Ofiara, 150 zł i trąd

Wtorek, V Tydzień Zwykły, rok II, Łk 2,22-40


A żył w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon. Był to człowiek sprawiedliwy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego. Za natchnieniem więc Ducha przyszedł do świątyni. A gdy Rodzice wnosili Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, on wziął Je w objęcia, błogosławił Boga i mówił: Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela. A Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu. Była tam również prorokini Anna, córka Fanuela z pokolenia Asera, bardzo podeszła w latach. Od swego panieństwa siedem lat żyła z mężem i pozostawała wdową. Liczyła już osiemdziesiąty czwarty rok życia. Nie rozstawała się ze świątynią, służąc Bogu w postach i modlitwach dniem i nocą. Przyszedłszy w tej właśnie chwili, sławiła Boga i mówiła o Nim wszystkim, którzy oczekiwali wyzwolenia Jerozolimy. A gdy wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego, wrócili do Galilei, do swego miasta - Nazaret. Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim.

 

 

Święto Ofiarowania Pańskiego nasuwa mi na myśl słowo „ofiara”. Słowo, którego nasz świat w kontekście życia duchowego już prawie nie używa, którego, szczerze przyznam, również nie za bardzo lubię…

Kiedy byłem jeszcze klerykiem na „Dniach Misyjnych” w Niepołomicach, podszedł do mnie starszy pan i zaczął opowiadać o swoim życiu,  m..in. o tym, że niedawno skończył 75 lat i otrzymał 150 zł dodatku opiekuńczego. Postanowił jednak, że jako wynagrodzenie za grzechy swojego życia, będzie te pieniądze przekazywał do Indii na leczenie i szkołę dla dziecka chorego na trąd. Ten pan, jak refren, powtarzał, że ten pieniądz, to ofiara dla Boga za grzechy jego życia. Ja, po kolejnej już takiej wstawce, zwróciłem się do niego: „trzeba też mieć wiarę w Boże Miłosierdzie”. W odpowiedzi usłyszałem: „o braciszku, jak ja wierzę w Boże Miłosierdzie, jak ja wierzę, ale własnej ofiary też nie zaszkodzi dołożyć!”.