Radość z bycia na liście mieszkańców nieba.
Niedziela, XIV Tydzień Zwykły, rok C, Łk 10,1-12.17-20
Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki. Nie noście z sobą trzosa ani torby, ani sandałów; i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie! Gdy do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: Pokój temu domowi! Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim; jeśli nie, powróci do was. W tym samym domu zostańcie, jedząc i pijąc, co mają: bo zasługuje robotnik na swoją zapłatę. Nie przechodźcie z domu do domu. Jeśli do jakiego miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: Przybliżyło się do was królestwo Boże. Lecz jeśli do jakiego miasta wejdziecie, a nie przyjmą was, wyjdźcie na jego ulice i powiedzcie: Nawet proch, który z waszego miasta przylgnął nam do nóg, strząsamy wam. Wszakże to wiedzcie, że bliskie jest królestwo Boże. Powiadam wam: Sodomie lżej będzie w ów dzień niż temu miastu. Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością mówiąc: Panie, przez wzgląd na Twoje imię, nawet złe duchy nam się poddają. Wtedy rzekł do nich: Widziałem szatana, spadającego z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie.
Ktoś zapytał kiedyś prof. Jamesa Simpsona, który pierwszy zastosował chloroform do narkozy chirurgicznej: „Co uważa pan za swoje największe odkrycie?”. Simpson odpowiedział: „Moim największym odkryciem było to, że Jezus Chrystus jest moim Zbawicielem”. Każdy, kto choć raz był na uczelni w okresie egzaminów wstępnych, przeżył ten obraz. Przed wywieszonymi listami nowo przyjętych studentów cisną się tłumy kandydatów. Raz po raz odrywa się od nich kolejna postać i nie bacząc na stojących, rzuca się pierwszemu napotkanemu człowiekowi na szyję, wyrażając w ten sposób radość z odnalezienia siebie na liście. Nic nie jest w stanie wyhamować tego uczucia, tej potrzeby wyrażenia entuzjazmu z powodu spełnienia się marzeń. Nikt też, nawet ci, którzy nie odnaleźli siebie wśród szczęśliwców, nie ma za złe tych eksplozji radości. Podobne sceny możemy oglądać w telewizji z okazji transmisji z różnorakich konkursów, festiwali, zawodów sportowych.
W dzisiejszej Ewangelii Chrystus zaskakuje Apostołów i powołanych uczniów nakazem radości. Radości z bycia na liście mieszkańców nieba. Zaskakuje, ponieważ oni tego nie oczekiwali. Chwaląc się odniesionymi sukcesami apostolskimi, liczyli na pochwałę za swoją aktywność, za cuda, które się dokonały przez ich posługę. W ten gwar opowieści o tym, co się zdarzyło, Chrystus wchodzi ze słowami jakby oderwanymi od kontekstu – „Cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie”.
W przeżywaniu naszej chrześcijańskiej wiary, cieszący się człowiek ma świadomość, że największa chwała człowieka nie polega na tym, czego on dokonał dla Boga, ale czego Bóg dokonał dla niego. Ktoś zapytał kiedyś prof. Jamesa Simpsona, który pierwszy zastosował chloroform do narkozy chirurgicznej: „Co uważa pan za swoje największe odkrycie?”. Simpson odpowiedział: „Moim największym odkryciem było to, że Jezus Chrystus jest moim Zbawicielem”.
Największym odkryciem każdego z ochrzczonych winno być uświadomienie sobie, że nasze imiona zapisane są w księdze zbawionych. Z tego odkrycia winna rodzić się radość emanująca na środowisko, będąca cichą, ale jakże owocną formą ewangelizacji. Czy tak jest rzeczywiście?