Oto Królestwo

Środa, XXXII Tydzień Zwykły, rok II, Łk 17,20-25

 Do uczniów zaś rzekł: Przyjdzie czas, kiedy zapragniecie ujrzeć choćby jeden z dni Syna Człowieczego, a nie zobaczycie. Powiedzą wam: Oto tam lub: Oto tu. Nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi. Bo jak błyskawica, gdy zabłyśnie, świeci od jednego krańca widnokręgu aż do drugiego, tak będzie z Synem Człowieczym w dniu Jego. Wpierw jednak musi wiele wycierpieć i być odrzuconym przez to pokolenie.

 

    Jak trudno było Elicie Narodu Wybranego rozpoznać i przyjąć Jezusa. Zawsze mnie to fascynowało i przejmowało grozą.

    Oto bowiem Królestwo Boże wśród was jest, usłyszeli faryzeusze. Byli elitą religijną i dużo dawali z siebie, żeby dopełnić wymogów religijnych. Byli przekonani, że do nich przyjdzie Mesjasz i zaprowadzi Królestwo Boże. Mesjasz przyszedł, ale Go nie dostrzegli. Nie spełniał ich kryteriów, nie tego się spodziewali. Oni byli przekonani, że czyny mają doskonałe, więc oczekiwali tylko dokończenia obiecanej nagrody w kategorii „wielkiego bum”. 

     Królestwo Boże jest w kategorii relacji i z niej wypływają odpowiednie czyny. Dlatego Faryzeuszom powiedział Pan, że nie przyjdzie dla nich dostrzegalnie. Bo przyszedł, aby pokazać ludziom, jak widzi Bóg człowieka i do czego go woła. Trudno to było przyjąć elicie narodu, która miała kompletne przepisy i rytuały, i spełniała je w sposób wierny i z dużą stałością – jestem pewien, że przerastali mnie o lata świetlne, tak samo jak większość muzułmanów dzisiaj przerasta katolików gorliwością religijną – to dlaczego nie mieli racji? Jezusowi chodzi o coś innego niż przepisy i rytuały religijne? Patrzy w serce i szuka tam miłości do Boga i owocowania tego w  kierunku drugiego człowieka – jak można inaczej odpowiedzieć na miłość jak nie tym samym? 

    Natomiast co do gorliwości jasno powiedział, że nasza sprawiedliwość musi być większa od faryzeuszów i uczonych w piśmie – ani trochę nie czuję się komfortowo, pisząc o faryzeuszach. 

    Jest coś w nas ludziach, że jeśli stworzeni na obraz Boga „nie mamy” Go, to jest to cierpienie i niekomfortowo bardzo. Tak bardzo, że św. Augustyn powie „niespokojna jest dusza człowiecza, dopóki nie spocznie w Tobie”. To jest twórcze cierpienie i dobra tęsknota. Tak bardzo pragniemy zobaczyć chociaż jeden z dni Syna Człowieczego… Jezus tłumaczy, będziecie tęsknić, ale nawet jak bardzo będziecie pragnąć zobaczyć, to nie biegnijcie tu albo tam. Teraz jest czas Ducha Św., który mieszka w sercach ludzi jak w Świątyni. Syn poszedł do Ojca i już go nie zobaczymy do Dnia Pańskiego przyjścia. A tego zdarzenia nikt nie przeoczy, nie będzie trzeba biegać.

      Linia frontu teraz przebiega wewnątrz naszych serc i walka trwa o tę świątynię. Droga na skróty i tworzenie sobie boga na nasz obraz nic tu nie pomaga. Możemy uznać, że doskonale wszystko wiemy, przyjąć jakieś zwyczaje, przepisy, obrzędy. Da się to mierzyć i można zmierzyć swój postęp. Można nawet trafić do elity i już jest nam dobrze – czy naprawdę jest nam dobrze?

   Co należy zmienić? Jak odpowiedziała podobno Matka Teresa dziennikarzowi: ja siebie i pan siebie. I czy moje intencje są takie, że rodzą czyste czyny - takie, jak opisuje Pismo Święte, bo to jedyny sposób, aby potwierdzić zawartość serca. I nie musimy lekceważyć, albo zmieniać ani joty w przepisach i rytuałach naszego Kościoła (bo nie o nie chodzi), ale dostosować do ich świętości świętość naszego serca i świętym sercem je wypełniać każdego dnia. Królestwo Boże pośród was jest.

 

Przeczytaj inne komentarze Krzysztofa