Pomiędzy wiarą a rozumem

Środa, XV Tydzień Zwykły, rok I, Mt 11,25-27

W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: «Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić».

 

Gdy Jezus pojawił się na świecie, został odrzucony przez ówczesną elitę intelektualną i przywódczą, czyli uczonych w Piśmie i faryzeuszów. Ich sposób myślenia oraz wyobrażenie tego, jak ma wyglądać oczekiwany Mesjasz, zupełnie nie pasowały do osoby Jezusa z Nazaretu. Nieważne były cuda, które Syn Boży zdziałał na oczach wielu. Dla nich ważniejsza była koncepcja, jaką sobie wymyślili, i uporczywie się jej trzymali.

Ale czy my jesteśmy dużo lepsi od faryzeuszów i uczonych w Piśmie? Czy nie bywa tak w naszym życiu, że trzymamy się uporczywie naszego prywatnego schematu wiary i naszej koncepcji życia? Nawet jeśli są one błędne i nie zawsze w pełni zgodne z duchem Ewangelii, to nie mamy zamiaru z nich rezygnować. W dzisiejszym świecie jest tak wiele ideologii, które pozornie dobre, dalekie są od nauczania Jezusa. Niestety sympatyzowanie z nimi jest dla wielu z nas wygodniejsze i bardziej konformistyczne. 

Wiara wymaga od nas serca i umysłu prostego. Zdolności przyjęcia tego, czego pragnie Bóg, a nie tylko tego, do czego prowadzi mnie mój rozum i moje ciało. Nie chodzi tutaj także o odrzucenie wiary opartej na zadumie i refleksji. Wręcz przeciwnie! Potrzebujemy pogłębienia tego, w co wierzymy. Chodzi przede wszystkim o to, abyśmy nie stawiali rozumu wyżej od tego, co daje nam Bóg.