Po sześciu dniach

Czwartek, Święto Przemienienia Pańskiego (6 sierpnia), rok I, Mk 9,2-10

 Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni. I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie. I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy powstać z martwych.




     Ciekawe - dwa razy Bóg mówi do ludzi "Oto Syn mój umiłowany".
    Na początku działalności publicznej po chrzcie w Jordanie powiedział to jakby do wszystkich Żydów. Teraz mówi  do trzech zaufanych uczniów i to jeszcze ma być zachowane w tajemnicy do momentu zmartwychwstania - to jest powiedziane do Kościoła, do "swoich". To objawienie do swoich zaufanych różni się od tego dla wszystkich - dodane są słowa "Jego słuchajcie".
     Niby nie ma problemu, ale jak tak sobie z tą refleksją chodzę, to wydaje mi się, że jest problem. Patrzę z punktu widzenia mojego mózgu i dzisiejszej kultury, w której jestem zanurzony. Otóż nie mamy problemu z uznaniem pierwszej części tego objawienia, ale ten drugi element.... ujmę to, o co mi chodzi tak: "Jezus nie jest dżinem".
   Dzisiaj człowiek chodzi po świecie z własnymi planami i pragnieniami.  Nie jest wszechmocny i dobrze mu robi świadomość, że gdzieś tam jest dobry niewidzialny Bóg o wszechmocnej sile. Dobre jest też i to, że według niektórych da się spełnić warunki, żeby był po naszej stronie (spowiedź i dobre uczynki, to pobłogosławi...) Jak już nie dajemy sobie rady, to Go wzywamy, żeby nam pomógł w naszych planach, podtrzymał to, co się wysypało, a potem ... Niech zniknie w swoim złoconym Tabernakulum jak dżin w butelce i czeka na kolejne wezwanie. Dlatego tak popularne są tomy powieści Harry Potter. Wolimy magię od relacji z Bogiem Żywym. Dlaczego w naszej kulturze magia jest dobra, a żywe chrześcijaństwo jest ciemnogrodem? Bo magia to "wszechmoc na zawołanie" przy spełnieniu pewnych warunków - czyli każda religia świata pogan.
     Jezus to Pasterz, który "zwołuje do siebie" owce i prowadzi tam, gdzie chce - nie tam, gdzie one chcą. Tam na początku tego fragmentu jest "po sześciu dniach". Zaciekawiło mnie to i popatrzyłem na rozdział 8 Ewangelii Marka. Co tam mamy? Pełnię nauczania tłumów i pierwszą zapowiedź męki. Tuż przed omawianym Przemienieniem są warunki naśladowania Jezusa: kto chce pójść za mną.... A za chwilę będzie druga zapowiedź męki w tym 9 rozdziale. Jezus próbuje wyrwać nas ze świata magii i dżinów i zaprosić do swojego stada.
    Oto Syn - Jego słuchajcie... i idźcie za nim tam, gdzie was poprowadzi mówi Ojciec. Na Jego warunkach i w Jego miejscach i czasach... Tak naprawdę jesteśmy jak owce bez pasterza i opowiadamy sobie baśnie o zakopanych butelkach z wszechmocnymi dżinami na nasze zawołanie. A tymczasem Pasterz woła swoje owce i szuka zabłąkanych.