Sercańska piesza pielgrzymka na Jasną Górę, cz. 1 (wywiad/foto)

ANNA SOSNOWSKA: O szóstej grupie radomskiej pielgrzymki – czyli Grupie Sercańskiej – mówi się, że jest inna, wyjątkowa. Na czym w takim razie polega jej specyfika?

Rzeczywiście nasza grupa jest tak postrzegana w ramach pielgrzymki radomskiej. To o tyle ciekawe, że my, księża sercanie, którzy prowadzimy „6”, nie mamy w diecezji radomskiej żadnego swojego miejsca czy duszpasterstwa. A specyfika grupy polega na jej bardzo rodzinnym charakterze.

W czym on się przejawia?

Choćby w tym, że jemy razem wszystkie posiłki, a zupy dla pielgrzymów – które smakują rewelacyjnie! – są gotowane przez naszych kucharzy.

Macie na pielgrzymce swoich kucharzy!? Skąd ich wzięliście?

Sami się zgłosili (śmiech). To nie są kucharze z wykształcenia, ale ludzie, bez których nie wyobrażam sobie pójścia w tej pielgrzymce. Oni wykorzystują swój urlop właśnie w taki sposób: wstają o 4 rano, gotują, myją gary, palą w piecu, przygotowują dla pielgrzymów ciepłą wodę, a kładą się koło północy. I to jest ich odpoczynek. Dziwne, prawda? Ich praca ma dla mnie bardzo chrześcijański wymiar, to niesamowite świadectwo.

Co jeszcze określa charakter waszej pielgrzymki?

Coś, co także wpisuje się w tę rodzinność, czyli nocowanie w jednym miejscu. Patrząc od strony czysto technicznej, atutem takiego rozwiązania jest to, że po dojściu do wyznaczonego na dany dzień celu, pielgrzym nie musi jeszcze – po wielu godzinach wędrowania – chodzić po wsi i szukać noclegu, a potem znowu wracać na Apel Jasnogórski, i z powrotem na nocleg. U nas wszystko mamy na miejscu, trzeba tylko rozbić namiot.

All inclusive, można powiedzieć.

Tak (śmiech), ale to wszystko bardzo sprzyja tworzeniu wspólnoty, budowaniu więzi. Ludzie mają szansę naprawdę się poznać, tęsknią potem za sobą, umawiają się za rok. Mamy w grupie kleryka, mocno z nami związanego, bo zawsze chodził na pielgrzymkę z „6”. W tym roku w ramach seminaryjnych obowiązków, pełnił posługę także w innych grupach radomskiej pielgrzymki. Jego obserwacje były takie, że gdzie indziej trudniej zawiązać bliższe relacje, bo ludzie nie mają po prostu takich momentów, kiedy mogą obok siebie spokojnie usiąść i pogadać.

Często elementem jednoczącym są także niezwykłe czy niespodziewane wydarzenia. Przeżyliście w tym roku jakąś przygodę?

W tym roku nie, ale dwa lata temu przyszła taka burza, że namioty były zalane na 30, 40 cm. Musieliśmy ratować dobytek, wyciągaliśmy wszystko z wody. Dobrze, że ta zawierucha dopadła nas wieczorem, a nie w nocy podczas snu.

W pielgrzymce idą zazwyczaj ludzie w różnym wieku. Jak Ksiądz ocenia takie doświadczenie międzypokoleniowe, którego często na co dzień nie mamy?

To trzeba samemu zobaczyć i przeżyć, bo rozstrzał wieku w tym roku był od 2 do 75 lat. W ostatnim dniu pielgrzymki na trasie można było zobaczyć właściwie cztery pokolenia.

Łatwo wtedy o konflikty? W końcu, jak to mówią, każdy wiek ma swoje prawa.

Nie ma żadnych konfliktów, tworzymy jedną wspólnotę. Kiedy śpiewamy nowoczesne pieśni z klaskaniem, starsi się nie obrażają, tylko też je śpiewają. I odwrotnie – kiedy modlimy się Godzinkami do NMP, młodzież też się w nie włącza. Generalnie - jest mnóstwo życzliwości, dobroci i jedni drugich wspierają. Ta pielgrzymka cechuje się tym, że korzystając z doświadczenie ludzi starszych, pokazujemy też młodzieńcy entuzjazm.

Grupa Sercańska obchodziła w tym roku swoje 33. urodziny. Macie już swoich weteranów?

Najstarsza pątniczka ma 75 lat i chodzi na pielgrzymki od zawsze – w tym roku także przebyła praktycznie całą trasę pieszo, tylko w czasie upału przejechała króciutkie odcinki, ale trzeba ją było do tego mocno namawiać. Na pewno osoba warta podkreślenia to pan Janusz Sadłowski, który jest właściwie inicjatorem Grupy Sercańskiej i ma u siebie w domu całą bazę pielgrzymkową. W tej chwili nie chodzi już pieszo, ale… pracuje na kuchni i zajmuje się zapleczem technicznym. Nie znam większego pasjonata pielgrzymkowego! Jest też siostra Janina Bernaciak, która mieszka w Radomiu i udostępnia nam swoje mieszkanie i garaż, żebyśmy mogli zrobić zapisy na pielgrzymkę. W tym roku nie dała już rady pójść, ale jestem święcie przekonany, że ona duchowo nadal z nami pielgrzymuje. Nasze starsze siostry pielgrzymkowe zawiązały wspólnotę, która modli się - w domu każdej z nich – w intencji pielgrzymki i kapłanów w nią zaangażowanych. To są niesamowite, wielkie postaci.

Grupa Sercańska, choć rusza z Radomia, ma charakter ogólnopolski, prawda?

Tak, pielgrzymują w niej osoby z naszych parafii sercańskich albo takie, które kiedyś zetknęły się z sercanami. Sporo jest wśród nas także osób z samej diecezji radomskiej – zdecydowały się dołączyć właśnie do „6”, bo wiedzą, że tam idzie się na rekolekcje.

No właśnie. Kiedy czytałam różne opisy waszej pielgrzymki, to na każdym kroku podkreślacie jej rekolekcyjny charakter. Dlaczego to takie ważne?

Bo bardzo wielu ludzi może dziś pomylić pielgrzymkę z turystyką religijną - jest fajnie, dużo się śpiewa, klaszcze, można spotkać się ze znajomymi. Biskup diecezji radomskiej, posyłając nas co roku na tę pielgrzymkę, kładzie duży nacisk na formację duchową, co mi się osobiście bardzo podoba. Jeśli mamy w pielgrzymce radomskiej ponad siedem tysięcy ludzi (w Grupie Sercańskiej szło 230 osób) i osiem dni, kiedy można im coś wartościowego spokojnie, bez pośpiechu przekazać, to jest to ogromny potencjał duchowy i nie wolno go zmarnować.

A nie miał Ksiądz obaw, że hasło „rekolekcje” odstraszy część potencjalnych uczestników?

W naszej grupie faktycznie obowiązuje spora dyscyplina – trochę jak w wojsku, kładę na to duży nacisk i czasem – przyznaję – zastanawiam się, czy warto ten styl utrzymywać. Ale kiedy potem pielgrzymi przy pożegnaniu dziękują za to, że mogli przeżyć swoje – no właśnie - rekolekcje, to mnie utwierdza w przekonaniu, że wybraliśmy dobrą opcję i tą drogą powinniśmy iść.

Raz chciałem wyrzucić z pielgrzymki kilka osób, bo oddaliły się samowolnie od grupy, a tego raczej nie wolno robić. I mówię do nich, bardzo oburzony: „Jak wam się nie podoba w szóstej grupie, to poszukajcie sobie innej, gdzie będziecie mieli więcej swobody!”. Na co chłopak do mnie: „Proszę księdza, ale nam się właśnie podoba w „6” i nigdzie się nie wybieramy”.

Jak wyglądał ten rekolekcyjny wymiar pielgrzymki?

Rano pobudka…

To też duchowy element!?

Tak, ponieważ budziła nas muzyka z „Krainy Łagodności” (śmiech). Mszę św. mieliśmy albo zaraz po toalecie porannej – przed śniadaniem, albo już na trasie i to było dla nas najważniejsze wydarzenie dnia – na jej przygotowanie i odprawianie kładliśmy największy nacisk. Kiedy ruszaliśmy, odmawialiśmy modlitwy poranne – pacierz połączony z małym katechizmem, czyli tak, jak robili to nasi dziadkowie.

Niejeden miałby z tym kłopot…

Tym bardziej warto właśnie tak się modlić. Później śpiewaliśmy Godzinki do Matki Bożej, a następnie było krótkie wprowadzenie w temat dnia i podanie kilku pytań do przemyślenia. W tym roku zastanawialiśmy się nad sakramentami, nad tym, jak one wyglądają i owocują w naszym życiu i jak się do nich ustosunkowujemy. Mieliśmy także adoracje Najświętszego Sakramentu, konferencje, Apele Jasnogórskie, odmawialiśmy codziennie różaniec i Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Przeważnie odprawialiśmy też drugą Eucharystię dla mieszkańców miejscowości, w których się zatrzymywaliśmy, żeby tak okazać im naszą wdzięczność za użyczenie boiska czy kawałka pastwiska na rozbicie namiotów. To nie był „punkt obowiązkowy” dla pielgrzymów, ale wielu z nich też na nią przychodziło.

Ma Ksiądz takie poczucie, że ten czas pielgrzymki i dla księdza był czasem osobistych rekolekcji?

Bez wątpienia. Można się wiele nauczyć patrząc na to, jak ludzie przeżywają nasze głoszenie, sprawowanie sakramentów, jak się modlą czy jak znoszą cierpienia. Mnie się idzie bardzo łatwo, nie mam żadnych bąbli, czasem tylko jakieś otarcie, natomiast były osoby, które naprawdę cierpiały w czasie drogi i jestem pełen szacunku dla ich determinacji. Szli dalej, ponieważ mieli intencję i nawet prośba o to, żeby trochę podjechali, często nie skutkowała. Pielgrzymka pozwala mi też zobaczyć, w jaki sposób ja mogę służyć ludziom. To nadaje sens mojemu kapłaństwu. Dzisiaj chyba właśnie tego najbardziej potrzeba księdzu – poczucia, że jest potrzebny. I nie chodzi tu o bycie oklaskiwanym, ale o to, żebym mógł sprowadzać łaskę na tych, którzy jej pragną.

Który moment pielgrzymki był dla Księdza najbardziej poruszający?

Bezapelacyjnie wejście na Jasną Górę i stanięcie przed Matką Bożą.

Które trwa tylko chwilę, bo już czekają przed Kaplicą Cudownego Obrazu kolejne grupy. Nie przeszkadza to Księdzu?

Nie, bo z myślą o tej chwili szło się przez osiem dni.

Miejsce pod obrazem Matki Bożej Częstochowskiej ma dla Księdza szczególne znaczenie?

Zdecydowanie. Za progiem kaplicy jest inny świat i nie istnieje w Polsce drugie takie sanktuarium, które miałoby podobny klimat. Tu przenikają się historia, pobożność ludzi, tradycja. To nie jest miejsce „odpustowe”, ale miejsce, gdzie można tak naprawdę przyjść, żeby chociaż na kilka sekund zatrzymać się w ciszy przed Matką Bożą. I to wystarcza.

 

WEJŚCIE GRUPY SERCAŃSKIEJ NA JASNĄ GÓRĘ, 13.08.2013; fot. AS