Piękne życie - dzień urodzin Ojca Dehona
Zobacz również artykuł ks. Michała Olszewskiego SCJ "Potężny przed Bogiem"
Są tacy, których zaprasza Bóg do wypełniania zadania w rodzinie, są tacy, których powołuje, by przeżyli swoje życie w samotności, służąc innym. Są też tacy, których Bóg zaprasza do wyjątkowej wspólnoty z Nim samym w życiu kapłańskim i zakonnym. Na tych trzech drogach Bóg jednych powołuje, by troszczyli się o ludzkie zdrowie, innych, by troszczyli się o ludzki umysł, a jeszcze innych, by dbali o ludzką duszę.
Słysząc słowo „powołanie”, najczęściej ludzie kojarzą to słowo z kapłanem czy siostrą zakonną, a potem dopiero myślą o lekarzach, nauczycielach czy politykach. Chociaż jest to pewne zubożenie, to jednak nasza intuicja, żeby powołanie kojarzyć z Bogiem jest poprawna i właściwa. Dawcą każdego powołania jest bowiem Bóg.
Dziś, przeżywając Dzień Urodzin Ojca Jana Leona Dehona, wpatrujemy się w jego życie i widzimy, że ten czas rozpięty pomiędzy 1843 a 1925 wypełniony był odkrywaniem i realizacją powołania kapłańskiego i zakonnego; założeniem nowego Zgromadzenia, którego celem było iść i dać światu poznać Prawdę i Miłość.
Dotknięcie Boga
Najpierw na drodze człowieka staje Bóg. Poprzez sakramenty i inne łaski otrzymywane w dzieciństwie i młodości przyciąga do Siebie, prowadzi przez życie i wychowuje. Bóg w całym swym majestacie i całej swej wielkości i świętości spotyka się z człowiekiem w całej jego prawdzie i małości. Czytając życiorys Ojca Dehona, możemy się dowiedzieć się o wielu przeżyciach religijnych, w czasie których doświadczał bliskości Boga. Często wspomina łaskę życia i dar Chrztu świętego w dniu 24 marca 1843 roku. Pierwszym takim świadomym i głębokim przeżyciem religijnym była pierwsza Komunia święta, 4 czerwca 1854 roku, a więc w wieku 11 lat. Oto jak wspomina to wydarzenie:
„Wiedziałem, że chodziło o wielką sprawę. Przygotowywałem się do tego i przeżyłem odczucie naprawdę wielkiej łaski. Ceremonie odnowienia przyrzeczeń chrztu i oddanie się Najświętszej Maryi Pannie, mam jeszcze żywo w pamięci. To ja recytowałem odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych. Przypominam sobie mały szczegół owego dnia. Poczciwy Doktor F., przyjaciel naszej rodziny był w domu na przyjęciu. Rozmawiano, że dobrze recytowałem. Dostrzegłem jego badawcze spojrzenie. Obawiał się, bym nie zaciemnił czystości tego tak pięknego dnia jakimś aktem miłości własnej. Odpowiedział więc, że powinienem był lepiej wysławiać się, że z trybuny on mnie nie słyszał. Ale ja tego dnia byłem ponad tę pokusę miłości własnej. Nie byłem uczulony na pochwały. Byłem pod bardzo mocnym wrażeniem łaski”.
Boża orientacja
Każde Boże powołanie ma swoją orientację, swoje ukierunkowanie. Drugim momentem w historii każdego powołania jest wybór i obdarowanie zadaniem do wypełnienia. Jest to często zadanie trudne, wymagające ofiary i wyrzeczenia. Tak jest w małżeństwie, samotności, kapłaństwie. Przykładów na to, że z powołaniem jest związane konkretne zadanie, można wiele znaleźć w historii Ojca Założyciela. Tak pisze on o początkach swojego powołania: „Pierwsze Boże wezwanie było niejasne. Od pierwszych rekolekcji (w szkole średniej w Hazebrouck) czasem myślałem o kapłaństwie. W czasie drugich (tych z 1856) podjąłem już decyzję. Umocniła się ona w wigilię Bożego Narodzenia w czasie jednego z moich najmocniejszych przeżyć. To, co jest zadziwiające, to fakt, że odtąd moja decyzja nie była nigdy poważnie zachwiana. Kryzys trzecich rekolekcji nic temu nie zaszkodził; pokusy, słabości mnie nie przerażały. To Nasz Pan, który dał mi tę siłę. Ona nie była wcale naturalną. Łaska działała tak mocno w mym sercu! Komunia święta i pobożne lektury wywierały na mnie tak mocne wrażenie. Tym, co mię pociągało ku powołaniu, to był równocześnie pociąg do zjednoczenia z Naszym Panem, gorliwość o zbawienie dusz i potrzeba obfitych łask do mego zbawienia. Od samego początku myślałem o oddaniu się bez zastrzeżeń. Chciałem być zakonnikiem lub misjonarzem. W chwilach mej wspaniałomyślności wzdychałem ku męczeństwu”.
Zaproszenie do Bożego domu
Bóg wzywa często na służbę bardzo trudną i wymagającą ofiary. Kolejnym momentem w powołaniu jest wezwanie do opuszczenia i porzucenia kogoś lub czegoś i wezwanie do zażyłego kontaktu z Panem Jezusem. Leon Dehon, idąc za głosem powołania, musiał opuścić własną rodzinę, przyjaciół i pojechać do Rzymu, aby tam studiować w seminarium. „Miałem przykre scysje z moimi rodzicami. Ojciec bardzo cierpiał z powodu mojej decyzji. Rozwiewały się wszystkie jego marzenia. Matka, na której pomoc liczyłem osobiście, niespodziewanie zupełnie mnie opuściła. Sama pobożna, pragnęła, abym i ja był pobożny, przerażało ją jednak kapłaństwo. Sądziła, że przestanę należeć do rodziny i że mnie utraci. Musiałem uczynić twardym serce, by oprzeć się wszelkim atakom, przez które musiałem przejść. Czasem byłem twardy dla moich rodziców. Było to jednak konieczne. Powiedziałem im, że jestem dorosły i chcę być wolnym. Wreszcie doszło do zgody. Pozwolili na mój wyjazd, lecz sceny z płaczem powtarzały się często”.
Dalej w jego wspomnieniach z pierwszych miesięcy w seminarium czytamy: „Jezus zawładnął szybko moim wnętrzem, by tam przeprowadzać swoje plany, które winny być rysem dominującym mojego życia, mimo tysięcznych błędów mojego życia; nabożeństwo do Jego Boskiego Serca, pokora, zgodność z Jego świętą wolą, zjednoczenie z Nim, życie miłości, takim winien być mój ideał życia na zawsze. Nasz Pan to mi ukazywał, przypominał mi to nieustannie, a w ten sposób przygotowywał mnie do zadania, jakie mi przeznaczał, do dzieła swojego Serca”.
Nieustanna Obecność
Niezwykle ważnym elementem w historii każdego powołania jest obecność i pomoc Boga. Bóg pomaga swoją łaską w realizacji powołania. Widoczne to jest w całym życiu o. Dehona. Przejmujące są słowa samego Dehona, kiedy Stolica Święta 3 grudnia 1883 roku rozwiązała zgromadzenie założone przez niego. W kilka dni później napisał: „Otrzymałem ten wyroku śmierci w piękne święto 8 grudnia. Zostałem powalony na ziemię i zdruzgotany. Jaką miałem przez sobą przyszłość? Pozostało mi Kolegium św. Jana (szkoła średnia), lecz nie tutaj były moje marzenia i moje powołanie. Nie mogłem utrzymać go bez Zgromadzenia zakonnego, ponieważ profesorzy kosztowaliby mnie zbyt drogo i bym ich nie znalazł. Stałbym się bankrutem. Byłem obarczony długami i bez środków. Jako zakonnik mogłem prosić o jałmużnę, jako dyrektor Kolegium nie. Bóg sam wie, ile wycierpiałem w tych dniach śmierci. Bez szczególnej łaski straciłbym rozum czy życie”. Po latach Ojciec Dehon ocenił, że i to doświadczenie, zniesienie przez władze kościelne założonego zgromadzenia było dla niego łaską. Mógł dzięki temu odbudować na nowo zgromadzenie.
Piękna nagroda
Wreszcie, każdego powołanego, który pozostał wierny łasce powołania, czeka nagroda życia wiecznego. Ojciec Dehon intuicyjnie to wyczuwał i dlatego bardzo często, a już coraz częściej w miarę jak czuł się bliski zamknięcia swojego ofiarowania na ziemi, zwracał się ku niebu. Lubił czcić świętych Najświętszego Serca, tych i te, obok Matki Bożej i świętego Jana, którzy własnym doświadczeniem nauczyli się wierzyć miłości. To była jego przyszła rodzina. Pisał: „Obcuję z całym tym światem we wszystkich moich modlitwach, rozmyślaniach, adoracjach. Łączę się codziennie ze świętymi Najświętszego Serca”. Z tymi patronami z góry, uczestniczy już w wielkiej Mszy wieczystej nieba, w celebrze miłości. Bo niebo jest miejscem i królestwem miłości oraz zapłatą za przeżyty dar miłości, jakim jest powołanie każdego człowieka.
Jakie życie?
Wymienione elementy występują w historii każdego powołania niezależnie od tego, czy będzie to powołanie do małżeństwa, samotności, czy wykonywania konkretnego zawodu, czy powołanie do służby Bogu w kapłaństwie, czy życiu zakonnym. Spoglądając na życie Ojca Dehona, warto się zapytać: czy we własnym życiu widzę obecność Boga i czy idę właściwą drogą? Jak realizuję konkretne zadania, które mi Bóg wyznaczył? Czy przeżywam kontakt z Panem Bogiem, który chce wspierać mnie swoją łaską? Czy trwam wiernie, czekając na nagrodę życia wiecznego?
Młode osoby, stojące przed decyzją wyboru, niech na modlitwie powierzają swoje życie Bogu, odkrywają swoje talenty, dary oraz niech się modlą o właściwy wybór drogi życiowej. Ważne jest także odpowiedzieć sobie na pytanie: dlaczego chcę to w życiu czynić, dlaczego wybieram tę, a nie inną drogę.
A jeśli ktoś słyszy głos wzywający go do wyłącznej służby Panu Jezusowi. to niech prosi o odwagę, by iść za głosem powołania po to, by samemu być szczęśliwym oraz by innym szczęście dać.
Przeczytaj o cudzie za wstawienniectwem o. Dehona!