Prawdziwa Ewangelia na czadyjskim piasku

Czad. Środkowoafrykańskie państwo. 17 milionów ludzi mieszkających na powierzchni 1,3 miliona kilometrów kwadratowych. To terytorium przewyższające każde europejskie państwo. Zarazem Czad to afrykańskie państwo, które nie pojawia się nazbyt często w katolickich depeszach informacyjnych. Wiemy o jego istnieniu, pewnie większość z nas jako tako będzie umiała wskazać je na mapie. Ale o sytuacji tamtejszych wiernych wiemy zwykle bardzo mało. Bardzo często nie wiemy wręcz nic. Jednakowoż wydarzenia, których świadkiem jest w tym roku Czad, sprawiają, że sytuacja w naszej świadomości powinna się bardzo szybko zmienić. W Czadzie bowiem – pomimo ludzkiej biedy, nędzy i rozpaczy – dzieje się prawdziwa Ewangelia.

Ten rok nie jest na pewno dla Czadu rokiem łatwym. Rosnące poczucie zagrożenia wśród ludzi, brak podstawowych produktów na sklepowych półkach. Coraz głośniejsze przypadki tortur, morderstw, porwań… Niszczenia mienia i akty wandalizmu. To nie są już „odosobnione incydenty”, jak czytamy w depeszy Katolickiej Agencji Informacyjnej, ale rzeczywiste i namacalne „symptomy głębokiego kryzysu”, jaki dławi to środkowoafrykańskie państwo.

Sytuacja jest tym bardziej znamienna, gdy przyjmiemy poprawkę na fakt, iż Czad z racji na swoje położenie i podłoże jest jednym z głównych producentów ropy naftowej w regionie. Zupełnie nie tak dawno, bo w czerwcu tego roku hierarchowie tutejszego episkopatu zaapelowali w otwartym liście do władz państwowych o podjęcie konkretnych działań dla dobra swoich obywateli. Napisali m.in.: „Zbyt dużo było krwi i łez Czadyjczyków. Trzeba położyć temu kres. Rząd musi działać bezstronnie i w imię prawa, jeśli nie chce zostać oskarżony o bycie sprawcą i stosowanie terroru jako sposobu sprawowania władzy”.

W całym tym dramacie i kryzysie, jaki dławi tutejszą społeczność, przychodzi do nas jednak także inna informacja. Dziejąca się zupełnie równolegle do opisanych wyżej dramatów społecznych. Odbywająca się po cichu i bez światła kamer. Jakby w zaciszu chrześcijańskich serc. Aby lewa ręka nie wiedziała, co czyni prawa. Oto żyjąca we wschodniej części kraju katolicka mniejszość przyjmuje właśnie 100 tysięcy uchodźców z sąsiedniego Sudanu. Nie byłoby w tym może nic zdumiewającego, gdybyśmy nie uświadomili sobie, że liczba ta jest wielokrotnie większa od liczby samej katolickiej społeczności gospodarzy.

Jak podają lokalni misjonarze, od wiosny tego roku do dziś tutejszy Kościół katolicki udzielił pomocy ponad 100 tysiącom osób, które uciekły przed walkami w wyniku konfliktu między Sudanem a Południowym Sudanem.

O gigantyzmie ofiary tutejszych katolików niech świadczy jeszcze jedna statystyka. Obszar, o którym tutaj mówimy, to obszar porównywalny terytorialnie do Francji. Tę część Czadu zamieszkuje obecnie 1,7 miliona ludzi. Wśród nich za chrześcijan podaje się jedynie 15 tysięcy. Można więc podsumować, że mniej niż jeden procent lokalnej społeczności decyduje się dziś na gest, który po ludzku może wydawać się nie do zrozumienia. Biblijne słowa o soli, którą to mają dla świata być ludzie wierzący w Boga, a która to sól jest temu światu tak bardzo dziś potrzebna, są w tym przypadku aż nadto wymowne.

Sytuację katolików w Czadzie komplikuje dodatkowo wpływ przeważających w tym kraju muzułmanów. Wspominał o tym w swoich wystąpieniach lokalny biskup Philippe Abbo Chen. Zauważył on napływ w ostatnim czasie do Czadu młodych imamów wyszkolonych w Sudanie. Według hierarchy prezentują oni bardziej radykalne podejście i odrzucają współpracę z innymi religiami. „W dłuższej perspektywie może się to stać problemem” – zwrócił uwagę biskup.

Z drugiej strony należy zwrócić uwagę, że miłosierna i godna naśladowania postawa czadyjskiej mniejszości katolików sprawiła, że tutejsi duchowni chrześcijańscy są w kraju raczej szanowani. Wspomniany wyżej biskup Philippe był już wielokrotnie zapraszany przez muzułmanów do mediacji w brutalnych konfliktach rozdzierających czadyjskie społeczeństwo.

Kościół, który wierzy. I który działa. Pomimo przewagi niesprzyjających sił. Pomimo ludzkiej bezradności. A wszystko to w arcytrudnych warunkach. Taki jest dzisiaj obraz Kościoła w Czadzie. Posługującego po cichu, bez splendorów i poklasku.