Sam sobie zadaję to pytanie…

Poniedziałek, XII Tydzień Zwykły, rok II, Mt 7,1-5

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, podczas gdy belka tkwi w twoim oku? Obłudniku, usuń najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata».

 

Jezus pyta: „Dlaczego to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegam belki we własnym oku?”. Właściwie to sam chciałbym wiedzieć… Słuchając słów tej Ewangelii, sam zadaję sobie to pytanie: „Dlaczego to widzę drzazgę w oku mego brata lub siostry, a nie dostrzegam belki we własnym oku?”.

Bardzo często, mówiąc: „drzazga w oku brata”, myślę o jakimś grzechu, o jakimś złym uczynku lub postępowaniu, o moralnym złu, którego dopuszcza się mój brat lub siostra. A przecież drzazga w oku to przede wszystkim coś, co utrudnia widzenie; coś, co zmusza do szybkiego mrugania, coś, co sprawia, że oczy łzawią… Czy stałem się tak bardzo wrażliwy na kondycję oczu mojego brata? Czy tak bardzo zależy mi na tym, by on wreszcie uwolnił się od tego, co utrudnia mu poprawne widzenie? A może po prostu „belka w moim oku” sprawia, że nic nie widzę i niewiele rozumiem…, że ośmielam się naprawiać ten świat niejako „na oślep”, że porywam się na operacje oczu moich braci „po omacku”. Próbuję zapomnieć…, odwracam uwagę (najpierw moją własną!) od mojej ślepoty, „z troską pochylając się” nad oczami innych...