Porzuć swój płaszcz

Niedziela, XXX Tydzień Zwykły, rok B, Mk 10,46b-52

Gdy Jezus wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. A słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: «Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Jezus przystanął i rzekł: «Zawołajcie go». I przywołali niewidomego, mówiąc mu: «Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię». On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się na nogi i przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: «Co chcesz, abym ci uczynił?» Powiedział Mu niewidomy: «Rabbuni, żebym przejrzał». Jezus mu rzekł: «Idź, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą.

 

W dzisiejszym fragmencie Ewangelii czytamy, jak niewidomy Bartymeusz zrzuca swój płaszcz i biegnie na spotkanie z Jezusem. Owo zrzucenie z siebie płaszcza w pierwszej chwili nie wydaje się czymś szczególnym i wartym uwagi, ale to w gruncie rzeczy bardzo istotny moment.

W starożytności płaszcz był czymś, co nosiło się w ciągu dnia w celu ochrony przed warunkami atmosferycznymi, a w nocy spało. O tym, jak ważny był to przedmiot, świadczą słowa z Księgi Wyjścia (Wj, 22, 25-26): "jeśli weźmiesz w zastaw płaszcz twego bliźniego, winieneś mu go oddać przed zachodem słońca, bo jest to jedyna jego szata i jedyne okrycie jego ciała podczas snu". Dla Bartymeusza płaszcz był najprawdopodobniej najcenniejszą rzecz, jaką miał, zapewniał mu jako takie poczucie bezpieczeństwa, ochronę przed deszczem i zimnem. A on w jednej chwili się go pozbywa…

Co dzisiaj jest dla mnie takim płaszczem, w którym upatruję swego zabezpieczenia i ochrony? Czy porzucę go, żeby pójść za Jezusem?