Radość
Niedziela, XIV Tydzień Zwykły, rok A, Mt 11,25-30
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: «Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić. Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem słodkie jest moje jarzmo, a moje brzemię lekkie».
Po raz kolejny Jezus, gromadząc nas na Eucharystii, chce umocnić i napełnić duchową radością, z której płynie Boży pokój. Zatem starajmy się od Tego, który jest cichy i pokorny sercem, zrozumieć fragmenty Pisma Świętego, które przed chwilą słyszeliśmy.
Czym jest owa radość, do której wzywa nas sam Pan Bóg? Kiedy myślę o radości, to czuję spokój, życzliwość do świata, a jednocześnie zatrzymanie przy tym, co dobre, ciche i pokorne – nic innego jak wdzięczność i chęć do działania. Radość ma w sobie coś z pięknej wiosennej pogody, słońca. Ale co najważniejsze, w radości jest miejsce na drugiego człowieka, dzielenie się z nim tym, co mamy najlepszego. Stąd św. Augustyn mówi: „Dla chrześcijanina radość jest obowiązkiem”. Dlatego nasza radość ma przede wszystkim wypływać z tego, że przez chrzest należymy do Chrystusa i jesteśmy żywymi członkami Kościoła. Radość ma także się rodzić z tego, że nasz król jest łagodny, miłosierny, nieskory do gniewu, dobry dla wszystkich i nieustannie jest przy nas, a my w Nim.
Czy może być coś piękniejszego, jak zaczynanie życia wciąż od nowa? Przecież dla nas, ludzi wierzących, nie ma końca, tylko zawsze jest początek czegoś nowego… I właśnie dzisiaj Chrystus pyta, czy chcesz wysławiać Boga, zaczynając swoje życie wciąż od nowa. Bóg jest w stanie wszystko uczynić, tylko czy naprawdę tego chcemy?
Fragment Ewangelii z jednej strony napawa respektem, a z drugiej bojaźnią. Bo kim w zasadzie jesteśmy, aby wtrącać się w ten piękny dialog prowadzony między Synem a Bogiem Ojcem, dialog uwielbienia?
I właśnie w tym kontekście rodzi się pytanie, kto naprawdę idzie do Boga. Komu Ojciec rzeczywiście objawia Syna? Wiadomo, że każdy człowiek jest powołany do świętości, a więc do Boga. Lecz by uwierzyć w to, że Jezus jest Synem Bożym i wciąż nas powołuje do lepszego życia, potrzebujemy prostoty i pokory, zatem musimy mieć serce pokorne i łagodne.
Przecież w historii świata, Kościoła widzimy, że najprędzej Boga w Jezusie przyjęli ludzie mało znaczący – rybacy, stając się Apostołami, kobiety z ludu, biedacy ze wsi i miast, grzesznicy. Inaczej mówiąc, ludzie z marginesu.
Ci inni mądrzy jak Nikodem, roztropni jak Szaweł musieli odbyć nieco dłuższą drogę w swoim życiu, aby zrozumieć, że mądrość, wiedza muszą być połączone z pokorą i prostotą.
Dziś jest podobnie. Rozglądając się wokół, kogo dostrzegamy? Czy widzimy wielkich tego świata, tych potężnych i wielce sławnych?
Dlatego starajmy się wciąż prosić Ducha Świętego, który przenikając tajemnicę Boga, wypełnia nasze serca prawdą, którą kiedyś włożył w usta nam sam Chrystus, abyśmy dzięki niej mogli zasmakować radości i żyć nią mimo różnych przeciwności i upadków.