Poskrom sam siebie!

Już niedługo nasze młodsze dziecię skończy dwa lata. Przez te dwa lata doświadczyłam więcej niż kiedykolwiek. I trochę z nostalgią wspominam, jak to jest być mamą jedynaka. W ogóle z początku wydawało mi się, że z drugim już pójdzie gładko. Już kiedyś pisałam o tym, że dziecko dziecku nierówne. Niby już wiemy co i gdzie, jednak kolejne dziecko wymaga tyle samo uwagi co pierwsze. Niby szybciej wszystkiego się uczy, bo już ma przetarte ścieżki przez starsze dziecko, jednak zawsze trzeba pamiętać, że to odrębny człowiek. Bycie mamą jedynaka to nie to samo, co bycie mamą dwójki. A mama dwójki to zapewne inna bajka niż mama trójki. I tak dalej. Teraz kiedy patrzę na siebie jako mamę jedynaka, sama się dziwię, ile mi zajęło dojście do wielu rzeczy. Ile się musiałam natrudzić, przepłakać, doświadczyć na własnej skórze, jak bardzo się nieraz bałam.

Uwielbiam obserwować własne dzieci. Wciąż nie mogę nadziwić się, że pomimo fizycznych podobieństw, to charakterem i temperamentem w dużej mierze się od nas różnią. Tak jak charakter można w pewien sposób ukształtować poprzez wychowanie, wyznawane wartości, tak temperament to już czysto biologiczne uwarunkowanie, na które nie mamy wpływu. To, co chyba powinno przyświecać każdemu rodzicowi, to akceptowanie własnego dziecka takim, jakim ono jest. Bardzo lubię to określenie, że wychowywać to towarzyszyć dziecku w jego rozwoju i pomóc mu zaakceptować siebie. To nic, że się różni od innych. Dzięki temu każdy z nas jest wyjątkowy. Nie mamy wpływu na to, że jedno dziecko jest zdystansowane, nieśmiałe, a drugie to żywe sreberko. Też nie wydaje mi się, że musimy się z tego tłumaczyć czy czuć się niekomfortowo, kiedy nasze dziecko zachowuje się nie tak, jak przystało w danej chwili.

Jedno czy drugie dziecko potrafi rodziców pozbawić złudzeń, że mamy czasem na coś wpływ w stu procentach. Pomimo tego, że daję sobie dużo wyrozumiałości w chwilach najtrudniejszych; pomimo tego, że chcę akceptować to, że różnią się ode mnie, od siebie nawzajem czy otoczenia, to bezradność, która czasem daje o sobie znać, jest silniejsza. Przede wszystkim dlatego, że nasze dzieci mają zupełnie odmienne temperamenty i ku naszemu zaskoczeniu, bardzo dobrze się dogadują, uzupełniają. A my z nimi czasem nie. Córka nieco otworzyła syna, a syn potrafi lepiej od nas poskromić naszego kręciołka. Po lekturze fachowych artykułów doszłam do wniosku, że to my, rodzice, jesteśmy niedopasowani do swoich dzieci albo – co gorsza – jesteśmy za starzy na nie. Trochę pół żartem, trochę pół serio – ich komitywa przeciwko nam, rodzicom, nieco nas rozczula, a czasem ogromnie przytłacza albo doprowadza do białej gorączki.

Z wiadomych względów zawsze to lepiej, że się dogadują, niż mieliby się tłuc, wykłócać o wszystko. Jednak poskromienie dwóch odmiennych temperamentów naraz to nie lada wyzwanie.

Nieraz od razu widać po dziecku, czy jest raczej temperamentne, czy posiada spokojne usposobienie. Zanim zaczniemy dziecko zachęcać do wszystkiego bądź poskramiać jego wrodzony zapał i niepokorną duszę, dobrze jest przyjrzeć się jego temperamentowi z bliska. Tylko tak dowiemy się, jakie jest nasze dziecko. Pewnie specjalista szybciej by do tego doszedł, ale rodzice mają naturalną intuicję wobec swoich dzieci. Po pierwsze zwróćmy uwagę, czy dziecko jest aktywne, nadaktywne, czy może umiarkowanie aktywne. Jedne są stale głośne, zarówno, gdy są radosne, szczęśliwe, jak i w momentach smutku. Inne dzieci albo są ciche, albo wcale nie można ocenić ich reakcji. Po drugie, czy mają swój rytm dnia. U nas z synkiem długo dochodziliśmy do pewnej regularności, z córką było znacznie łatwiej, pomimo że jest bardziej żywym dzieckiem, chodzącym trochę swoimi drogami. Nastrój to kolejny wyznacznik temperamentu. Widać to najlepiej po tym, z jakim humorem się budzą. Raz są bardziej drażliwe po drzemce, raz wstają radosne, jak nowo narodzone. Inną cechą wartą zauważenia jest nastawienie dziecka do otoczenia. W naszym przypadku jest to bardzo wyraźny znak. Syn podchodzi do wszystkich z pewnym dystansem, córka raczej nie ma oporów, by z kimś się przywitać. Podobnie ma się rzecz, jeśli chodzi o adaptację do nowych sytuacji. Jedne dzieci są bardziej elastyczne w tym temacie, inne borykają się z trudnościami. Dla mnie ważną cechą temperamentu jest wrażliwość, nie tylko rozumiana jako odporność emocjonalna, ale również jako pewna czułość fizyczna na dźwięki, światło itp. Ponadto na temperament składają się również cechy związane z roztargnieniem czy wręcz wytrwałością i zaangażowaniem (na podstawie: https://mamologia.pl/dziecko-nie-rodzi-sie-jako-pusta-kartka-temperament-dziecka).

Pewnie cechy wymienione wyżej nie występują od razu jedna po drugiej. Są one raczej związane z etapem rozwoju dziecka. Nasza w tym rola, by umieć sobie z nimi poradzić, przyjąć i pomóc dziecku przez te etapy przejść w miarę spokojnie.

Nieraz słyszę opinie, że dziecko łagodne, spokojne jest lepsze do ułożenia. Szybciej się posłucha, nie będzie sprawiało kłopotów, jest ostrożne, może łatwiej się będzie adaptować do nowych sytuacji. A z drugiej strony, że dziecko żywe, odważne, otwarcie pokazujące, czego chce, to takie, które w życiu sobie poradzi. Gdzieś pomiędzy są zapewne temperamenty będące mieszanką dwóch poprzednich. Jednak nic bardziej mylnego nie istnieje od formułowania opinii o kimś na podstawie jego temperamentu. Każda z tych opinii moim zdaniem jest niesprawiedliwa i krzywdząca. Także dziecko łagodne, grzeczne może sprawiać problemy, mieć zaniżoną samoocenę, a na przykład zmuszane do pewnych działań – wykonywać polecenia bez żadnej refleksji. Jego bunt może okazać się silniejszy niż właśnie dziecka żywego. To ostatnie z kolei wymaga od rodziców więcej uwagi, oczu dookoła głowy, zapewnia huśtawkę nastrojów. I w jednym, i w drugim czy jeszcze następnym przypadku zrozumienie dziecka, bycie przy nim jest ważniejsze. Czasem nieproporcjonalnie do czasu i wysiłków, które musimy włożyć w opiekę nad dzieckiem.