Seksualność? O nią też trzeba dbać

Seksualność w małżeństwie to ogromny dar. I nie trzeba być specjalistą od etyki seksualnej, by to wiedzieć. Dobra, dojrzała seksualność buduje związek i go umacnia. Zła, zbudowana na przemocy i szantażu, nigdy do niczego dobrego nie zaprowadzi.

Od kilku lat uczestniczę wspólnie z mężem w katechezach przygotowujących narzeczonych do małżeństwa. Podczas kilku spotkań dzielimy się naszym doświadczeniem życia rodzinnego, dużej rodziny, ale także mówimy o seksualności. Nie jest to temat prosty, łatwo go zbanalizować czy wręcz zwulgaryzować (wystarczy posłuchać, jakim ludzie potrafią posługiwać się językiem, kiedy na ten temat się wypowiadają). Nie jest też prosty, bo nie znamy naszych słuchaczy. Zakładamy, że każdy z nich ma inny próg wrażliwości, każdy z nich pochodzi z innego domu. Jedni wychowywani byli przecież w atmosferze całkowitego tabu, gdzie „o tych sprawach się nie rozmawiało”, a nawet najdrobniejsza wzmianka na ten temat była natychmiast ucinana. Inni z kolei traktują tę sferę zupełnie normalnie i zawsze otwarcie rozmawiali o seksualności ze swoimi rodzicami. A jeszcze inni wnoszą do małżeństwa swoje rany związane choćby z wykorzystaniem seksualnym, którego doświadczyli w dzieciństwie czy w dorosłym życiu. Mówiąc o seksualności, trzeba mieć to wszystko na uwadze i tak ważyć słowa, żeby dodatkowo kogoś nie skrzywdzić.

Seksualność to ogromny dar, ale też sfera niezwykle delikatna, którą łatwo zniszczyć. To też sfera, w której ludzie, jako że są w tak bliskiej relacji, mogą siebie bardzo ranić. Wymuszenie współżycia, szantażowanie, używanie tej sfery do manipulowania małżonkiem czy egzekwowania jakichś własnych korzyści także nie sprzyja budowaniu tej sfery. Podobnie jak unikanie współżycia przez długie miesiące. I znów powody mogą być różne, choćby choroba czy paraliżujący wręcz lęk przed kolejną ciążą. W niektórych przypadkach potrzebna będzie pomoc specjalisty, by tę sferę uzdrowić. I nie można się tego bać. Warto walczyć o seksualność, bo to istotny fundament życia małżeńskiego.

Kościół naucza, że są dwa cele seksualności w małżeństwie: zrodzenie potomstwa i umacnianie jedności małżeńskiej. Dawniej uszeregowane hierarchicznie, dziś – w nauczaniu Kościoła – traktowane równorzędnie. I bardzo dobrze, że taka ewolucja się dokonała. Zresztą nie tylko w tym aspekcie. Dziś już (na szczęście) z oficjalnego nauczania zniknęło pojęcie „obowiązku małżeńskiego”, a także to, że małżeństwo to antidotum na pożądliwość. Choć w podręcznikach do etyki seksualnej już takich zapisów nie ma, nie znaczy, że w praktyce nie można się z takimi naukami spotkać. Niestety, bywa, że także na katechezach przedślubnych.

Wszystko jest piękne, kiedy te równorzędne cele nie wchodzą ze sobą w konflikt. Ale wielu z nas, małżonków, doświadczyło sytuacji, kiedy trudno było realizować jednocześnie oba cele małżeństwa. Jak czerpać radość z seksualności, kiedy paraliżuje nas lęk przed pojawieniem się kolejnego dziecka (bardzo wiele kobiet, także tych wierzących, na pewnym etapie swojego życia staje przed takim wyzwaniem)? Jak budować jedność, kiedy jedno z małżonków, chcąc żyć w zgodzie z nauczaniem Kościoła, chciałoby stosować w swoim małżeństwie naturalne metody rozpoznawania płodności, a drugie tego nie akceptuje, podważa (często na wyrost) ich skuteczność? W końcu, jak realizować seksualność w małżeństwie w sytuacji, gdy w tej sferze dochodzi do przemocy, nie tylko fizycznej, ale także psychicznej? To oczywiście tylko niektóre sytuacje, a w zasadzie maleńki wierzchołek góry lodowej, bo tych problemów związanych z seksualnością w małżeństwie jest naprawdę wiele.

Nie chcę, żeby wybrzmiało, że seksualność w małżeństwie to tylko problemy i nieustanne konflikty wartości. Bynajmniej. Ta sfera może być naprawdę pięknie przeżywana i w wielu małżeństwach na szczęście jest. Zawsze mnie budują świadectwa tych małżeństw, które czerpią niesamowitą radość ze swojej intymności i w ten sposób umacniają swoją relację. I cieszę się, że małżonkowie mają odwagę o tym mówić i zachęcać innych do tego, by o tę sferę swojego życia dbali szczególnie. Ale też mam świadomość, jak wiele problemów seksualność może rodzić, jak bardzo może ranić i zamiast budować, niszczy to, co najpiękniejsze. Dlatego tak ważna jest otwartość na rozmowę w małżeństwie o seksualności, ale także szukanie tych, którzy na tej drodze będą nas wspierać. Mądry i dobry spowiednik czy kierownik duchowy będzie na wagę złota. W wielu poradniach rodzinnych działających przy parafiach także pracują fantastyczni fachowcy. Warto ich szukać i korzystać z ich pomocy, by znów czerpać radość z tego ogromnego daru, jakim jest seksualność.