O życiowych wskazówkach tego, co przeżył wiele

Przed tygodniem pisałem w tym miejscu o potędze łaski przebaczania swoim oprawcom. O czymś, co po ludzku wydaje się często niemożliwe. A przynajmniej bardzo, bardzo trudne. Wyobrażaliśmy sobie konkretne sytuacje, aby wreszcie zestawić je z zachowaniem giganta służebnej pokory, ks. Dolindo Ruotolo. Dziś o nieco innym przykładzie…

Lektura jego biografii powala. Mimo że przesiedział w więziennej baszcie ponad trzydzieści lat, po odbyciu całej kary i tak nie został uwolniony. Mimo że kara odbywała się w najstraszliwszym miejscu carskiej Rosji – w Baszcie Świetlikowej więzienia Szlisselburg na jeziorze Ładoga – gdzie był pozbawiony kontaktu z innymi więźniami, gdzie nawet strażnicy mieli zakaz rozmawiania ze skazanym, gdzie jego celę stanowiła ciemna, zimna, wilgotna, z ubitą ziemią zamiast podłogi komórka: mimo tego wszystkiego do końca Bóg pozwolił mu zachować niezmącony umysł, zdolność trzeźwego analizowania faktów. To właśnie dzięki temu mógł pod koniec życia napisać pamiętniki. To właśnie w nich możemy przeczytać, że wybaczył swoim katom.

Prawdopodobnie niewielu dziś o nim wie. Niewielu poznało jego postać. Niewielu pamięta. Już lada dzień – 28 lutego – będziemy obchodzili rocznicę jego męczeńskiej śmierci. Już po raz 155.

Przez Rosjan uważany był za głównego prowodyra powstania listopadowego, choć prawda jest taka, że gdy powstanie wybuchało, on od ośmiu już lat był przetrzymywany kolejno w więzieniach w Zamościu, Górze Kalwarii i Warszawie. Długo by przytaczać fakty z jego patriotycznej działalności. Kolejne bohaterskie czyny. Walkę za ojczyznę. Wszak służył i jako oficer w armii Księstwa Warszawskiego, i jako major 4. pułku wojsk Królestwa Polskiego. Był żołnierzem biorącym udział w kampaniach napoleońskich. Założył konspiracyjne Towarzystwo Patriotyczne, którego celem było odbudowanie Polski w granicach przedrozbiorowych. Finalnie stał się dla wielu symbolem: jako najdłużej przetrzymywany więzień carski. Poznajcie dziś postać Waleriana Łukasińskiego.

Sięgając po jego „Pamiętniki”, warto pamiętać, w jakich warunkach były pisane. W pewnej beznadziei, gdy chodzi o perspektywę odzyskania wolności. W ciemnym więziennym lochu. W poczuciu niewysłowionej krzywdy. Wreszcie w cierpieniu i bólu. Patrząc więc po ludzku – podobnie jak przywoływany przed tygodniem ks. Dolindo – Walerian Łukasiński także miałby prawo, aby się nad sobą użalać. A jednak uczynił zgoła odwrotnie. Posłuchajcie…

„(Człowiek) jako niewolnik nie może nigdy stracić swojej wolności danej mu od Boga i przyrodzenia i żadne ustawy miejscowe, postanowione przeciwko niego, są nieważne i nie mogą odjąć od niego prawa odzyskania swej wolności w każdym czasie”. Warto to zdanie przeczytać jeszcze raz. I jeszcze.

Bo już sama lektura „Pamiętników” Łukasińskiego będzie lekturą iście rozkoszną dla męskiej duszy. To de facto unikat. Napisany przez prawdziwego Bohatera w czterdziestym trzecim roku więziennego żywota, po trzydziestu jeden latach spędzonych w podziemnym lochu w całkowitym odcięciu od świata i ludzi. Tutaj naprawdę nie sposób wejść w rolę narratora. Można tu jedynie czerpać. Czerpać z zapisków przesiąkniętych prawdziwym męskim doświadczeniem. Obawiam się, drodzy Czytelnicy, że nikt z nas jeszcze takiego nie osiągnął. Bo i chyba nikt z nas przed taką próbą nie został postawiony.

„Pamiętniki” kończą się – a jakżeżby inaczej – modlitwą: „Boże Ojcze powszechny! Twoja Opatrzność, która nie zapomina o najmniejszym swoim stworzeniu i która słyszy głos małej w gnieździe ptaszyny wołającej o żywność i zadowalnia ją, słyszy głosy milionów biednych ludzi. Błagamy Cię, miłosierny Boże! Oddal od nas ten kielich, z którego z obrzydzeniem i wstrętem tak długo pijemy, lub daj nam od razu wypróżnić go aż do dna i uleczyć nasze boleści. Lecz jeżeli zechcesz jeszcze doświadczyć nas i oczyścić z nieprawości naszych, przedłużając boleści nasze, wlej w serca nasze ufność w Tobie, a ta ufność da nam odwagę, wytrwałość i cierpliwość i razem zachowa nas od rozpaczy. Uzbrojeni ufnością w Tobie, my nie boimy się rad i chęci naszych prześladowców, z których jedni chcą nam wydrzeć religię ojców naszych, a drudzy zetrzeć nas z powierzchni ziemi. Jęki i płacz żyjących, krew drogich ofiar wylana i poświęcona dla dobra ojczyzny, modły dusz poległych jej cnotliwych synów, które są już przed obliczem Twoim, dają nam nadzieję, że koniec cierpień naszych zbliża się. Jeżeli będzie wola Twoja, to podniesiesz z prochu wybawiciela, dasz mu mądrość i potęgę jego słabej ręce, i on uzbrojony pójdzie w Imię Twoje i zawstydzi możnych i zmusi ich do wyznania, że jeszcze jest coś wyższego w górze, które miesza zamiary śmiertelnych. Illya quelque chose en haut qui derange les desseins des mortels”. Bo jest tam coś, co zakłóca plany śmiertelników. Tak kończy się lektura „Pamiętników”. Dalszą część – tę dotyczącą naszego życia i tego, co z otrzymanymi wskazówkami zrobimy – dopiszemy już sami.

Stefan Czerniecki
czerniecki.net