Samooszukiwanie się
„Nas to nie dotyczy”, „Nasze dzieci są bezpieczne”, „Lepiej zająć się innymi sprawami”. Wielokrotnie słyszałam takie odpowiedzi, kiedy w różnych środowiskach próbowałam mówić o problemie wykorzystywania seksualnego dzieci. Tyle że to samooszukiwanie się.
Nie chodzi o to, żeby teraz panikować, że na każdym rogu czeka na dziecko zboczeniec, ani wbijać dzieciom w głowę, że każdy dorosły ma wobec nich złe zamiary, bo tak nie jest (choć ostrożności nigdy nie za wiele). Niemniej jednak warto być świadomym, że ci, którzy krzywdzą dzieci, to nie tylko bestie, które na czole mają etykietkę z napisem „pedofil”. Statystyki pokazują, że tymi krzywdzicielami mogą być również, co wielu nie mieści się w głowie, nasi bliscy, znajomi, sąsiedzi, przyjaciele domu, ludzie, których spotykamy rano w piekarni czy mijamy w windzie. Statystycznie najmniej jest sytuacji, w której ktoś w lesie czy parku rzuca się na dziecko i je krzywdzi. Częściej krzywda poprzedzona jest procesem, nierzadko bardzo długim, budowania zaufania, uwodzenia.
Jak to wygląda? Doskonale pokazuje to Amy Zabin, terapeutka, która w amerykańskich więzieniach pracuje z osobami skazanymi za najgroźniejsze przestępstwa wobec dzieci. W swojej książce Rozmowy z pedofilem na przykładzie skazanego Alana, preferencyjnego pedofila, pokazuje, na czym ten proces polega i w jaki sposób dziecko wpada w pułapkę zastawioną przez osobę, którą lubi i do której ma zaufanie. Bo Alan swoje ofiary znał. Więcej, znał doskonale ich rodziców. Pracował jako instruktor, dla swoich podopiecznych był miły, miał dla nich czas, interesował się ich sprawami, chętnie z nimi rozmawiał, nie raz wstawiał się u rodziców, gdy ci czegoś dziecku zakazywali. Wyjeżdżał z nimi na różne wyjazdy, miał do nich wręcz nieograniczony dostęp. Oczywiście, nie do wszystkich, bo jeśli miał cień podejrzenia, że do akcji mogliby wkroczyć rodzice i go zdekonspirować, to się wycofywał. Takie dziecko było wówczas bezpieczne.
Plan uwodzenia i manipulowania swoimi podopiecznymi miał opracowany do perfekcji. „Przed podjęciem jakichkolwiek działań fizycznych wobec mojej ofiary dużo czasu poświęcałem na poznanie jej i jej rodziny. Chciałem się upewnić, że zanim dopuszczę się przestępstwa, zrobię wszystko, co w mojej mocy, by nie wyszło na jaw, i jak najlepiej przygotuję ofiarę do zachowania tajemnicy” – opowiadał Amy Zabin. Proces ten trwał tygodniami, a nawet całymi miesiącami „Dzieci odczuwają nienasyconą potrzebę opieki i zainteresowania ze strony dorosłych i pedofile często to wykorzystują. By wciągnąć moje młode ofiary w pułapkę, łączyłem tajemniczy urok skrytości z okazywanym im dużym zainteresowaniem. Nie działałem szybko, lecz bardzo powoli budowałem u dziecka akceptację dla potrzeby posiadania sekretów. Jednocześnie tajemniczość stwarzała mi szansę przekonania dziecka, że jestem jedyną osobą na świecie, której naprawdę na nim zależy i która o nie dba…” – mówił.
Krok po kroku Alan opisuje swoje metody. Warto się z nimi zapoznać, bo wielu przestępców seksualnych stosuje podobne. Bo – tego także warto mieć świadomość – równie podniecające dla osoby, która krzywdzi dzieci, są władza i kontrola. „Uczyłem się wykorzystywania emocji ofiary jako sposobu uzyskania nad nią kontroli. Uczyłem się grać na jej uczuciach, obawach, chęciach, niepokojach, zainteresowaniach, na jej ego i chciwości (pragnieniach) w celu nakłonienia jej do zrobienia rzeczy, których nie chciała robić”. A wszystko po to, by móc dzieckiem w perfidny sposób manipulować.
Rozmowy z pedofilem to lektura niełatwa. Nie da się jej przeczytać na raz od deski do deski. Niemniej jednak warto podjąć ten wysiłek, przede wszystkim po to, by się dowiedzieć, jak pedofil działa, i móc skutecznie stosować prewencję. A tą jest po prostu więź z dzieckiem. Tyle i aż tyle.
Książka ta uświadamia jeszcze jedną ważną rzecz. Mianowicie, że nie ma stuprocentowo bezpiecznych dzieci. Kłamstwa i manipulacje ze strony seksualnego przestępcy mogą być tak silne, że dziecko nie będzie w stanie im się oprzeć, wpadnie w pułapkę, z której nie będzie miało już wyjścia. A nawet jeśli uda mu się z niej wyzwolić, doświadczenie skrzywdzenia odciśnie piętno na całym jej życiu. Dlatego zamiast zamiatać ten temat pod dywan czy zbywać go wzruszeniem ramion, że nas to nie dotyczy, warto szczerze się nim zainteresować. Bo jak pisze Amy Zabin, „rozpaczliwie pragniemy wierzyć, że jest to coś, co zdarza się tylko innym – czyjejś córce, synowi sąsiada albo rodzinie mieszkającej kilka domów dalej. Uczymy nasze dzieci, by nie rozmawiały z nieznajomymi, i jesteśmy przekonani, że to wystarczy, by zapewnić im bezpieczeństwo. Jednak wiara w to, że napastują tylko nieznajomi, jest równoznaczna z narażeniem naszych dzieci na poważne zagrożenia”. Wiara w to, że takie rzeczy przytrafiają się innym, także może być bardzo złudna i mieć tragiczne konsekwencje.