Ogień i chrzest

Czwartek, Św. Jana Kantego, prezbitera (20 października), rok II, Łk 12,49-53

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już zapłonął. Chrzest mam przyjąć, i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie podzielonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej».

 

Słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii mogą nas zadziwiać. Jak to możliwe, że Ten, którego Pisma i prorocy określali mianem Króla Pokoju, teraz mówi, że przyniósł na ziemię rozłam?! Odpowiedź na to szokujące pytanie tkwi w stwierdzeniu Jezusa, że przyszedł, aby rzucić na ziemię ogień i przyjąć chrzest. Cóż jest tym ogniem i co jest owym chrztem Jezusa?

To Jego miłość, która okazała się tak szalona, że poprowadziła Zbawiciela do dobrowolnego oddania życia za grzesznego człowieka. Ta miłość rozpalała Jezusowe serce, niemalże je paliła od wewnątrz do tego stopnia, że doprowadziła Go na krzyż. Ogniem tej miłości Jezus zapalił także serca swych uczniów wszystkich czasów – tych, którzy tę miłość przyjęli i w nią uwierzyli. Oni zawsze są znakiem sprzeciwu wobec tych, którzy tej miłości nie znają lub ją odrzucają. Do tego stopnia, że wobec tej miłości nawet naturalne więzy krwi nie mają żadnego znaczenia, a często stają w opozycji. Nowość Jezusowego życia jest tak inna od wszystkiego, co jest na świecie, że zawsze będzie wywoływać sprzeciw nie tylko jawnych wrogów Chrystusa, ale także ludzi religijnych, którzy chcieliby nie tyle miłość Bożą przyjmować, ile raczej o własnych siłach, radykalnie kochać Boga. O swojej miłości do Boga przekonani byli także faryzeusze, którzy ostatecznie zabili Syna Bożego.

W obliczu dzisiejszego słowa Jezusa zapytajmy samych siebie, czy przyjęliśmy ogień bezwarunkowej miłości Boga do nas, czy pozwalamy jej w nas wzrastać i działać, czy raczej stajemy przeciw niej, będąc przekonani, że jesteśmy zdolni sami z siebie rozpalić swoje serca miłością do Boga.