Przecież my wiemy…

Piątek, IV Tydzień Wielkiego Postu, rok I, J 7,1-2.10.25-30

A oto jawnie przemawia i nic Mu nie mówią. Czyżby zwierzchnicy naprawdę się przekonali, że On jest Mesjaszem?, skąd On pochodzi, natomiast gdy Mesjasz przyjdzie, nikt nie będzie wiedział, skąd jest. A Jezus, ucząc w świątyni, zawołał tymi słowami: I Mnie znacie, i wiecie, skąd jestem. Ja jednak nie przyszedłem sam od siebie; lecz prawdziwy jest Ten, który Mnie posłał, którego wy nie znacie. Ja Go znam, bo od Niego jestem i On Mnie posłał. Zamierzali więc Go pojmać, jednakże nikt nie podniósł na Niego ręki, ponieważ godzina Jego jeszcze nie nadeszła.

 

 

       Postawa określana stwierdzeniem: przecież my wiemy, jakże jest złudna i myląca. Już w raju szatan próbował przekonać człowieka do większego zaufania wobec swojej osobistej wiedzy. Jak się skończyła ta rajska pogawędka, my też wiemy. Myślenie osób, pośród których mieszkał Jezus, było kształtowane poprzez wiele pokoleń. Mocne zaufanie wobec głoszonego słowa, jak i osób, mających za zadanie kształtowanie świadomości społecznej, sprawiło zmniejszenie czujności duchowej. Po prostu Bóg ich zaskoczył!

      Może zabrakło pokory i głębszego przestudiowania ksiąg biblijnych? Bywają te dwie prawdy: Boża prawda i moja prawda. Sztuką staje się spotkanie i wzajemne przenikania owych prawd. Jezus bardzo szczerze do nich mówił, a jednak może brak pokory sprawił, że w sercach tak wielu zrodziło się przekonanie: tego Nauczyciela należy zabić. Jednakże historia tamtych wydarzeń jest kontynuowana. Łatwo można popaść w postawę negującą nauczanie i obecność Jezusa pośród nas.

      Zawsze odczuwam wewnętrzny ból, gdy rozdzielam ciało Chrystusa podczas Mszy świętej i dostrzegam tak wielu, którzy nie podchodzą. Jaka prawda ogarnia ich serce? Grzech staje się wyrokiem na żywą obecność Jezusa w człowieku. Na doświadczanie Jego bliskości. I choć nie brakuje konfesjonałów w naszych świątyniach, to jakże często brakuje tej postawy pragnienia przechodzenia od śmierci w stronę życia z Jezusem. Przez te trzynaście lat kapłaństwa brałem udział w wielu parafialnych rekolekcjach. Jak i sam głosząc, obserwowałem reakcje i odbiór uczestników. Kiedy można moim zdaniem powiedzieć o udanych rekolekcjach? Gdy są kolejki do konfesjonałów już w trakcie, jak i przemiana serca po ich zakończeniu. I mocno w ostatnich latach przekonuję się do rekolekcji kerygmatycznych. Zaskoczenie kapłanów, spoglądających wtenczas na konfesjonały, jak i przeżywających swoje spotkanie z Jezusem parafian, bywa czasami wielkie. Jednak i dziś spotkać można kogoś, kto powie: trzymajmy się tego, co było od zawsze na rekolekcjach. Wiedza, płynąca z doświadczenia bliskości z Jezusem, często zmienia nasze postrzegania nawet zastałej rzeczywistości.

 

Inne komentarze ks. Piotra