Po raz pierwszy i ostatni…
I tak od lat… Dla wielu te biblijne wersety są już niemal znane na pamięć. Może pojawić się przekonanie, że w tym wypadku św. Łukasz już niczym nie może zaskoczyć. A jednak – jak sama się przekonałam – Słowo Boże, nawet to „rozpracowane” (pozornie) na czynniki pierwsze, jest niezmiennie żywe i potrafi znienacka poruszyć serce do samej głębi; dotrzeć do człowieka ozute z powierzchowności w najodpowiedniejszym czasie jego życia…
Siedziałam na sofie, zszywając ze sobą dwie warstwy materiału (za chwilę zdradzę w jakim celu) i przysłuchiwałam się radiowej audycji. Kilku seniorów wspominało w niej o świętach ze swojego dzieciństwa. Któryś z rozmówców zacytował jedno zdanie z odczytywanego przed Wigilią fragmentu Pisma Świętego – Ewangelii św. Łukasza, rozdział 2, werset 7: „Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie”. To wystarczyło. Przerwałam szycie, bo trudno robić cokolwiek, kiedy Słowo Boże zrywa z siebie powierzchowność i zachwyca głębią, która – o dziwo – tak ściśle związana jest z ludzką rzeczywistością. Ale zanim to się stało nadeszła mnie myśl: Czy nie wystarczyłoby, aby było napisane: „Porodziła swego pierworodnego syna”, i tu postawić kropkę? Przecież ta informacja wystarczyłaby, aby spełnieniu Obietnicy stało się zadość; abyśmy mogli zasiąść do wigilijnej kolacji i świętować. Tymczasem Ewangelia mówi coś jeszcze: „Owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie”. No dobrze… Jeszcze wzmiankę o żłobie można sensownie wytłumaczyć – to niecodzienne, aby niemowlę kładziono do żłóbka i przez to warte odnotowania dla potomnych. Ale w tym zdaniu jest jeszcze o tym, że Maryja owinęła Jezusa w pieluszki! W zasadzie… dlaczego o tym mowa? Przecież to, co najważniejsze dla dzieła zbawienia już zapisano. Przecież to normalne, że niemowlę owija się w pieluszki – ot, rutynowy zabieg pielęgnacyjny. Czy trzeba było tę czynność matki względem swego nowo narodzonego dziecka zapisać w Piśmie Świętym? Może to zbędne słowa? Ale przecież w Ewangelii takich nie ma. Nie ma!
Wystarczyło spojrzenie na materiał, który trzymałam w dłoniach, wystarczyło pewne wspomnienie z własnego życia, abym uświadomiła sobie, jak ważne, bezcenne, unikatowe chwile uwiecznił św. Łukasz w tym krótkim zdaniu. W kilku słowach opisał przecież jedną z najbardziej intymnych chwil Ewangelii. Resztę pozostawił głębi naszej wyobraźni, medytacji nad Słowem Bożym. Była noc. Maryja dopiero co porodziła Bożego Syna. Po raz pierwszy bierze Go w ramiona, przytula do piersi; po raz pierwszy na Niego spogląda, zaspokajając tęsknotę i ciekawość. Przez łzy radości ogląda w blasku płomieni ognia i blasku spojrzenia Józefa Jego rączki, nóżki, paznokietki, twarzyczkę. Co rusz tuli do siebie, całuje, dziękując Bogu za ten Cud. Rozkłada pieluszki – to, co miała przy sobie najlepszego – i po raz pierwszy delikatnie Go nimi owija, dbając o każdy szczegół, rozprostowując każde załamanie materiału, aby nie gniotło delikatnego ciałka. Owija, układając wygodnie Jego rączki i nóżki; owija, aby podarować Nowonarodzonemu ciepło, bezpieczeństwo; aby okryć Jego nagość; owija starannie, aby wyglądał pięknie, godnie; aby wyrazić tym swą miłość do Niego; aby „wylać” z siebie te nagromadzone przez czas oczekiwania na Jego narodziny pokłady troski, czułości, zaspokojonej wreszcie tęsknoty za Jego bliskością. Myślę, że to namiastka tego, co mogło skrywać serce Maryi, kiedy owijała Go w pieluszki ponad dwa tysiące lat temu…
W dzisiejszych czasach, na oddziałach położniczych mama może być z dzieciątkiem od pierwszych chwil jego życia, może go do siebie tulić, tak jak czyniła to Maryja. Zazwyczaj jest czas i sposobność na pierwsze spojrzenie, na pierwsze wzruszenie, zachwyt, na pierwsze przewijanie. Każda mama, która przeżyła cudowne chwile pierwszego owinięcia w pieluszki, wie, jak bardzo są one intymne, ważne, bezcenne; jak głęboko zapadają w pamięć. Są jednak mamy, które owijają swe dzieciątko w pieluszki nie tylko po raz pierwszy… ale i po raz ostatni. Mamy, które utraciły swoje dziecko jeszcze przed ich narodzeniem. Czasami ich dzieci żyły w zaciszu ich łona zaledwie kilka tygodni, czasem kilkanaście, ale zawsze to wystarczająca ilość czasu, aby kochająca mama zdążyła nagromadzić w sercu całe pokłady troski, miłości, czułości, która pragnie się wylać, choćby na kilka chwil. Przez to, że ich dzieci narodziły się dla nieba – zamiast dla ich ramion – nie sprawia, że przestają być mamami. Nadal nimi są i takimi pozostaną, mają więc podobne potrzeby, co matki cieszące się nowym życiem. I chociaż każda mama po stracie pisze własny, najlepszy dla niej „scenariusz” przeżywania bolesnych chwil, to większość z nich ma pragnienie (a wszystkie prawo) do powitania swego dziecka i pożegnania go zarazem; do owinięcia go w pieluszki z całą paletą towarzyszących jej uczuć, tak jak robiła to Maryja. Ma prawo do owinięcia w nie byle jakie, ale w piękne pieluszki – aby ten pierwszy i ostatni raz z godnością dla niej i maleństwa móc się nim zachwycić. Ale czy na pewno to dobry pomysł? I w co owinąć, w co ubrać dzieciątko które czasem mierzy zaledwie kilka centymetrów?
Jest w Polsce pewna nieoficjalna grupa kobiet (całkiem spora grupa) zrzeszonych pod nazwą Tęczowy Kocyk – www.teczowykocyk.pl.tl. Są to kobiety w różnym wieku, doświadczone w szyciu i zupełne amatorki – które dziergają, czy też szyją malutkie rożki, kocyki, czapeczki, sukieneczki dla dziewczynek, szatki dla chłopców i zaopatrują w nie oddziały ginekologiczno-położnicze i hospicja perinatalne na terenie Polski, tak by każda mama mogła po raz pierwszy i ostatni z godnością dla siebie i swego dziecka owinąć je w pieluszki. Większość z tych kobiet same przeżyły stratę swego maleństwa, dlatego materiały, z których szyją; włóczki, z których dziergają są niezwykłe – nasączone trudnymi do opisania emocjami, łzami, bolesnymi wspomnieniami, ale też i nadzieją, miłością, modlitwą i pragnieniem niesienia pomocy rodzicom w bolesnych chwilach. Jak świadczą same mamy po stracie – kolorowy rożek, piękne ubranko, w które mogą ubrać swoje dzieciątko, dodaje do goryczy straty kroplę ukojenia; daje możliwość przelania nagromadzonych w czasie ciąży tkliwych uczuć na te chwile, kiedy po raz pierwszy i ostatni owijają swe dzieciątko w śliczne pieluszki.
Ja też szyję i dziergam dla Tęczowego Kocyka. Właśnie taki rożek szyłam, kiedy „olśniło” mnie zdanie z wigilijnej Ewangelii św. Łukasza. Czasem przychodzą chwile słabości, kiedy człowiek pyta się samego siebie: Czy to ma sens?
Maryja owinęła Go w pieluszki… Za sprawą tych słów nie mam już żadnych wątpliwości, że godne owinięcie w pieluszki jest na wagę słów zapisanych w Ewangelii, nawet wtedy… a raczej szczególnie wtedy, kiedy dokonuje się po raz pierwszy i ostatni.