Pomnażać, póki mamy czas…

Słucham Słowa, jakie Kościół proponuje nam na tę zimną końcówkę listopada. Gdy zdzierany kalendarz ścienny robi się coraz to cieńszy i cieńszy. Zawierając w sobie już tylko trzydzieści kilka kartek. Wszystko to dzieje się w czasie, gdy powoli przychodzi pora na nieuchronne podsumowania roku. Gdy przedsiębiorcy liczą zyski i straty. Szacując z coraz większym prawdopodobieństwem, jaki to próg podatkowy przyjdzie im przekroczyć za miniony rok. Gdy gospodynie wyjmują ze spiżarni ostatnie już słoiki tegorocznych kiszonek. Gdy zbliża się koniec.

I w takich właśnie ramach czasowych Kościół podaje podpowiedź. Na co zwrócić uwagę, gdy głowa zajmuje się sprawami rozliczeń. Gdy wszystko wokół wskazuje, że oto zbliża się końcówka. Że kolejny rok już prawie za nami. Gdy z rozmyślań całorocznych rozliczeń i podsumowań coraz częściej potrafi nas wybudzić jedynie bardzo mocna kawa. Kościół w swojej mądrości mówi o… Właśnie o rozliczeniach. Tak, tak…

Zarówno w niedzielnej Ewangelii – kiedy to słyszeliśmy przypowieść o denarach – jak i w środowej – gdy to św. Łukasz podniósł ten sam temat, posługując się nie tyle denarami, co minami – słychać o rozliczaniu się pana ze sługami. Znów więc temat podsumowań, finalnych rozrachunków, ostatecznego sprawdzania.

To prawda, mogą te przypowieści budzić pewien niepokój. To jasne. W sercu ma prawo pojawić się lęk, czy aby na pewno zdążyłem pomnożyć otrzymany dar. I obawa, czasem otrzeźwienie, czy jeśli nie zdążyłem, to czy mam jeszcze czas. I ile tego czasu mi zostało.

Coraz częściej przekonuję się, jak piękne i przemyślane jest w Kościele to, gdy Ewangelia dopełnia się przez pierwsze czytanie. Gdy oba idą w tym samym kierunku. Nierozłącznie. I tak też jest w tym wypadku.

Co bowiem podpowiada nam Kościół na nasz lęk związany z niepewnością tego, czy aby na pewno mamy czym pochwalić się przed naszym Dobrodziejem, który powierzył nam swój majątek? Ano historie dawnych męczenników. Czytamy bowiem choćby historię siedmiu braci, których bezlitosny Antioch usiłuje zmusić do wyrzeczenia się wiary w jedynego i prawdziwego Boga. Którzy męsko, wspierani przez równie bohaterską matkę, oddają życie za wyznawane wartości. Jest historia uczonego w Piśmie Eleazara, który nie zgadza się na „kombinowanie”. Nie chce u schyłku życia zmarnować tego, czemu był wierny przez cały czas jego trwania. Nie przystaje na propozycję litościwych przyjaciół, aby przynajmniej udawał, że je mięso z ofiary pogańskiej. Nie chce dać antyświadectwa obserwującym go młodym. Nie chce obrazić samego Boga. Oddaje życie.

Nie wiem, czy czytając te historie, macie podobnie. Że w Waszych głowach to Słowo, które w tych ostatnich dniach jesieni działa niezwykle żywo i namacalnie, powoduje podobne emocje. Pokazując postawę ludzi prawdziwej wiary. Ludzi odważnych. I brzydzących się grzechem. Można odnieść wrażenie, że ich decyzja w okamgnieniu przysporzyła pomnożenie majątku, jaki został im powierzony. Nadzieja zatem winna być w nas ciągle. Bo czas jeszcze mamy. Choćby dziś.