Prawdziwe piękno

„Cóż wiesz o pięknie, kształtem jest Miłości” – pisał Cyprian Kamil Norwid. Gdybym wśród Czytelników portalu profeto.pl przeprowadziła szybką sondę, dostałabym zapewne wiele odpowiedzi i definicji. Dla jednych – tak jak dla tego romantycznego wieszcza – piękno byłoby tożsame z miłością, dla innych – tak jak dla starożytnych filozofów – byłoby ono synonimem prawdy i dobra, dla jeszcze innych piękno oznaczałoby Boga, rzeczywistość tak piękną, której skażonym grzechem pierworodnym umysłem nie jesteśmy w stanie pojąć. Ktoś jako ideał piękna wskazałby piękną kobietę, a ktoś inny zapierający dechy w piersiach widok. I to wszystko byłoby piękno, bo ono przecież przejawia się w rozmaity sposób. 
    
Współczesna kultura czy media także kreują swój ideał piękna, w dużej mierze niemożliwy do zrealizowana, chyba że przez sztab chirurgów plastycznych i specjalistów medycyny estetycznej. Świat uczy nas bowiem, że piękno to młodość, nieskazitelna cera, idealna figura, perfekcyjnie ułożona fryzura i śnieżnobiały hollywoodzki uśmiech. Tyle że to pułapka, bo mało kto jest w stanie sprostać tym wyśrubowanym standardom. Pytanie, czy warto tracić czas i pieniądze, by dążyć do tych ideałów? Bynajmniej nie zachęcam do tego, by o siebie nie dbać, tylko o to, by obsesyjnie nie przejmować się swoim wyglądem, kolejną zmarszczką czy cellulitem, z którym spora grupa kobiet się zmaga. Zamiast więc skupiać się na własnych mankamentach urody, warto tego piękna szukać gdzie indziej. Ostatnio, przygotowując się do pewnej rozmowy, trafiłam na zdanie, które dla mnie było odkryciem. Niby oczywiste, ale w pogoni za ideałem piękna łatwo można je zgubić. Kardynał Ratzinger w odpowiedzi na pytanie o to, czym jest piękno, pisał, że piękno posiada twarze konkretnych osób. „Jeśli chcemy, aby nasza wiara wzrastała, musimy spotykać się ze świętymi” – dodawał były prefekt Kongregacji Nauki Wiary. I wyjaśniał, że przez świętych rozumie on ludzi pięknych, którzy mieli piękne życie. Dopiero wtedy, kiedy nakarmimy się i nasycimy ich pięknem, możemy spotykać się z innymi, tak aby ich przekonywać, że wiara jest piękną rzeczywistością. To była dla mnie bardzo odkrywcza myśl. Bo nawet w twarzy zmęczonej, pooranej możemy dostrzec piękno człowieka. Czasem ktoś, kto wydaje nam się fizycznie brzydki, jest piękny wewnętrznie, ma piękną duszę, i to nas w tym człowieku urzeka. Nawet w twarzy pooranej bruzdami i zmarszczkami, zmęczonej można dostrzec piękno. Czyż nie widzieliśmy go w twarzach naszych dziadków czy rodziców, kiedy nagle łagodne spojrzenie czy delikatny uśmiech rozświetlał te twarze? Czyż w końcu nie dostrzegamy go w poobijanej i sponiewieranej twarzy ukrzyżowanego Jezusa, który nie bez powodu nazywany był „najpiękniejszym synem ludzkim”? 
    
Mówiąc czy myśląc o pięknie, musimy pamiętać o jeszcze jednej ważnej kwestii, na którą wskazywał G.K. Chesterton. Był on przekonany, że jeśli kiedykolwiek świat ulegnie zagładzie, to nie z braku rzeczy cudownych, ale właśnie z braku zachwytu nad nimi. Dlatego tak istotny jest zachwyt. Nie tylko nad tym, co mieści się w kanonach piękna, ale przede wszystkim nad pięknem codzienności i relacji. Nad tym, że ktoś podał nam kawę, że się do nas uśmiechnął, że powiedział dobre słowo, że miał dla nas czas. Ostatecznie jednak – i to jest bardzo istotne – piękno jest tajemnicą. Tajemnicą, która wciąż zachwyca…