Różaniec naprawdę przemienia człowieka

 

ANNA SOSNOWSKA: Skąd wziął się różaniec?

O. CYPRIAN KLAHS OP: Chrześcijanie od pierwszych wieków naprawdę serio traktowali wezwanie św. Pawła: „nieustannie się módlcie” (1 Tes 5, 17). Początków różańca w znaczeniu modlitwy powtarzalnej można szukać w ruchu pustelniczym i monastycznym III i IV stulecia. Z tego, co udało mi się odkryć, już żyjący w III wieku pustelnik Paweł z Teb odmawiał „Ojcze nasz” trzysta razy w ciągu dnia, co odliczał na kamyczkach.

Kiedy wśród tych powtarzalnych modlitw pojawia się „Zdrowaś Mario”?

Najstarsze znane nam świadectwo pochodzi z IX stulecia, a mniej więcej dwa wieki później zachęcają już do takiej modlitwy papieże. Wraz ze wzrostem obecności Maryi w pobożności chrześcijańskiej i zaufania do Jej pośrednictwa odmawianie Pozdrowienia Anielskiego staje się coraz bardziej popularne, czego apogeum mamy właśnie w średniowieczu. To wtedy kształtuje się forma różańca niewiele różniąca się od dzisiejszej.

Co w takim razie z legendą, która głosi, że to sama Matka Boża przekazała w XIII w. różaniec św. Dominikowi?

Tego oczywiście nie jesteśmy w stanie potwierdzić, ale na pewno  dominikanie jako pierwsi przyczynili się do rozpowszechnienia różańca. Będąc zakonem wędrownych kaznodziejów bracia nie mieli możliwości noszenia ze sobą ksiąg, z których mogliby się modlić, więc odmawiali różaniec. Rozpowszechniali go także w miejscach, gdzie głosili kazania czy misje. Myślę, że właśnie dlatego tę modlitwę tak mocno złączono z postacią św. Dominika.

Odmawiając różaniec wielokrotnie powtarzamy te same słowa. Czy Maryja się tym nie nudzi?

Wątpię, choć nie chcę sobie uzurpować, że dostaję bezpośrednie wiadomości od Maryi (śmiech). Istnieje zasadnicza różnica między naszymi ludzkimi miarami a Bożą miarą – co do czasu, przestrzeni, ale i ilości, więc nasze 150 „zdrowasiek” wypowiedzianych tutaj może mieć zupełnie inny wymiar po drugiej stronie.

Jaki jest sens modlitwy, która polega na ciągłym powtarzaniu tych samych słów?

Ta modlitwa ma dwa poziomy – warstwę bardziej zewnętrzną, czyli właśnie to powtarzanie „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Mario” czy „Chwała Ojcu” oraz rozważanie tajemnic. Powtarzalność wiąże się ze starą tradycją chrześcijańską, którą nazywamy medytacją. Mnisi mówili, że medytować to nieustannie powtarzać te same słowa, przeżuwając je, trawiąc je.

Po to, by one przetrawiły nas?

Tak, one mają nas przeniknąć, ogarnąć. Św. Augustyn powiedział o Eucharystii: stajemy się tym, co spożywamy. Możemy te słowa odnieść także do różańca – przez powtarzanie słów i tajemnic tej modlitwy przemieniamy się na ich podobieństwo. Warstwa powtarzania i rozważania misterium przylegają do siebie i tworzą całość. Dlatego, nawet jeśli różaniec może się wydawać monotonny, to na pewno nie jest nudny.

Ojciec mówi o zanurzaniu się w tajemnicę, a przecież często szczytem naszej modlitwy różańcowej jest zwyczajne klepanie kolejnych „zdrowasiek”.

To oczywiście podstawowy zarzut wobec różańca. Czasem, i trzeba sobie to powiedzieć z całą szczerością, może tak właśnie być. Ale z drugiej strony, ja już wyrosłem z pogardzania prostą modlitwą, nawet jeśli ktoś nazwie ją klepaniem. Niekiedy jedyną rzeczą, na jaką nas stać i jaką możemy Panu Bogu dać jest nasza wierność, nasz czas i pamięć.

Chociaż to ma marną jakość?

Wdowa z Ewangelii złożyła w ofierze tylko grosz, ale to było wszystko, co miała, czyli dała najwięcej, jak tylko mogła (por. Mk 12, 41-44). Pana Boga pewnie cieszą także te nasze  klepane „zdrowaśki”, On również taką modlitwę przyjmuje. Natomiast jasne, że powinniśmy się starać, by różaniec pełniej przeżywać i pełniej się nim modlić. Warto przy tym pamiętać o jednej rzeczy, która dotyczy każdej formy modlitwy – musimy zgodzić się na to, że na modlitwę trzeba poświęcić czas. A my często się łudzimy, że da się ją wcisnąć gdzieś między chwilami.

Jak w takim razie ocenia Ojciec odmawianie różańca w tramwaju, w drodze do pracy albo na zakupy, co nagminnie zdarza się nie tylko świeckim, ale i księżom, i zakonnikom?

To jest rzeczywiście bardzo powszechne i myślę, że bardzo dobre. Absolutnie bym nie odradzał i nie lekceważył takiej modlitwy, ponieważ przez nią próbujemy uświęcić nasz czas i włączyć to, co robimy w relację z Panem Bogiem.

Ale przed chwilą powiedział Ojciec, że na modlitwę musimy wygospodarować specjalną chwilę.

Na pewno sama modlitwa w drodze nie wystarczy – ona wymaga zagruntowania czy dopełnienia przez wyłączność dla Pana Boga. Ale kiedy mówię o czasie w kontekście różańca, mam na myśli także to, żeby spokojnie wypowiedzieć tajemnicę przypisaną do każdej dziesiątki – niech ta nazwa tajemnicy wybrzmi. Jeśli kogoś stać na chwilę ciszy przed rozpoczęciem odmawiania, to będzie to tylko z pożytkiem dla niego. Jeśli kogoś stać i sięgnie do Ewangelii po odnośny werset czy do innych rozważań, bo sporo mamy takich materiałów, to na pewno pomoże mu to w modlitwie. Jeśli kogoś na to stać i jest to zgodne z jego wrażliwością, niech na chwilę odłoży różaniec, weźmie kartkę i długopis, i napisze dwa, trzy zdania własnego rozważania.

A czy można wymyślać własne tajemnice różańca?

Co prawda nie mamy autorytetu papieskiego, ale przykład dodania przez Jana Pawła II tajemnic światła – co było zaskakujące i nie do końca się jeszcze przyjęło – pokazuje, że to nie jest modlitwa zamknięta i ograniczona do tych 15 a teraz 20 tajemnic. Ona ma nas maksymalnie zakorzenić w Ewangelii, czyli wszystko, co znajdujemy w Ewangelii moglibyśmy wprowadzić w tajemnice różańca.

Nasuwa mi się tutaj analogia z drogą krzyżową. Dziś składa się na nią 14 czy 15 stacji, jeśli dodamy zmartwychwstanie. Ale w różnych epokach historii Kościoła i  historii duchowości pasyjnej różnie to wyglądało – kiedyś droga krzyżowa miała i 50, i nawet 70 stacji.

Drogi krzyżowe, które odbywają się co roku w Koloseum też pewnie pokazują nam pewien kierunek. W 2009 r. rozważano wprawdzie 14 stacji, ale były to stacje wprost zaczerpnięte z Ewangelii i różniące się od tych tradycyjnych.

Modlitwa różańcowa, jak każda inna modlitwa, jest środkiem, a nie celem samym w sobie. Celem jest maksymalne otwarcie i udostępnienie siebie Panu Bogu, zjednoczenie z Nim. W związku z tym, jeśli możemy zrobić cokolwiek, żeby modlitwa lepiej niosła nas do Pana Boga, pozwalała Go lepiej poznać, bardziej kochać, to powinniśmy to zrobić.

Dlaczego między dziesiątkami „zdrowasiek” odmawiamy jeszcze „Ojcze nasz” i „Chwała Ojcu”? Samo „Zdrowaś Mario” nie wystarcza?

Na początku naszej rozmowy wspomniałem o tym, że w starożytności mnisi odmawiali głównie „Ojcze nasz”,  ponieważ w pierwotnej tradycji chrześcijańskiej to właśnie Modlitwa Pańska była modlitwą pierwotną i najbardziej podstawową. Więc raczej powinniśmy zapytać, dlaczego pojawiło się „Zdrowaś Mario” (śmiech). To oczywiście wiązało się ze wzrostem znaczenia Maryi, o czym już też mówiliśmy.

Odmawianie „Ojcze nasz” na początku każdej tajemnicy różańca, kończenie jej słowami „Chwała Ojcu” i wypowiadanie w centrum każdej „zdrowaśki” imienia Jezusa pokazuje, że różaniec jest nie tylko maryjny, ale nastawiony również na Trójcę Świętą - na Boga, któremu Maryja niesie naszą modlitwę. Widzimy w tym zdrowe wyczucie teologii chrześcijańskiej.

Czy w różańcu możemy zobaczyć własne życie, przejrzeć się w nim?

Jak najbardziej. W liście apostolskim Jana Pawła II „O różańcu świętym” znajdujemy słowa o tym, że w tej modlitwie można rozpoznać rytm ludzkiego życia i zharmonizować go z rytmem życia Bożego. W każdej tajemnicy różańca widać jakiś bardzo ludzki moment. Zwiastowanie Maryi mówi np. o rozpoznaniu swojego powołania i odpowiedzi na nie, o znalezieniu odwagi, żeby nie  uciekać przed wyzwaniami, jakie życie stawia. Także w tajemnicach bolesnych mamy bardzo ludzkie momenty dotyczące cierpienia fizycznego czy upokorzeń. Jeśli  wierzymy w to, że Syn Boży stał się prawdziwie i do końca człowiekiem, a różaniec rozumiemy jako rozważanie tajemnic Chrystusowych, to musi to być modlitwa bardzo związana z ludzkim życiem, nie może być inaczej.

Co takiego ma w sobie różaniec, że ciągle sięga po niego sporo młodych ludzi? Dlaczego taka forma modlitwy jest dla nich atrakcyjna, choć  wydawałoby  się, że nie powinna być?

Składa się na to pewnie kilka rzeczy. Różaniec jest łatwo dostępny, można go próbować odmawiać w każdych warunkach i w każdym czasie – studenci robią to w tramwaju czy w przerwie między wykładami. Ważny będzie tu również ten - często nieuświadomiony - ludzki wymiar różańca, dzięki któremu człowiek odnajduje i harmonizuje siebie. Siła tej modlitwy tkwi także w jej rytmie – ten rytm w nas wchodzi i wprowadza pewien porządek w nasze wnętrze. Ale najważniejsze jest to, że różaniec to modlitwa prawdziwa.

W jakim sensie?

Ma prawdziwą wartość - pokolenia ludzi doświadczyły tego, że różaniec rzeczywiście prowadzi do Pana Boga. Dlatego ta modlitwa nie będzie się starzeć i zawsze znajdzie zwolenników. Jej skuteczność nie polega jednak na tym, że kiedy odmówię dziesiątkę w jakiejś intencji, to mi się to spełni. Różaniec jest skuteczny w tym sensie, że naprawdę przemienia człowieka.

 

o. Cyprian Klahs jest duszpasterzem akademickim oraz duszpasterzem "Paleolitu" w Poznaniu. Pasjonat literatury, wypraw rowerowych i kajakowych.

Fot. muffet/flickr.com/CC