Plany a rzeczywistość
Wiadomo, że pojawienie się dziecka w rodzinie zmienia perspektywę patrzenia na życie. Niejako wszystko zostaje podporządkowane małemu człowiekowi, co jest przecież czymś naturalnym, ponieważ nigdy później nie będzie od nas tak zależne. Niemniej próbujemy sobie przewartościować swoje oczekiwania, ale w taki sposób, by jednak zbytnio nasza rewolucja nie była totalna. Trochę z życia chcemy dla siebie uszczknąć, zostawić namiastkę swoich planów. Co do dzieci też snujemy plany. Wiadomo, nie zaplanujemy im życia, tego, kim będą, jacy będą. Często jest wręcz na odwrót. Jednak na pewne sprawy mamy wpływ i mieć powinniśmy jako rodzice. Ponadto zewsząd czujemy presję. Niby nie poddajemy się jej, a w ostatecznym rozrachunku stajemy się głównymi rozgrywającymi w tej dziwnej rywalizacji. No, bo jak możemy dawać sobie wejść na głowę, być ciągle szantażowani przez dzieci. Z drugiej strony słychać, że nie powinnyśmy rezygnować z siebie, swojej kariery, marzeń, z dziećmi można wszystko zrobić. A z trzeciej strony jest jeszcze krytyka, że czasem trzeba z czegoś umieć zrezygnować, chciało się mieć dzieci, to nie ma co marudzić. Można się w tym wszystkim pogubić i mocno zestresować. Każde podejście niesie ze sobą jakąś prawdę, ale życie najlepiej nam to wszystko zweryfikuje. Jak to zwykle bywa, plany i rzeczywistość nie zawsze się pokrywają. Ale czy muszą?
Przy pierwszym dziecku jesteśmy bardziej otwarci na różnorodne rozwiązania i trochę mimo wszystko próbujemy trzymać się naszego życia sprzed dzieci. Wiadomo, wszystko się zmienia, wszystko jest nowe, czasem nad tym nie panujemy, a czasami po prostu się poddajemy temu biegowi. Powoli zapominamy o tym, co było, bo tak jesteśmy zauroczeni naszą małą istotką, że życie bez niej wydawałoby się nam już mało warte, jakieś takie nudne i niemające sensu. Przy kolejnym dziecku czasami poddajemy się wygodzie, już sprawdzonym rozwiązaniom. Czasem znajdujemy takie rozwiązania, ludzi wokół siebie, że i my możemy trochę się odciążyć, znaleźć chwilę dla siebie i swoich tylko spraw. Niemniej nasze dzieci w pierwszych swoich latach życia potrzebują nas najbardziej, to teraz kształtuje się ich wrażliwość, poczucie bezpieczeństwa własnej wartości, umiejętność regulacji swoich emocji, szczególnie tych trudnych. I faktycznie czasem swoje oczekiwania warto schować między książki. Owszem, czasem czujemy zmęczenie, może niekiedy porażkę lub niezadowolenie. Skoro chcemy nauczyć nasze dzieci, by akceptowały swoje emocje i miały możliwość ich wyrażania, to może warto i swoje trudne emocje oswoić. Jako dorośli powinniśmy umieć sobie z nimi radzić i nie wyładowywać się na innych pod ich wpływem.
Zauważyłam, że kiedy odpuszczam, kiedy sama nie podwyższam na siłę sobie poprzeczki, to jestem bardziej spokojna, umiem zauważyć to, czego w nerwach zauważyć nie umiałam, czyli że jak dziecko się złości, to jest ku temu powód i zazwyczaj można temu jakoś zaradzić. A wiadomo, jak mama spokojna, to i dziecko spokojniejsze. Zawsze podkreślam to, że macierzyństwo daje naprawdę wiele nowych możliwości, odnajdujemy w sobie pokłady cierpliwości, nowe talenty, o których nie miałyśmy pojęcia. Wcale nie musimy z siebie rezygnować, tylko przyjąć to, co daje nowy dzień i przekuć to w coś nowego. Nie od razu Rzym wybudowano.
Z doświadczenia wiem, że najtrudniej jest w takich prozaicznych sytuacjach. Kiedy planujemy dzień po dniu, kiedy chcemy gdzieś wyjść, kiedy umówiliśmy się pierwszy raz od niepamiętnych czasów z koleżanką, kiedy idziemy do kosmetyczki, kiedy mają odwiedzić nas goście. Nagle nasze dziecko się rozchoruje, wstało lewą nogą, akurat wtedy chce być tylko z mamą. To wielka sztuka się nie zezłościć, nie wypowiedzieć paru słów za wiele, upokorzyć, skrytykować, wyładować swoje emocje, odsunąć dziecko na bok. Niestety i tak bywa. Żaden rodzic nie jest z tego dumny. Jednak wiem, że nie wolno zostawić dziecka po wszystkim tym, co opisałam, samego. Kiedy emocje opadną, dobrze jest powiedzieć dziecku przede wszystkim „przepraszam” i wytłumaczyć mu, co czuliśmy, co się stało, dlaczego tak, a nie inaczej zareagowaliśmy. Nie mówmy: „przepraszam, ale ty…”. Lepiej zawsze zacząć od stwierdzenia, że dzień był ciężki, że nie udało się to, co zaplanowaliśmy. Mówiąc o swoich emocjach, dobrze starać się unikać argumentów typu „ty”. To jest naprawdę wykonalne, potrzeba tylko trochę naszej dobrej woli.
Planując nasze rodzinne życie, trzeba zawsze zakładać różne warianty wydarzeń. Nie zawsze wszystko da się przewidzieć, byłoby za prosto. A już na pewno nie warto planować z większym wyprzedzeniem, czasami dobrze dać się ponieść temu, co przynoszą dni, zainteresowaniom swoich dzieci. Lepiej się mile zaskoczyć, niż znowu czuć porażkę, rozczarowanie. A już najlepiej starać się żyć życiem swoim, a nie innych.