On także poślubił Maryję

Nie będę ukrywał. Długo nie wiedziałem o jego istnieniu. Dopiero niedawna lektura książki Wincentego Łaszewskiego o Maryjnych Objawieniach uświadomiła mi o jego istnieniu. O jego biografii. I o tym, że został nazwany przez Maryję jednym z Jej oblubieńców. Do tej pory sądziłem, że tego nieprawdopodobnego zaszczytu dostąpił w historii tylko jeden człowiek. Okazuje się jednak, że obok św. Józefa jest ich jeszcze w historii świata przynajmniej kilku. Wśród nich właśnie on. Herman. Herman Józef.

– Mój Hermanie! Ponieważ cześć twoja dla mnie i życie twoje niewinne tyle ma podobieństwa do życia Oblubieńca mego, niepokalanego Józefa, przeto życzę sobie, żebyś pozostał zawsze mi wiernym i przybrał drugie jeszcze imię, Józef – takimi słowy Matka Najświętsza zwróciła się swego czasu do bohatera dzisiejszego tekstu. Objawiła mu się wraz z Dzieciątkiem Jezus na ramieniu. I podała mu pierścień. Na znak ważności swych słów. Wszystko działo się 864 lata temu w Kolonii w Niemczech.

Sam bohater dzisiejszego tekstu urodził się nieco wcześniej. Przyszedł na świat w 1150 roku. Od dzieciństwa cechowała go pobożność i wielki kult do Najświętszej Maryi Panny. Istnieje jedno podanie, które bardzo pięknie i nad wyraz treściwie określa nam postawę małego, bo kilkuletniego zaledwie Hermana. Któregoś zimowego poranka podczas swojej wędrówki do szkoły wstąpił jak zawsze do pobliskiego kościoła św. Maryi na Kapitolu. Robił tak, ilekroć przechadzał się tą drogą. Nie inaczej było więc i tego dnia. Zwykle przychodził i klękał przed figurą Maryi. Wychwalał Jej postać, rozmawiał. Tego dnia miał jednak jeszcze jedną sprawę do Matki Bożej. Bardzo prozaiczną i praktyczną zarazem. Małemu Hermanowi doszczętnie zniszczyły się w ostatnim czasie buty. Za oknami mróz, a on każdego dnia pieszo kilka kilometrów musiał docierać do szkoły. Wędrówka w podziurawionym obuwiu nie mogła należeć do przyjemności.

Chłopiec poprosił więc ukochaną przez siebie Matkę o nowe buty. I pobiegł dalej na zajęcia do szkoły. Gdy wrócił do domu, zastał uśmiechniętą mamę. Okazało się, że tego samego dnia kobieta znalazła gdzieś pod deskami podłogowymi ich domu kilka zagubionych monet. I z tego wszystkiego postanowiła w prezencie sprawić swemu synkowi nowe buty. Dla Hermana cała ta sytuacja nie była niczym zadziwiającym. Jego relacja z Maryją była już na tyle głęboka i prawdziwa, że doskonale zdawał sobie sprawę z Jej miłości i ofiarności.

Postanowił się odwdzięczyć. Nie miał wszak za wiele, więc gdy następnego dnia mama wysłała go do szkoły wraz z jabłkiem – jedynym posiłkiem, jaki miał mieć tego dnia między lekcjami – Herman powziął decyzję, aby to właśnie jabłko ofiarować Maryi. To był najcenniejszy dar, jaki tego dnia mógł ofiarować z siebie. Z tego, co akurat posiadał.

Gdy był już w świątyni, zorientował się, że nie sięgnie dłoni figury, aby na nich położyć owoc. Wtedy stała się rzecz niesłychana. Figurka Maryi poruszyła się, pochylając się w stronę chłopca i prostując dłonie. Tak pochyloną drewnianą figurę Madonny zastali wkrótce wierni, którzy wybrali się tego dnia na poranną Eucharystię. Nie wierzyli własnym oczom.

Dla młodego Hermana cud nie był jednak niczym nadzwyczajnym. Wiedział o istnieniu Maryi, kochał Ją i oddawał Jej cześć każdego dnia. Również wówczas, gdy jako dwunastoletni chłopiec wstąpił do zakonu norbertynów. Wkrótce stał się jednym z największych mistyków średniowiecznej Europy.

Z podań wynika, że jako zakonnik zamartwiał się choćby z tego powodu, iż jego funkcją w klasztorze była posługa przy refektarzu, przez co zbyt mało czasu mógł poświęcać modlitwie. Właśnie wtedy usłyszał od samej Maryi zdanie: „Nie ma zaszczytniejszego obowiązku niż służyć z miłością swoim braciom”.

O jego zaślubinach z Maryją pisał swego czasu nawet sam ks. Piotr Skarga. Wspominając jednocześnie o jego czystości posługi jako kapłana i jako człowieka. Z pozoru zwykły, skromny chłopiec. Z perspektywy Nieba człowiek wielki i niezwykły. Warto go poznać. Warto się z nim zaprzyjaźnić. Warto go naśladować. A na pewno na tym nie stracimy.