – jak zauważa Marta Titaniec, prezeska Fundacji Świętego Józefa – „bierze za rękę i prowadzi przez swoją krzywdę do prawdy. A prawda jest tam, gdzie są ofiary, bo Jezus był Ofiarą”. Warto wybrać się w tę podróż z Autorką, żeby zrozumieć, czym jest krzywda seksualnego wykorzystania w Kościele. I wyciągnąć z tej historii wnioski na przyszłość.