Patent na wychowanie

Wychowanie to proces długi i żmudny, a jego efekty można rzetelnie ocenić tak naprawdę wtedy, kiedy dziecko opuszcza rodzinny dom i zaczyna żyć własnym życiem. Przyznaję, sama się łapię na tym, że bywa to także proces frustrujący, bo efekty swojej pracy chciałabym widzieć natychmiast. Ale w przypadku wychowania tak się po prostu nie da.

Lotem błyskawicy bardziej konserwatywna część moich facebookowych znajomych udostępnia ostatnio tekst młodej, anonimowej kobiety, który pierwotnie pojawił się na jednym z bardziej liberalnych portali. Jego autorka, kobieta niespełna trzydziestoletnia i bezdzietna, przytaczając dwie czy trzy historyjki z placu zabaw, wyciąga wniosek, że współczesne matki nie potrafią wychowywać swoich dzieci, robią to źle, a za ich nieudolność będziemy płacić my wszyscy, kiedy te wyrywające sobie łopatki czy obrzucające się dziś piaskiem w piaskownicy dzieci dorosną i dopiero nam pokażą, do czego prowadzą nowoczesne trendy w wychowaniu.

To prawda, nie jest łatwo dziś wychowywać dziecko. Na boku zostawiam kwestie finansowe, skupię się bardziej na tych merytorycznych. Nieograniczony dostęp do informacji powoduje, że lansowanych sposobów wychowywania dzieci jest co niemiara. W głowie się kręci od rozmaitych teorii. Można się w tym faktycznie pogubić, tym bardziej że jedni eksperci zaprzeczają innym, a każdy z tytułem profesorskim albo przynajmniej doktorskim. Kogo więc słuchać? Czy tego, który mówi o potrzebie nagród i kar? Czy tego, który przekonuje, że to zły patent na wychowanie? A może wychowywać dziecko w klimacie rodzicielstwa bliskości? Postawić na posłuszeństwo czy jednak na wolność? Pytań jest więcej niż odpowiedzi. Do tego mnóstwo ekspertek w internecie, które tylko czekają na to, by kogoś obśmiać czy wytknąć mu błędy. Bo przecież na wychowaniu każdy zna się najlepiej. Podobnie jak na zdrowiu. Na to wszystko jeszcze nakłada się niesamowita presja, z która muszą mierzyć się współczesne matki. Ciągle są krytykowane, wytykane palcami, obśmiewane, ciągle wszystko źle robią. A najciekawsze, że prym w tej krytyce wiodą inne matki.

O tym, czy dzisiejsze trendy wychowawcze się sprawdzą, dowiemy się za lat piętnaście czy dwadzieścia, kiedy dzisiejsze przedszkolaki ruszą w świat, założą własne rodziny i będą miały własne dzieci. Na razie trudno wyciągać jakiekolwiek wnioski. Oczywiście, pewne zachowania mogą nam się podobać, pewnych możemy nie akceptować, ale uogólnianie na podstawie dwóch czy trzech zaobserwowanych zdarzeń wcale nie jest dobre i niekoniecznie metodologicznie poprawne.

W tych wszystkich facebookowych komentarzach, które pojawiały się pod tak chętnie udostępnianym tekstem, wracał niczym bumerang jeden motyw. Kiedyś to się dzieci wychowywało, były one grzeczne, posłuszne i w ogóle było świetnie. Skoro tak, dlaczego tak wielu trzydziesto-, czterdziesto- czy nawet pięćdziesięciolatków dziś swoje dzieciństwo przepracowuje na terapiach? Dziś po latach wielu z nas widzi, że pewne rozwiązania czy lansowane ówcześnie mody wcale nie były dobre. Dziecko miało być grzeczne i posłuszne, tyle że często to posłuszeństwo egzekwowane było przemocą. Dostawaliśmy klapsy, byliśmy bici w szkole linijką lub skakanką. Tłumaczono nam, że to dla naszego dobra. Wątpliwe to dobro egzekwowane w taki sposób.

Trzydzieści, czterdzieści lat temu mało kto przejmował się emocjami dziecka, widać to doskonale choćby w relacjach dzieci skrzywdzonych. Te wykorzystywane seksualnie nic nie mówiły, bo wiedziały, że i tak nikt im nie uwierzy. Tak mocno miały w głowie zakodowane, że na dorosłych się nie skarży, nie donosi, że latami żyły ze swoją krzywdą. Dopiero od niedawna wiemy, jak to destrukcyjnie wpływało na ich życie. Dopiero teraz uczymy się, że potrzebna jest szybka relacja, że trzeba dziecku wierzyć, że ono ma głos, że jest ważne, że powinno zostać wysłuchane.

Nasi rodzice popełniali błędy wychowawcze, my je popełniamy i współczesne matki i ojcowie także będą je popełniać. Nic takiego jak idealny rodzic w przyrodzie nie istnieje. Każdy ma swoje wady i deficyty, ale przecież wszyscy, którym leży na sercu dobro dzieci, chcemy dobrze je wychować, dbać o nie, troszczyć się, wspierać i im towarzyszyć, by jak najlepiej przygotować je do dorosłego życia. Chcemy je wyposażyć w takie zasoby, by umiały sobie radzić w coraz bardziej skomplikowanym świecie. Świecie, za którym teorie pedagogiczne dziś już nie nadążają, bo tak szybko on się zmienia.