Pascha otwiera nam niebo

Sobota, bł. Karoliny Kózkówny, dziewicy i męczennicy (18 listopada), rok I, Mdr 18,14-16;19,6-9

Gdy głęboka cisza ogarniała wszystko, a noc w swoim biegu dosięgała połowy, wszechmocne Twe słowo z nieba, z królewskiej stolicy, jak srogi wojownik runęło pośrodku zatraconej ziemi, jako miecz ostry niosąc Twój nieodwołalny rozkaz. I stanąwszy, napełniło wszystko śmiercią; nieba dotykało, a zstąpiło na ziemię. Całe stworzenie znów w swej naturze podlegało przekształceniu, powolne Twoim rozkazom, by dzieci Twe zachować bez szkody. Obłok ocieniający obóz i suchy ląd ujrzano, jak się wynurzał z wody poprzednio stojącej: droga bez przeszkód – Morze Czerwone i pole zielone – z burzliwej głębiny. Przeszli tędy wszyscy, których chroniła Twa ręka, ujrzawszy cuda godne podziwu. Byli jak konie na pastwisku i jak baranki brykali, wielbiąc Ciebie, Panie, który ich wybawiłeś.

 

Opis nocy paschalnej poraża dosłownością obrazu śmierci, która eksplodowała „pośrodku zatraconej ziemi”, ale równocześnie ujmuje wyrazistością troski i miłości, która wyraża się w rozkazie ocalenia dzieci Bożych. I od razu pojawia się oddech ulgi i na wielu twarzach również uśmiech, gdy autor natchniony kreśli sugestywny obraz cudów i dziękczynnego tańca po przejściu Morza Czerwonego.

Dlatego widzę w tym Słowie zaproszenie Boga, by przyjrzeć się z bliska mojej codziennej osobistej śmierci w postaci wyboru grzechu, zmarnowanych szans i zaprzepaszczonej łaski. Ale przede wszystkim dostrzec i ucieszyć się każdym rozgrzeszeniem, które pozwala uwierzyć Miłości i przyjąć Bożą nadzieję, że naprawdę i na pewno można ominąć śmierć – że pascha otwiera nam niebo. A wtedy widok rozbrykanych ze szczęścia baranków (choć mam nadzieję, że i barany się tam znajdą) rodzi w sercu niepowstrzymane i niekończące się wielbienie za życie, za wybawienie, za wszystko, co Boże…