Rzymskie Taize

Co najbardziej zapadło w pamięć? Morze świec spontanicznie podniesionych do góry, gdy Ojciec Święty zaczął polską część swojego przemówienia do młodzieży na Placu św. Piotra. Łzy w oczach, niewymuszona radość z bycia razem, także wtedy, gdy nie do końca rozumiało się co inni mówili.

Zdumiewały rzymskie bazyliki wypełnione młodymi ludźmi siedzącymi na posadzce w zamyśleniu i ciszy. Ta ostatnia wcale nie musiała być wymuszana tradycyjnym uciszaniem. Wystarczyli wolontariusze trzymający plansze w napiszem: silenzio. Bo tutaj nie przyjechali jedynie turyści by niskim kosztem zwiedzić Rzym, ale przede wszystkim pielgrzymi - ludzie szukający Boga.

Dzień rozpoczynała poranna modlitwa w duchu Taize w goszczących parafiach przeplatana śpiewem kanonów, Słowem Bożym i długą chwilą na własną refleksję. Był też czas by swoim doświadczeniem wiary podzielić się na spotkaniach w małych grupach językowych. Potem wszyscy udawali się na Cicro Massimo, by zejść obiad, a następnie udać się na pielgrzymowanie po bazylikach Rzymu. Tam czekała ich wspólna popołudniowa i wieczorna modlitwa. Sporą część czasu zajmowała podróż na nocleg, więc udało się do "perfekcji" opanować plan niezbyt rozbudowanego metra, jak i tramwajów i autobusów.

Bo choć warunki zamieszkania w czasie Taize były dla kilku tysięcy młodych ludzi iście spartańskie, to nie zdołało to zgasić entuzjazmu. Radość z życia we wspólnocie, siła wychodząca z kontemplacji Słowa Bożego jest w stanie przezwyciężyć codzienną miernotę i odczucie samotności.