Po niedzieli

Poniedziałek, XXVII Tydzień Zwykły, rok I, Łk 10,25-37

Oto powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Go na próbę, zapytał: Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Jezus mu odpowiedział: Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz? On rzekł:  Jezus nawiązując do tego, rzekł: Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął. Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał. Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców? On odpowiedział: Ten, który mu okazał miłosierdzie. Jezus mu rzekł: Idź, i ty czyń podobnie!


     Słyszałem ostatnio ciekawą refleksję, która jakoś tłumaczy dwie sceny ewangeliczne. Pierwsza z nich to scena, gdy Anioł Pana objawia się Zachariaszowi w świątyni i zwiastuje mu narodzenie syna Jana, zwanego później Chrzcicielem. Druga to właśnie dzisiejsze zwiastowanie Maryi.
    Często, gdy czytamy Pismo święte,  zdumiewa nas  swoista "niesprawiedliwość" Boga. Podobnie jest i w tym przypadku . Schemat objawienia się anioła Gabriela Zachariaszowi i Maryi jest bardzo podobny.  Ich reakcje - strach i pytanie zadawane aniołowi: "po czym to poznam", "jakże się to stanie" wydają się być identyczne.  A jednak konsekwencje zachowań naszych bohaterów są zupełnie różne. Zachariasz zostaje ukarany odebraniem mowy, a  Maryi jakby więcej wybaczono, nie ponosi żadnych konsekwencji swojego strachu i zadawanych pytań.  Czy to z powodu jej młodości, tego, że była kobietą, a może, że była prostą dziewczyną a nie kapłanem, który winien mieć "więcej" wiary i wiedzy? Możliwe. Ale chyba to, co najważniejsze rozegrało się na poziomie serca. Gdy Anioł wyjaśnia, jak dojdzie do poczęcia Syna, "bo dla Boga, nie ma nic niemożliwego", wtedy właśnie najpierw w sercu, a potem na ustach rozbrzmiewa głos Maryi: "Oto ja służebnica Pańska..." Zachariaszowi chyba brakło tej dobrej komunikacji między sercem a ustami, nie uwierzył w sercu, więc nie miał szans na odpowiedź ustami.
     Pilnujmy się, byśmy  jako kapłani (Ci, blisko Boga) jednak nie zaniemówili z wrażenia, gdy Bóg będzie nas wzywał do rzeczy niemożliwych. Pilnujmy się, aby nasza łączność między sercem a ustami była zawsze taka jak u Maryi. Nie musiała nawet wypowiadać swoich słów, to w sercu powiedziała najpierw "Oto ja służebnica Pańska" i słowa serca usłyszał Anioł.

Fot. sxc.hu